03 Maj 2016, Wto 22:37, PID: 538328
Otóż jak wszyscy wiedzą, w życiu człowieka są pewne okresy, w których dokonują się pewne zmiany i procesy w życiu. Procesy te zachodzą w określonych momentach życia, gdzie oczywiście sztywny wymiar czasowy nie jest określony, natomiast przyjęło się, że wtedy powinny nastąpić. Jeśli coś tych okresach "s+" lub je jakoś przegapimy wraz z postępującym wiekiem szanse na odnalezienie się na danym polu maleją lub wręcz jest to już niemożliwe (relacje międzyludzkie, sukces zawodowy, samorozwój itd.).
Oczywistym jest, że jako ludzie z fobią społeczną na wszystkich tych polach radzą sobie gorzej lub wcale. Są tacy, którzy starają się coś zmienić oraz tacy którzy odpuścili.
Przypuśćmy, że nachodzi taki oto moment - macie, powiedzmy, 45 lat, wiek w którym większość ludzi już nie ma siły na diametralne zmiany i parcia na nie. Nieważne, czy staraliście się coś zmienić czy nie, we wszystkich sprawach waszego życia jest taki sam upadek, po prostu nic nie wyszło. Moje pytanie brzmi, czy bylibyście w stanie tak wegetować do końca życia ?
Pytam, ponieważ świadomość upływającego czasu mnie przeraża, wegetowałem przez fobię sporą część swojego życia, w wielu sprawach jest trochę lepiej, w innych tak samo, tyle, że próbuję, bo jeszcze mam ostatki sił i chęci. Natomiast wiem, że żyć tak jak dotychczas nie potrafię. I wiem, że jeśli przyjdzie w przyszłości ten moment kiedy zrozumiem, że już jest za późno by to wszystko naprawić, po prostu popełnię samobójstwo.
Jak Wy widzicie tą kwestię ? Żyć by dla samego życia, mimo, że jest męczarnią czy po prostu odpuścić ?
Proszę nie piszcie, że nigdy nie jest za późno, nie cierpię tego określenia.
Oczywistym jest, że jako ludzie z fobią społeczną na wszystkich tych polach radzą sobie gorzej lub wcale. Są tacy, którzy starają się coś zmienić oraz tacy którzy odpuścili.
Przypuśćmy, że nachodzi taki oto moment - macie, powiedzmy, 45 lat, wiek w którym większość ludzi już nie ma siły na diametralne zmiany i parcia na nie. Nieważne, czy staraliście się coś zmienić czy nie, we wszystkich sprawach waszego życia jest taki sam upadek, po prostu nic nie wyszło. Moje pytanie brzmi, czy bylibyście w stanie tak wegetować do końca życia ?
Pytam, ponieważ świadomość upływającego czasu mnie przeraża, wegetowałem przez fobię sporą część swojego życia, w wielu sprawach jest trochę lepiej, w innych tak samo, tyle, że próbuję, bo jeszcze mam ostatki sił i chęci. Natomiast wiem, że żyć tak jak dotychczas nie potrafię. I wiem, że jeśli przyjdzie w przyszłości ten moment kiedy zrozumiem, że już jest za późno by to wszystko naprawić, po prostu popełnię samobójstwo.
Jak Wy widzicie tą kwestię ? Żyć by dla samego życia, mimo, że jest męczarnią czy po prostu odpuścić ?
Proszę nie piszcie, że nigdy nie jest za późno, nie cierpię tego określenia.