13 Mar 2016, Nie 21:10, PID: 523128
Zacznę od tego, że mam 18 lat i z fobią społeczną męczę się od szkoły podstawowej, a dokładnie od 5 klasy... Uważam, że temat pasuje do tego działu, ale jeśli się mylę to proszę o przeniesienie(o ile jest to możliwe).
Po znalezieniu tego forum stwierdziłam, że miło będzie w końcu to komuś opowiedzieć, skoro znajomych mało moje życie i problemy obchodzą
Ne jestem jednak pewna czy cały ten długi post jest związany z fobią społeczną.
Podstawówka jak i pierwszy rok pierwszej gimnazjum(nie zdałam) były dla mnie przysłowiowym piekłem. Byłam gnębiona przez moją nieśmiałość, która później przerodziła się w fobię, gnębiona byłam za to, że lubię rysować, głównie przez chłopców, ale grupa dziewczyn także się znalazła.
Podczas uczęszczania do klasy 4 w końcu znalazłam sobie przyjaciółkę. Dobre trzy lata miałyśmy swój własny świat, obie uwielbiałyśmy rysować, bo ją niestety moją pasją zaraziłam, nocowanie u mnie było codziennością, u niej odpadało przez dużego, nieco agresywnego pieska.
Do 6 klasy było pięknie, wiadomo. Później niestety ona zmieniła szkołę(szkoła do której chodziłyśmy to podstawówka+gimnazjum, szkoła niestety sportowa, więc miała dość). I tak w pierwszej gimnazjum gnębienie stało się gorsze, tak jak w klasach 4-6 dziewczyna jakoś mi pomagała, specjalnie wyciągała mnie na spacery po szkole żebym tylko nie została sam na sam z resztą klasy. W gimnazjum popadłam w depresję przez jeszcze gorsze gnębienie, nikt ze mną nie rozmawiał, wszyscy mnie unikali, nauczycielom też jakoś nie bardzo zależało, aby wszystko zastopowało, a ja nie miałam odwagi powiedzieć mamie. Zaczęłam unikać wszelkich lekcji i właśnie to było powodem powtarzania klasy. W pierwszej gim, przyjaciółka jeszcze utrzymywała ze mną kontakt, to smsy, to gadu, to nocki etc, ale później znalazła sobie nowe towarzystwo i nasz kontakt się zerwał, zmieniła gadu oraz numer telefonu, a do mnie już nie przychodziła.
Szczerze zaczęłam jej przez to nienawidzić.
Zaczęłam jej zazdrościć nowych przyjaciół, kilka razy w tygodniu wybuchałam płaczem przy okazji się mocno denerwując gdy myślałam, że ona, właśnie w tym jednym, jedynym momencie spędzała czas z kimś innym. Wiele razy chciałam do niej napisać i jej wygarnąć, ale zmiana wszelkich numerów mi to uniemożliwiała, i w sumie nie miałabym odwagi tak czy inaczej więc po prostu siedziałam cicho i się załamywałam...
Nadal mam ochotę płakać za każdym razem gdy sobie o niej przypomnę i wmawiam sobie, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, już nawet nie pamiętam jak wygląda...
W drugiej gimnazjum, już w nowej szkole po zaliczeniu roku, w którym nie zdałam, poznałam chłopaka, który zagadał bo zobaczył przypinkę na mojej torbie "I ANIME". Zaczęliśmy się dogadywać, nie zostałam jego dziewczyną po mimo pytania, dlaczego? Bo nie chciałam i nadal nie chcę chłopaka.
Mieliśmy nawet plan, żeby iść do tego samego liceum! Niestety nie mogło się to ziścić, bo na profilu imformatyka-grafika komputerowa jest rozszerzona matematyka, z której jestem beznadziejna.
A więc przez te dwa lata(kolega także był po jednym nie zaliczonym roku, więc ten sam rocznik) dotrzymywał mi towarzystwa na przerwach i lekcjach.
Ale najgorsze i tak było to, że w pewnym momencie, w trzeciej gimnazjum poszedł z mojej ławki...
To było dosyć nagłe, ani me ani be, po prostu siedząc raz w ławce na pierwszej lekcji, on się spóźnił i pewna, że usiądzie jak zwykle obok mnie przesunęłam się pod ścianę, ale zamiast tego, chło0pak usiadł w rzędzie pod oknem w ostatniej ławce z kimś innym. Byłam szczerze w szoku...
Później po wyjściu na przerwę powiedział tylko "cześć" i poszedł do grupki osób, aby połazić po szkole, nie zapytał nawet czy chce iść z nim. Później stwierdziłam, że po prostu miał zły dzień i chciał pobyć sam, ale nie pasowało do tego łażenie po szkole z grupką rozgadanych osób.
Myśląc tak, miałam nadzieję, że na drugi dzień będzie jak dawniej, ale taka sytuacja powtarzała się z dnia na dzień, aż w końcu po miesiącu przestał się do mnie w ogóle odzywać, czasami jedynie jakieś ciche "cześć" jak sobie przypomniał.
Załamałam się ponownie jak wcześniej, teraz było niestety gorzej, bo on wychodził na pizze lub spacery wraz z tamtą grupką oraz moją koleżanką, którą mu przedstawiłam, a znałam ją od jakiś 4 lat, on natomiast niecałe dwa tygodnie... Nigdy nie zadzwonił ani nie napisał w sprawie czy chcę iść z nimi, czy chcę wpaść do tej właśnie koleżanki jaką mu przedstawiłam.
Czułam się odrzucona jak nigdy, bo na facebooku ciągle pojawiały się zdjęcia i posty jak to świetnie było wtedy a jak wtedy itd, itp.
Próbowałam dać im do zrozumienia, że mi przykro dając lajki pod postami i komentując, ale oczywiście nic, nic też nie zdziałało tło na moim profilu z wiadomością "Feeling left out.", które ustawiłam sobie pod wpływem emocji...
W szkole rozmawiałam z nim ostatni raz podczas zakończenia trzeciej gimnazjum, potem po prostu uciekłam.
Podobnie jak w przypadku dziewczyny, do tej pory mam napady smutku i nawet płacze gdy sobie o nim przypominam.
Zaczęłam nawet obwiniać siebie za to, że nie zgodziłam się na chodzenie z nim i przy okazji zadawać pytania "Dlaczego? Niech zgadnę, po prostu mnie nie cierpisz i zawsze wkurzałam cię moją małomównością, to to, nie?"
Dodam jeszcze, że aby się mnie "pozbyć" podczas gdy on łaził z tamtą grupką ludzi po szkole, wręczał mi swoje Nintendo 3DS wraz z pokemonami w slocie... Nie pamiętam dnia, w którym by mi konsolki nie wcisnął na przerwach...
Po gimnazjum nasz kontakt zerwał się całkowicie.
Po raz kolejny zaczęłam nienawidzić osobę, do której byłam tak cholernie przywiązana.
Osobiście poczułam jak zaufanie do tych dwóch osób po prostu znika.
Byłam zazdrosna o to, ze inni spędzają z nimi czas, a ja nie miałam takiej możliwości.
Mam też nieodparte wrażenie, że gdyby teraz ktoś z tej dwójki przyszedł pod moje drzwi, posiedzieć w moim pokoju, bo sprawy, rozpłakałabym się na ich widok...
Mam taki mały problem ze sobą...
Nie potrafię znieść "dzielenia" się kimś z kimś innym.
Tę dwójkę chciałam mieć tylko i wyłącznie dla siebie, aby nie mieli kontaktu z innymi.
Nie musieliby ze mną rozmawiać, ważne, abym mogła mieć ich przy mnie wiedząc, że nigdy nie odejdą.
Więc te uczucia irytacji i wiele innych są wywołane głównie tym.
Po znalezieniu tego forum stwierdziłam, że miło będzie w końcu to komuś opowiedzieć, skoro znajomych mało moje życie i problemy obchodzą
Ne jestem jednak pewna czy cały ten długi post jest związany z fobią społeczną.
Podstawówka jak i pierwszy rok pierwszej gimnazjum(nie zdałam) były dla mnie przysłowiowym piekłem. Byłam gnębiona przez moją nieśmiałość, która później przerodziła się w fobię, gnębiona byłam za to, że lubię rysować, głównie przez chłopców, ale grupa dziewczyn także się znalazła.
Podczas uczęszczania do klasy 4 w końcu znalazłam sobie przyjaciółkę. Dobre trzy lata miałyśmy swój własny świat, obie uwielbiałyśmy rysować, bo ją niestety moją pasją zaraziłam, nocowanie u mnie było codziennością, u niej odpadało przez dużego, nieco agresywnego pieska.
Do 6 klasy było pięknie, wiadomo. Później niestety ona zmieniła szkołę(szkoła do której chodziłyśmy to podstawówka+gimnazjum, szkoła niestety sportowa, więc miała dość). I tak w pierwszej gimnazjum gnębienie stało się gorsze, tak jak w klasach 4-6 dziewczyna jakoś mi pomagała, specjalnie wyciągała mnie na spacery po szkole żebym tylko nie została sam na sam z resztą klasy. W gimnazjum popadłam w depresję przez jeszcze gorsze gnębienie, nikt ze mną nie rozmawiał, wszyscy mnie unikali, nauczycielom też jakoś nie bardzo zależało, aby wszystko zastopowało, a ja nie miałam odwagi powiedzieć mamie. Zaczęłam unikać wszelkich lekcji i właśnie to było powodem powtarzania klasy. W pierwszej gim, przyjaciółka jeszcze utrzymywała ze mną kontakt, to smsy, to gadu, to nocki etc, ale później znalazła sobie nowe towarzystwo i nasz kontakt się zerwał, zmieniła gadu oraz numer telefonu, a do mnie już nie przychodziła.
Szczerze zaczęłam jej przez to nienawidzić.
Zaczęłam jej zazdrościć nowych przyjaciół, kilka razy w tygodniu wybuchałam płaczem przy okazji się mocno denerwując gdy myślałam, że ona, właśnie w tym jednym, jedynym momencie spędzała czas z kimś innym. Wiele razy chciałam do niej napisać i jej wygarnąć, ale zmiana wszelkich numerów mi to uniemożliwiała, i w sumie nie miałabym odwagi tak czy inaczej więc po prostu siedziałam cicho i się załamywałam...
Nadal mam ochotę płakać za każdym razem gdy sobie o niej przypomnę i wmawiam sobie, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, już nawet nie pamiętam jak wygląda...
W drugiej gimnazjum, już w nowej szkole po zaliczeniu roku, w którym nie zdałam, poznałam chłopaka, który zagadał bo zobaczył przypinkę na mojej torbie "I ANIME". Zaczęliśmy się dogadywać, nie zostałam jego dziewczyną po mimo pytania, dlaczego? Bo nie chciałam i nadal nie chcę chłopaka.
Mieliśmy nawet plan, żeby iść do tego samego liceum! Niestety nie mogło się to ziścić, bo na profilu imformatyka-grafika komputerowa jest rozszerzona matematyka, z której jestem beznadziejna.
A więc przez te dwa lata(kolega także był po jednym nie zaliczonym roku, więc ten sam rocznik) dotrzymywał mi towarzystwa na przerwach i lekcjach.
Ale najgorsze i tak było to, że w pewnym momencie, w trzeciej gimnazjum poszedł z mojej ławki...
To było dosyć nagłe, ani me ani be, po prostu siedząc raz w ławce na pierwszej lekcji, on się spóźnił i pewna, że usiądzie jak zwykle obok mnie przesunęłam się pod ścianę, ale zamiast tego, chło0pak usiadł w rzędzie pod oknem w ostatniej ławce z kimś innym. Byłam szczerze w szoku...
Później po wyjściu na przerwę powiedział tylko "cześć" i poszedł do grupki osób, aby połazić po szkole, nie zapytał nawet czy chce iść z nim. Później stwierdziłam, że po prostu miał zły dzień i chciał pobyć sam, ale nie pasowało do tego łażenie po szkole z grupką rozgadanych osób.
Myśląc tak, miałam nadzieję, że na drugi dzień będzie jak dawniej, ale taka sytuacja powtarzała się z dnia na dzień, aż w końcu po miesiącu przestał się do mnie w ogóle odzywać, czasami jedynie jakieś ciche "cześć" jak sobie przypomniał.
Załamałam się ponownie jak wcześniej, teraz było niestety gorzej, bo on wychodził na pizze lub spacery wraz z tamtą grupką oraz moją koleżanką, którą mu przedstawiłam, a znałam ją od jakiś 4 lat, on natomiast niecałe dwa tygodnie... Nigdy nie zadzwonił ani nie napisał w sprawie czy chcę iść z nimi, czy chcę wpaść do tej właśnie koleżanki jaką mu przedstawiłam.
Czułam się odrzucona jak nigdy, bo na facebooku ciągle pojawiały się zdjęcia i posty jak to świetnie było wtedy a jak wtedy itd, itp.
Próbowałam dać im do zrozumienia, że mi przykro dając lajki pod postami i komentując, ale oczywiście nic, nic też nie zdziałało tło na moim profilu z wiadomością "Feeling left out.", które ustawiłam sobie pod wpływem emocji...
W szkole rozmawiałam z nim ostatni raz podczas zakończenia trzeciej gimnazjum, potem po prostu uciekłam.
Podobnie jak w przypadku dziewczyny, do tej pory mam napady smutku i nawet płacze gdy sobie o nim przypominam.
Zaczęłam nawet obwiniać siebie za to, że nie zgodziłam się na chodzenie z nim i przy okazji zadawać pytania "Dlaczego? Niech zgadnę, po prostu mnie nie cierpisz i zawsze wkurzałam cię moją małomównością, to to, nie?"
Dodam jeszcze, że aby się mnie "pozbyć" podczas gdy on łaził z tamtą grupką ludzi po szkole, wręczał mi swoje Nintendo 3DS wraz z pokemonami w slocie... Nie pamiętam dnia, w którym by mi konsolki nie wcisnął na przerwach...
Po gimnazjum nasz kontakt zerwał się całkowicie.
Po raz kolejny zaczęłam nienawidzić osobę, do której byłam tak cholernie przywiązana.
Osobiście poczułam jak zaufanie do tych dwóch osób po prostu znika.
Byłam zazdrosna o to, ze inni spędzają z nimi czas, a ja nie miałam takiej możliwości.
Mam też nieodparte wrażenie, że gdyby teraz ktoś z tej dwójki przyszedł pod moje drzwi, posiedzieć w moim pokoju, bo sprawy, rozpłakałabym się na ich widok...
Mam taki mały problem ze sobą...
Nie potrafię znieść "dzielenia" się kimś z kimś innym.
Tę dwójkę chciałam mieć tylko i wyłącznie dla siebie, aby nie mieli kontaktu z innymi.
Nie musieliby ze mną rozmawiać, ważne, abym mogła mieć ich przy mnie wiedząc, że nigdy nie odejdą.
Więc te uczucia irytacji i wiele innych są wywołane głównie tym.