29 Kwi 2016, Pią 19:24, PID: 536628
Cześć. Jestem nowy na forum. W tym roku po maturze pójdę na studia co oczywiście sprawi, że nie uniknę poznania nowych ludzi i problemu by jako-tako odnaleźć się w nowym otoczeniu. Wiadomo, że nie jestem z tego powodu zbytnio zadowolony. Czekają mnie te same męki, których doświadczyłem kończąc gimnazjum przed pójściem do liceum. W liceum jakimś cudem miałem wielkie szczęście bo tam poznałem wielu bardzo fajnych ludzi i potrafiłem się jakoś odnaleźć w grupie w naszym towarzystwie, choć z większością osób w klasie praktycznie nie miałem żadnych kontaktów, nawet z nimi nie umiałby pogadać.
Reasumując: okres 3-letni w liceum przebiegł nieźle, choć ogólnie łatka cichego i skrytego została przylepiona do mojej osoby ale wiadomo, że to i tak było nieuniknione, więc to mnie nie zaskoczyło.
Teraz moje obawy są takowe, iż tym razem tyle szczęścia mieć nie będę i studia będą dla mnie gorsze niż tortury. Nie będę się mógł skupić na nauce, na przyswajaniu tego co mi się w życiu w przyszłości może przydać, tylko będę myślał, myślał i myślał o tym jakiego to mam pecha przez te cholerne lęki, fobie i strachy, bo swobodnie czuję się tylko w towarzystwie najbliższych znajomych, kolegów i rodziny. Uwaga i to tylko tej rodziny najbliższej. Jacyś wujkowie, ciotki przyjeżdżają wszyscy z nimi normalnie potrafią rozmawiać, choć widują się raz na 2-3 miesiące a ja się przy nich czuje jak ofiara przy swoim kacie trzymającym nóż w ręku.
Pytanie mam takie, czy wy mieliście podobne sytuacje, kiedy poznawaliście nowych ludzi, do jakich sytuacji wtedy dochodziło i jak ewentualnie daliście sobie z tym radę.
Jeżeli podobny temat gdzieś był, naruszyłem jakiś regulamin niepotrzebnie zakładając nowy wątek to przepraszam.
Reasumując: okres 3-letni w liceum przebiegł nieźle, choć ogólnie łatka cichego i skrytego została przylepiona do mojej osoby ale wiadomo, że to i tak było nieuniknione, więc to mnie nie zaskoczyło.
Teraz moje obawy są takowe, iż tym razem tyle szczęścia mieć nie będę i studia będą dla mnie gorsze niż tortury. Nie będę się mógł skupić na nauce, na przyswajaniu tego co mi się w życiu w przyszłości może przydać, tylko będę myślał, myślał i myślał o tym jakiego to mam pecha przez te cholerne lęki, fobie i strachy, bo swobodnie czuję się tylko w towarzystwie najbliższych znajomych, kolegów i rodziny. Uwaga i to tylko tej rodziny najbliższej. Jacyś wujkowie, ciotki przyjeżdżają wszyscy z nimi normalnie potrafią rozmawiać, choć widują się raz na 2-3 miesiące a ja się przy nich czuje jak ofiara przy swoim kacie trzymającym nóż w ręku.
Pytanie mam takie, czy wy mieliście podobne sytuacje, kiedy poznawaliście nowych ludzi, do jakich sytuacji wtedy dochodziło i jak ewentualnie daliście sobie z tym radę.
Jeżeli podobny temat gdzieś był, naruszyłem jakiś regulamin niepotrzebnie zakładając nowy wątek to przepraszam.