10 Paź 2008, Pią 12:14, PID: 76176
Wiem że się powtarzam z tematami i powinienem czerpać z waszych wniosków, ale pomyślałem że jeśli opiszę swoją historię, to może będzie to rodzaj terapii i poczuję się lepiej, jak już to z siebie wyrzucę. Ten sam tekst zaniosę do mojej poradni psychologicznej, bo raczej trudno mi jest się otworzyć i powiedzieć dokładnie to co chcę, najczęściej uogólniam albo za lekko podchodzę do swoich problemów i po spotkaniu mam poczucie niewykorzystanego czasu. Zacznę od drobiazgów, później to rozwinę.
Kiedy wychodzę na uczelnię, do pracy, spotkać się ze znajomymi, czuję lęk i strach. Największym problemem są różne natrętne myśli, zupełnie nie na miejscu - czy sobie poradzę w przyszłości, czy znajdę pracę, czy się utrzymam. Boję się też że zostanę samemu, bez bliskich. Ciągle nachodzą mnie wspomnienia z dzieciństwa, wakacji - wszystkich beztroskich chwil. Zaczynam się wtedy czuć niepewnie i od razu tracę pewność siebie.
Cały dzień przebiega według utartego schematu - rano jest jeszcze ok, kiedy wychodzę z domu, zaczynam się przejmować wszystkimi rzeczami naraz. Na uczelni nie mogę znaleźć sobie miejsca (studiuję dziennikarstwo) czuję się obrzydliwie niepewnie i chcę od razu wracać do domu - (Boże - a mam już 21 lat!) Trzyma się mnie rozkojarzenie, nie mogę się skoncentrować, wszystko dookoła leci w zawrotnym tempie, drżą mi ręce. Brakuje mi takiego wewnętrznego spokoju, jaki miałem gdy byłem mały. Gdy z kimś rozmawiam, jestem spięty, sprawiam wrażenie osoby oschłej i obojętnej - a w środku aż buzuje. Chciałbym pozbyć się wszelkich natrętnych myśli, nie zastanawiać się nad niczym - oprócz chwili obecnej ( jak mawiał Qui-Gon-Jin - " tu i teraz" )
Tak sobie myślę że to może jest jakiś syndrom zdziecinnienia, ciągle przypomina mi się poprzednie miejsce zamieszkania, gdzie dorastałem bez problemów i stresu. (podstawówka,gimnazjum) Pewnie teraz to idealizuje ale już tak ze wspomnieniami jest jednak. Chciałbym się od tego uwolnić i robić swoje. Przecież od mojej przeprowadzki minęło już całe 9 lat!!! Jestem ciekaw czy macie podobne przeżycia.
Ok, idę dalej. Wydaje mi się, że w przeciwieństwie do rodziny albo rówieśników - zawsze przeżywałem wszystko mocniej, bardziej intensywnie. Stres, problemy, nerwy - mimo iż rzadko widoczne na mojej twarzy - rozsadzały mnie od środka i tworzyły różne durne myśli.
Mam problem ciągłego porównywania się do charakteru moich rodziców, czuję się słabszy psychicznie, bardziej podatny na problemy- zupełnie jakbym żył w takim swoim "Matrixie", którego nikt nie może zrozumieć, jeśli sam do niego nie wejdzie i go nie doświadczy.
Wydaje mi się że za dużo myślę i nie mam pojęcia co z tym cholerstwem naprawdę zrobić.
To zabrzmi dziwacznie - ale kiedy jadę na uczelnię, do pracy - gdziekolwiek dalej - chce mi się płakać (!) Nawet w wakacje gdy jechałem do ośrodka wypoczynkowego, nie czułem się tam dobrze, czułem że się rozkleję ( wspomnienia dzieciństwa, wiem dziwak ze mnie jakiś )
Boję się swojego zachowania, dlatego wam to piszę. Może mieliście podobne nieracjonalne przeżycia. Schemat - wstaję , jadę na uczelnię, mam w szyi gulę, chcę od razu wracać. Zupełnie jak dziecko - a mam już 21 lat! Nie mówiłem tego rodzicom, bo nie wiem jakby to odebrali, nie lubię ich zasmucać swoimi problemami, skoro mają swoje. Poza tym strasznie mi głupio. Wiem że nie mogą mnie prowadzić za rękę całe wieki, ale czuję się pogubiony i rozdarty.
Strasznie długi ten mój tekst ale to jeszcze nie koniec. Codzienne czynności - zakupy, załatwianie jakiś spraw - mam napięcie kiedy coś załatwiam, rozmawiam, gubię się w pytaniach mega prostych. Żeby kupić sobie bilet, wpierw układam w głowie banalne pytanie !!!
Dobra, czas na ostatnią sprawę, która się z tym wszystkim wiąże i nie chce wyjść z mojej głowy. Jakiś czas temu, pozbyłem się bardzo dużej ilości magazynów, komiksów, gier komputerowych, które zbierałem latami, od dziecka. Zrobiłem to żeby udowodnić sobie, że nie przywiązuję wagi do materialnych rzeczy i zarazem chciałem rozpocząć nowy etap życia - bardziej towarzyski, bez gier, ciągłego ślęczenia w komiksach. To była najgłupsza rzecz jaką chciałem sobie udowodnić. Nie dość że wyrzuciłem w błoto ogromną sumę kasy, jaką dostałem od rodziców na komiksy, gry i magazyny, to w tym szale wyrzucania nie do końca zdawałem sobie sprawę ze swoich czynów.
Strasznie tego żałuję, gryzie mnie sumienie, ilekroć wychodzę z domu trafia mnie uczucie straty tylu rzeczy które tak skrupulatnie kolekcjonowałem przez lata. Nie wiem czy ma sens to na nowo kupować, pewnie popadłbym w kolejną obsesję niepotrzebną. Jak myślicie?
Marzę o dniu, w którym byłbym wolny od wspomnień, żalów, lęków i niepewności. Czysty umysł i spokojna dusza. Pocieszam się tym że nie jestem sam, że są ludzie z większymi problemami i że my wszyscy jesteśmy świadomi swoich problemów. Dlatego pewnego dnia to wszystko przezwyciężymy, prawda? Myślę że mam rodzaj osobowości maniakalno-unikającej, wiecznie myślącej i rozpamiętującej.
Cieszę się że w końcu zdecydowałem to opisać i czekam gorąca i niecierpliwie na wasze odpowiedzi. Czuję maksymalną ulgę.
Pozdrawiam,
Ezekiel.
Kiedy wychodzę na uczelnię, do pracy, spotkać się ze znajomymi, czuję lęk i strach. Największym problemem są różne natrętne myśli, zupełnie nie na miejscu - czy sobie poradzę w przyszłości, czy znajdę pracę, czy się utrzymam. Boję się też że zostanę samemu, bez bliskich. Ciągle nachodzą mnie wspomnienia z dzieciństwa, wakacji - wszystkich beztroskich chwil. Zaczynam się wtedy czuć niepewnie i od razu tracę pewność siebie.
Cały dzień przebiega według utartego schematu - rano jest jeszcze ok, kiedy wychodzę z domu, zaczynam się przejmować wszystkimi rzeczami naraz. Na uczelni nie mogę znaleźć sobie miejsca (studiuję dziennikarstwo) czuję się obrzydliwie niepewnie i chcę od razu wracać do domu - (Boże - a mam już 21 lat!) Trzyma się mnie rozkojarzenie, nie mogę się skoncentrować, wszystko dookoła leci w zawrotnym tempie, drżą mi ręce. Brakuje mi takiego wewnętrznego spokoju, jaki miałem gdy byłem mały. Gdy z kimś rozmawiam, jestem spięty, sprawiam wrażenie osoby oschłej i obojętnej - a w środku aż buzuje. Chciałbym pozbyć się wszelkich natrętnych myśli, nie zastanawiać się nad niczym - oprócz chwili obecnej ( jak mawiał Qui-Gon-Jin - " tu i teraz" )
Tak sobie myślę że to może jest jakiś syndrom zdziecinnienia, ciągle przypomina mi się poprzednie miejsce zamieszkania, gdzie dorastałem bez problemów i stresu. (podstawówka,gimnazjum) Pewnie teraz to idealizuje ale już tak ze wspomnieniami jest jednak. Chciałbym się od tego uwolnić i robić swoje. Przecież od mojej przeprowadzki minęło już całe 9 lat!!! Jestem ciekaw czy macie podobne przeżycia.
Ok, idę dalej. Wydaje mi się, że w przeciwieństwie do rodziny albo rówieśników - zawsze przeżywałem wszystko mocniej, bardziej intensywnie. Stres, problemy, nerwy - mimo iż rzadko widoczne na mojej twarzy - rozsadzały mnie od środka i tworzyły różne durne myśli.
Mam problem ciągłego porównywania się do charakteru moich rodziców, czuję się słabszy psychicznie, bardziej podatny na problemy- zupełnie jakbym żył w takim swoim "Matrixie", którego nikt nie może zrozumieć, jeśli sam do niego nie wejdzie i go nie doświadczy.
Wydaje mi się że za dużo myślę i nie mam pojęcia co z tym cholerstwem naprawdę zrobić.
To zabrzmi dziwacznie - ale kiedy jadę na uczelnię, do pracy - gdziekolwiek dalej - chce mi się płakać (!) Nawet w wakacje gdy jechałem do ośrodka wypoczynkowego, nie czułem się tam dobrze, czułem że się rozkleję ( wspomnienia dzieciństwa, wiem dziwak ze mnie jakiś )
Boję się swojego zachowania, dlatego wam to piszę. Może mieliście podobne nieracjonalne przeżycia. Schemat - wstaję , jadę na uczelnię, mam w szyi gulę, chcę od razu wracać. Zupełnie jak dziecko - a mam już 21 lat! Nie mówiłem tego rodzicom, bo nie wiem jakby to odebrali, nie lubię ich zasmucać swoimi problemami, skoro mają swoje. Poza tym strasznie mi głupio. Wiem że nie mogą mnie prowadzić za rękę całe wieki, ale czuję się pogubiony i rozdarty.
Strasznie długi ten mój tekst ale to jeszcze nie koniec. Codzienne czynności - zakupy, załatwianie jakiś spraw - mam napięcie kiedy coś załatwiam, rozmawiam, gubię się w pytaniach mega prostych. Żeby kupić sobie bilet, wpierw układam w głowie banalne pytanie !!!
Dobra, czas na ostatnią sprawę, która się z tym wszystkim wiąże i nie chce wyjść z mojej głowy. Jakiś czas temu, pozbyłem się bardzo dużej ilości magazynów, komiksów, gier komputerowych, które zbierałem latami, od dziecka. Zrobiłem to żeby udowodnić sobie, że nie przywiązuję wagi do materialnych rzeczy i zarazem chciałem rozpocząć nowy etap życia - bardziej towarzyski, bez gier, ciągłego ślęczenia w komiksach. To była najgłupsza rzecz jaką chciałem sobie udowodnić. Nie dość że wyrzuciłem w błoto ogromną sumę kasy, jaką dostałem od rodziców na komiksy, gry i magazyny, to w tym szale wyrzucania nie do końca zdawałem sobie sprawę ze swoich czynów.
Strasznie tego żałuję, gryzie mnie sumienie, ilekroć wychodzę z domu trafia mnie uczucie straty tylu rzeczy które tak skrupulatnie kolekcjonowałem przez lata. Nie wiem czy ma sens to na nowo kupować, pewnie popadłbym w kolejną obsesję niepotrzebną. Jak myślicie?
Marzę o dniu, w którym byłbym wolny od wspomnień, żalów, lęków i niepewności. Czysty umysł i spokojna dusza. Pocieszam się tym że nie jestem sam, że są ludzie z większymi problemami i że my wszyscy jesteśmy świadomi swoich problemów. Dlatego pewnego dnia to wszystko przezwyciężymy, prawda? Myślę że mam rodzaj osobowości maniakalno-unikającej, wiecznie myślącej i rozpamiętującej.
Cieszę się że w końcu zdecydowałem to opisać i czekam gorąca i niecierpliwie na wasze odpowiedzi. Czuję maksymalną ulgę.
Pozdrawiam,
Ezekiel.