16 Lip 2017, Nie 21:22, PID: 707198
Cześć,
Na wstępie chciałbym powiedzieć, że nazwa tematu jest celowa, po pierwsze z braku pomysłu na jego nazwę, po drugie w wątku poruszę kilka spraw, po trzecie "niekownecjonalna" nazwa tematu potrafi często przyciągnąć więcej czytelników.
Moim dużym problemem, jest to, że nie lubię długo czekać na efekty swoich działań. Chciałbym, aby skutki były jak najszybsze i ogólnie rzecz ujmując pozytywne, stąd poniekąd nietypowa nazwa tematu, dzięki czemu liczę na szybkie zainteresowanie i odzew z Waszej strony.
W związku z powyższym, jeśli udało Wam się przebrnąć przez wstęp, to gorąco proszę o dobrnięcie do końca.
Nie wiem, czy wątek jest umieszczony w dobrym dziale, więc wybaczcie jeśli tak nie jest. W zasadzie to nie wiem od poruszenia czego by tutaj zacząć, postaram się o w miarę zrozumiały dla Was przekaz
Zacznę od głównego problemu, dla którego poświęcone jest to forum. Fobia społeczna... Parę lat temu zacząłem poszukiwać przyczyny lub "choroby", która mogłaby być odpowiedzialna za moją ogólną sytuację psychospołeczną. Zaczęło się od przęgladania internetu w poszukiwaniu odpowiedzi. Nieśmiałość ? Zaburzenia Osobowości ? Introwertyzm? Depresja ? Skutki uzależnienia? Etapami wertowałem każdy z wymienionych stanów, znajdując w poszczególnych mniej lub więcej potwierdzających się u mnie cech . Jednak nie poprzestawałem. W końcu dobrnąłem, do dobrze nam znanej fobii społecznej, nerwicy lękowej, social anxiety, czy jak tam zwał. Łopatologicznie mówiąc, w tej dolegliwości, zauważyłem największe powiązanie z moim stanem. Praktycznie 80-90%, najczęściej wymienianych przyczyn i objawów potwierdzało się u mnie.
Jednak jak wiadomo diagnoza dolegliwości neurologicznych, psychicznych nie jest prostym zadaniem, tym bardziej jeśli robi się autodiagnozę. W myślach zacząłem robić swego rodzaju retrospekcje, aby znaleźć etap z mojego życia, który może być przyczyną mojego niezadowolenia z obecnej sytuacji. Wziąłem pod uwagę alkoholizm ojca, nadopiekuńczość mamy, uzależnienie i w jakimś stopniu odrzucenie przez rówieśników w etapach wczesnoszkonej edukacji (podstawówka, część gimnazjum). To wszystko jest tak niesamowicie skomplikowane, jedno może wynikać z drugiego w mniejszym lub większym stopniu, albo wcale. Przez dłuższy czas wydawało mi się, że kwalifikuję się do fobii społecznej, jednak robiąc sobie te retrospekcje, zacząłem dostrzegać pewne zależności. Moja mama zawsze była nadopiekuńcza, skupiała na mnie i na bracie dużo uwagi o wszystko dbała, bardzo się starała. Można powiedzieć, że nie jest to niczym złym dla małego dziecka, ale gdy dzieciak zaczyna się zaliczać w "poczet" młodzieży, później młodzieńca i w końcu dorosłego człowieka, to nie jest to niczym dobrym. Tak było i w zasadzie nadal jest w moim przypadku. Wydaje mi się, że to nadopiekuńczość i otaczanie swego rodzaju bezpiecznym kokonem, mogła wpłynąć na obecną sytuację. Dlaczego mama była i jest nadopiekuńcza? Nie wiem, albo dlatego, że jest bardzo uczuciowa, albo dlatego, że ojciec menel był odkąd pamiętam alkoholikiem, a mama dlatego wszystkie uczucia kierowała w naszą stronę, mnie i brata. Brat nie należy do jakichś mega ekstrawertyków, ale nie ma problemów takich jak ja. Ogólnie nigdy z nim nie rozmawialem na ten temat, ale ma znajomych, pracę, dziewczynę, cele i nie widać u niego żadnych wypaczeń. No może jest czasami troche nerwowy, ale w granicach rozsądku. Kolejnym problemem było u mnie uzależnienie od komputera. Ogromną część mojego życia poświęciłem tej "rozrywce". Zaczęło się w wieku 6 lat, gdy pierwszy raz zobaczyłem jak wujek gra na komputerze, pamiętam, że aż mnie trzepało na samą myśl, żeby iść popatrzeć jak gra. Dwa lata później dostałem komputer na komunię i wtedy zaczęło się na całego. Obecnie mam 24 lata i od jakiegoś pół roku, nie gram w ogóle na komputerze, nie czuję już pociągu do tego. Zdałem sobie sprawę, że jest to tylko i wyłącznie marnowanie czasu, popadanie w uzależnienie etc. Nie ma szans abym do tego wrócił. Kolejny potencjalny problem, byłbym skłonny nazwać problemem natury biologicznej, genetycznej. Otóż moja mama jest osobą otwartą, jej rodzice i siostry również. Pomijam fakt, że na jej psychikę duży wpływ miał mąż alkoholik, więc podejrzewam, że gdyby go nie było w jej zyciu, to byłaby jeszcze bardziej otwarta niż jest teraz. Mój ojciec natomiast... jak wcześniej wspomniałem alkoholik, który pije odkąd pamiętam, nerwowy, stosujący przemoc psychiczną (wyzwiska, kłótnie, krzyki), bardzo rzadko fizyczną. Kiedyś do tego typu incydentów z nim związanych dochodziło częściej, teraz już rzadziej. Do czego jednak zmierzam, z ciekawości kiedyś zapytałem mamy jaki on był, gdy go poznała. Stwierdziła, że był "dupowaty", tzn. nieśmiały, niespontaniczny, prosty. Oczywiście spożywał już wtedy alkohol i wydaje mi się, że robił to dlatego, ponieważ znajdował się w takim a nie innym środowisku, a po drugiej podejrzewam, że alkoholem próbował niwelować wyżej wymienione cechy swojego zachowania. Jego matka, a moja babcia, za młodu również była alkoholiczką, nie przywiązywała za bardzo uwagi do swoich dzieci, które patrzyły na to wszystko. Ojciec ojca, a mój dziadek, też bardzo pił za młodu, natomiast on był już strasznym mrukiem. Z opowieści dowiedziałem się, że ciężko było z nim porozmawiać bez alkoholu, więc mógł mieć jakieś genetyczne podłoże takiego zachowania, które przekazał potomstwu. Mój ojciec miał jeszcze brata, który już niestety nie żyje. Też był skryty, ale z biegiem czasu odnalazł się w życiu, otworzył, znalazł dobrą pracę, żonę, miał córkę, nie pił, nie palił, miał zainteresowania. Na początku wspominałem też o odrzuceniu przez równieśników na etapie wczesnoszkolnym. Dokładnie tak było, nie wiem, czy dlatego, że wyróżniałem się swoim zachowanie, czy ze względu na wygląd, w każdym razie w podstawówce, często słyszałem docinki na temat mojej tuszy (byłem pulpetem). Nie należałem wtedy do jakichś elokwentnych i stanowczych dzieci, więc nie potrafiłem się za bardzo obronić przed takimi atakami, zripostować gagatków. Wiem natomiast, że mocno przeżywałem takie sytuacje. Sytuacja zmieniła się trochę pod koniec gimnazjum i o jakieś 120 stopni w technikum/liceum, gdzie ze mnie już nie drwiono, ale jednak byłem nadal mało otwartą osobą.
Przyznam, że niezły bełkot z tego wyszedł, ale chciałbym ująć jak najwięcej szczegółów, a gdy zaczynam opisywać jedno, to za chwile pojawia się drugie, bo albo wynika z pierwszego, albo nagle wpada mi do głowy. Ten mętlik też bardzo mi doskiera, ale cóż.
Jakiś czas temu wybrałem się do psychiatry, który po wysłuchaniu mnie stwierdził, że może to być dda. Jednak, gdy powiedziałem mu, że wydawało mi się, że to jest fobia społeczna, potwierdził, że może jest takie prawdopodobieństwo. Przepisał mi paroksytynę, którą biorę już od ponad 2 miesięcy, jednak efektów raczej nie widzę.
Kończąc ten temat, mam wrażenie, że głównym powodem było/jest nadopiekuńczość mamy, alkoholizm ojca i uzaleznienie od komputera. To są moje własne spostrzeżenia, jednak mogą być nie trafione.
Chciałbym jeszcze dodać, że obecnie moimi największymi dolegliwościami są : brak motywacji, niska samoocena, lęk społeczny, pomieszanie myśli, brak znajomych.
Jeśli dobrnęliście do tego momentu, to proszę Was o komentarze, może ktoś miał podobną sytuację (chociaż wątpię), albo przynajmniej widzi jakąś sensowną radę na rozwiązywanie tego problemu.
Na wstępie chciałbym powiedzieć, że nazwa tematu jest celowa, po pierwsze z braku pomysłu na jego nazwę, po drugie w wątku poruszę kilka spraw, po trzecie "niekownecjonalna" nazwa tematu potrafi często przyciągnąć więcej czytelników.
Moim dużym problemem, jest to, że nie lubię długo czekać na efekty swoich działań. Chciałbym, aby skutki były jak najszybsze i ogólnie rzecz ujmując pozytywne, stąd poniekąd nietypowa nazwa tematu, dzięki czemu liczę na szybkie zainteresowanie i odzew z Waszej strony.
W związku z powyższym, jeśli udało Wam się przebrnąć przez wstęp, to gorąco proszę o dobrnięcie do końca.
Nie wiem, czy wątek jest umieszczony w dobrym dziale, więc wybaczcie jeśli tak nie jest. W zasadzie to nie wiem od poruszenia czego by tutaj zacząć, postaram się o w miarę zrozumiały dla Was przekaz
Zacznę od głównego problemu, dla którego poświęcone jest to forum. Fobia społeczna... Parę lat temu zacząłem poszukiwać przyczyny lub "choroby", która mogłaby być odpowiedzialna za moją ogólną sytuację psychospołeczną. Zaczęło się od przęgladania internetu w poszukiwaniu odpowiedzi. Nieśmiałość ? Zaburzenia Osobowości ? Introwertyzm? Depresja ? Skutki uzależnienia? Etapami wertowałem każdy z wymienionych stanów, znajdując w poszczególnych mniej lub więcej potwierdzających się u mnie cech . Jednak nie poprzestawałem. W końcu dobrnąłem, do dobrze nam znanej fobii społecznej, nerwicy lękowej, social anxiety, czy jak tam zwał. Łopatologicznie mówiąc, w tej dolegliwości, zauważyłem największe powiązanie z moim stanem. Praktycznie 80-90%, najczęściej wymienianych przyczyn i objawów potwierdzało się u mnie.
Jednak jak wiadomo diagnoza dolegliwości neurologicznych, psychicznych nie jest prostym zadaniem, tym bardziej jeśli robi się autodiagnozę. W myślach zacząłem robić swego rodzaju retrospekcje, aby znaleźć etap z mojego życia, który może być przyczyną mojego niezadowolenia z obecnej sytuacji. Wziąłem pod uwagę alkoholizm ojca, nadopiekuńczość mamy, uzależnienie i w jakimś stopniu odrzucenie przez rówieśników w etapach wczesnoszkonej edukacji (podstawówka, część gimnazjum). To wszystko jest tak niesamowicie skomplikowane, jedno może wynikać z drugiego w mniejszym lub większym stopniu, albo wcale. Przez dłuższy czas wydawało mi się, że kwalifikuję się do fobii społecznej, jednak robiąc sobie te retrospekcje, zacząłem dostrzegać pewne zależności. Moja mama zawsze była nadopiekuńcza, skupiała na mnie i na bracie dużo uwagi o wszystko dbała, bardzo się starała. Można powiedzieć, że nie jest to niczym złym dla małego dziecka, ale gdy dzieciak zaczyna się zaliczać w "poczet" młodzieży, później młodzieńca i w końcu dorosłego człowieka, to nie jest to niczym dobrym. Tak było i w zasadzie nadal jest w moim przypadku. Wydaje mi się, że to nadopiekuńczość i otaczanie swego rodzaju bezpiecznym kokonem, mogła wpłynąć na obecną sytuację. Dlaczego mama była i jest nadopiekuńcza? Nie wiem, albo dlatego, że jest bardzo uczuciowa, albo dlatego, że ojciec menel był odkąd pamiętam alkoholikiem, a mama dlatego wszystkie uczucia kierowała w naszą stronę, mnie i brata. Brat nie należy do jakichś mega ekstrawertyków, ale nie ma problemów takich jak ja. Ogólnie nigdy z nim nie rozmawialem na ten temat, ale ma znajomych, pracę, dziewczynę, cele i nie widać u niego żadnych wypaczeń. No może jest czasami troche nerwowy, ale w granicach rozsądku. Kolejnym problemem było u mnie uzależnienie od komputera. Ogromną część mojego życia poświęciłem tej "rozrywce". Zaczęło się w wieku 6 lat, gdy pierwszy raz zobaczyłem jak wujek gra na komputerze, pamiętam, że aż mnie trzepało na samą myśl, żeby iść popatrzeć jak gra. Dwa lata później dostałem komputer na komunię i wtedy zaczęło się na całego. Obecnie mam 24 lata i od jakiegoś pół roku, nie gram w ogóle na komputerze, nie czuję już pociągu do tego. Zdałem sobie sprawę, że jest to tylko i wyłącznie marnowanie czasu, popadanie w uzależnienie etc. Nie ma szans abym do tego wrócił. Kolejny potencjalny problem, byłbym skłonny nazwać problemem natury biologicznej, genetycznej. Otóż moja mama jest osobą otwartą, jej rodzice i siostry również. Pomijam fakt, że na jej psychikę duży wpływ miał mąż alkoholik, więc podejrzewam, że gdyby go nie było w jej zyciu, to byłaby jeszcze bardziej otwarta niż jest teraz. Mój ojciec natomiast... jak wcześniej wspomniałem alkoholik, który pije odkąd pamiętam, nerwowy, stosujący przemoc psychiczną (wyzwiska, kłótnie, krzyki), bardzo rzadko fizyczną. Kiedyś do tego typu incydentów z nim związanych dochodziło częściej, teraz już rzadziej. Do czego jednak zmierzam, z ciekawości kiedyś zapytałem mamy jaki on był, gdy go poznała. Stwierdziła, że był "dupowaty", tzn. nieśmiały, niespontaniczny, prosty. Oczywiście spożywał już wtedy alkohol i wydaje mi się, że robił to dlatego, ponieważ znajdował się w takim a nie innym środowisku, a po drugiej podejrzewam, że alkoholem próbował niwelować wyżej wymienione cechy swojego zachowania. Jego matka, a moja babcia, za młodu również była alkoholiczką, nie przywiązywała za bardzo uwagi do swoich dzieci, które patrzyły na to wszystko. Ojciec ojca, a mój dziadek, też bardzo pił za młodu, natomiast on był już strasznym mrukiem. Z opowieści dowiedziałem się, że ciężko było z nim porozmawiać bez alkoholu, więc mógł mieć jakieś genetyczne podłoże takiego zachowania, które przekazał potomstwu. Mój ojciec miał jeszcze brata, który już niestety nie żyje. Też był skryty, ale z biegiem czasu odnalazł się w życiu, otworzył, znalazł dobrą pracę, żonę, miał córkę, nie pił, nie palił, miał zainteresowania. Na początku wspominałem też o odrzuceniu przez równieśników na etapie wczesnoszkolnym. Dokładnie tak było, nie wiem, czy dlatego, że wyróżniałem się swoim zachowanie, czy ze względu na wygląd, w każdym razie w podstawówce, często słyszałem docinki na temat mojej tuszy (byłem pulpetem). Nie należałem wtedy do jakichś elokwentnych i stanowczych dzieci, więc nie potrafiłem się za bardzo obronić przed takimi atakami, zripostować gagatków. Wiem natomiast, że mocno przeżywałem takie sytuacje. Sytuacja zmieniła się trochę pod koniec gimnazjum i o jakieś 120 stopni w technikum/liceum, gdzie ze mnie już nie drwiono, ale jednak byłem nadal mało otwartą osobą.
Przyznam, że niezły bełkot z tego wyszedł, ale chciałbym ująć jak najwięcej szczegółów, a gdy zaczynam opisywać jedno, to za chwile pojawia się drugie, bo albo wynika z pierwszego, albo nagle wpada mi do głowy. Ten mętlik też bardzo mi doskiera, ale cóż.
Jakiś czas temu wybrałem się do psychiatry, który po wysłuchaniu mnie stwierdził, że może to być dda. Jednak, gdy powiedziałem mu, że wydawało mi się, że to jest fobia społeczna, potwierdził, że może jest takie prawdopodobieństwo. Przepisał mi paroksytynę, którą biorę już od ponad 2 miesięcy, jednak efektów raczej nie widzę.
Kończąc ten temat, mam wrażenie, że głównym powodem było/jest nadopiekuńczość mamy, alkoholizm ojca i uzaleznienie od komputera. To są moje własne spostrzeżenia, jednak mogą być nie trafione.
Chciałbym jeszcze dodać, że obecnie moimi największymi dolegliwościami są : brak motywacji, niska samoocena, lęk społeczny, pomieszanie myśli, brak znajomych.
Jeśli dobrnęliście do tego momentu, to proszę Was o komentarze, może ktoś miał podobną sytuację (chociaż wątpię), albo przynajmniej widzi jakąś sensowną radę na rozwiązywanie tego problemu.