22 Lip 2016, Pią 20:31, PID: 560787
Mam 18 lat i nie mogę zrozumieć co jest ze mną nie tak. Do tej pory myślałam, że mam po prostu depresje i dlatego tak ciężko cokolwiek mi zrobić ale od jakiegoś roku, może połtora zaczęłam rozważać fobię społeczną choć i to do końca mi nie pasuje
Strasznie męczą mnie wyjścia do ludzi. Zwłaszcza, kiedy tak jak dzisiaj jest bardzo ciepło i nie potrafię nigdzie wyjść, nawet do sklepu chociaż mam 3 minuty drogi. Ciągle ubolewam nad tym, że nie mam ciuchów i jest to częstą przyczyną do tego, by odrzucać zaproszenia na imprezy i chociaż mam pieniądzę to nieprzerwanie zwklekam z wyjazdem do galerii.. to chyba jedno z najgorszych miejsc. Po prostu mnie paraliżuje, nie potrafię niczego wybrać, mam pustkę w głowie i jeśli moja koleżanka mi nie doradzi, nic nie wybiorę ani niczego nie przymierzę. Strasznie mnie to denerwuje. W miejscach publicznych... jakby zapominam swojego języka i ruchów ciała robię z siebie kompletną idiotkę. Jak widzę, gdy ktoś na mnie patrzy to po prostu wszystko wysypuje mi się z rąk.
Przy większej liczbie ludzi, zwłaszcza tych, którzy są we wszystkim lepsi nagle dostrzegam każdą wadę swojego ciała i modlę się o powrót do domu.
Kolejny problem - mam zdawkę z wf... przez cały rok nie potrafiłam zmusić się do przebrania w strój i ćwiczenia z innymi klasami. Zawsze brałam ze sobą ciuchy na przebranie ale w szatni nawet nie byłam w stanie ich wyjąć.
Skończyłam 18lat w lutym i do tej pory nie zapisałam się na prawko... chociaż bardzo chciałabym jeździć i w jakimś małym stopniu wierzę, że poradziłabym sobie to mózg zmienia mi się w sieczkę jak tylko pomyślę, że musiałabym dzielić się godzinami z jakimś innym uczniem.
Mam paru znajomych, trzy dobre przyjaciółki i uwielbiam chodzić na imprezy, bo alkohol zawsze mnie rozluźnia i właściwie tylko po nim jestem w stanie dogadać się z chłopakami. Na trzeźwo jestem zupełnie inną osobą. Ogólnie przy bliższych jestem bardzo wyluzowana i prawie niczego się nie wstydzę. Gdyby nie imprezy to ciągle siedziałabym w domu (chociaż od ponad tygodnia nigdzie nie wychodzę i odrzucam każde zaproszenie, bo czuję się obrzydliwie ze sobą) Tak jakby nie wyobrażam sobie spędzenia wieczoru w większym gronie bez alkoholu. Wyjątkiem są moje przyjaciółki, oczywiście.
Basen to w ogóle odległe marzenie. Siłownia, rolki, rower... nie mam pojęcia jak żyć. Rezygnuje z tak wielu przyjemności, z tak wielu nowych znajomości, nie podjemuję żadnych pasji..
O, i moje najgorsze życiowe niepowodzenie spowodowane strachem, niewiarą w siebie itd. - pójście do zawodówki, mimo dobrych ocen. Nie jestem głupia, nie do końca tylko mam wrażenie, że jeśli chodziłabym do liceum czy technikum, gdzie jest tak dużo ślicznych, inteligentych, przystojnych ludzi to rzuciłabym szkołę. Bałam się też o oceny, myślałam, że sobie nie poradzę.
Miałam też roczną historię z kierowniczką, która strasznie się do mnie przyczepiła i oczywiście chęci poszły w dół.. nie przykładam się do zawodu chociaż zmieniłam zakład - 2 razy, bo wmówiłam sobie, że na tym kierunku sobie nie poradzę i wybrałam kucharza a pod koniec zmieniłam zdanie i znowu wróciłam do 2 klasy tylko dzięki dobremu sercu dyrektora.
Tylko raz byłam w związku ale strasznie szybko się skończył, przeze mnie. Bo bałam się przed każdym spotkaniem, ściskało mnie w żołądku a gdy mnie przytulał miałam ochotę go odepchnąć, bo skupiałam się na tym, że czuje moje dodatkowe kilogramy.
I robię tak wielkie głupoty po alkoholu.. dopiero wtedy czuje jak bardzo brakuje mi bliskości i jestem w stanie dobrać się do każdego żeby przez chwilę poczuć się kochaną, taką, której się pragnie. ale nadal chodzę na imprezy, kiedy czuje, że jestem w stanie, bo równocześnie ześwirowałabym bez kontaktu innych. Nic dobrego się ze mną nie dzieję, kiedy zbyt długo przesiaduje w domu. Totalna depresja. Niechęć do wszystkiego. Mam 18 lat a potrafię czasem o siebie nie dbać jak 50 letnia babka.
Tylko wyjścia na picie sprawiają mi przyjemność. Inne spotkania są z przymusu...
Jest jeszcze cała masa innych spraw ale i tak bardzo się rozpisałam. Chce waszej opinii, bo jednocześnie nie jest chyba ze mną tak źle. Nie trzęsą mi się ręce, nie mam ataków paniki, nie mdleję, tylko czasami ciężko mi się oddycha i niestety, bardzo pomaga mi zadawanie sobie bólu w miejscach publicznych, tak dyskretnie. Po prostu coś mnie ogranicza we wszystkim, dosłownie wszystkim i przez to jak podle i obrzydliwie czuję się przy ludziach, na przystanku, w autobusie itd znienawidziłam do nich wychodzić.
Strasznie męczą mnie wyjścia do ludzi. Zwłaszcza, kiedy tak jak dzisiaj jest bardzo ciepło i nie potrafię nigdzie wyjść, nawet do sklepu chociaż mam 3 minuty drogi. Ciągle ubolewam nad tym, że nie mam ciuchów i jest to częstą przyczyną do tego, by odrzucać zaproszenia na imprezy i chociaż mam pieniądzę to nieprzerwanie zwklekam z wyjazdem do galerii.. to chyba jedno z najgorszych miejsc. Po prostu mnie paraliżuje, nie potrafię niczego wybrać, mam pustkę w głowie i jeśli moja koleżanka mi nie doradzi, nic nie wybiorę ani niczego nie przymierzę. Strasznie mnie to denerwuje. W miejscach publicznych... jakby zapominam swojego języka i ruchów ciała robię z siebie kompletną idiotkę. Jak widzę, gdy ktoś na mnie patrzy to po prostu wszystko wysypuje mi się z rąk.
Przy większej liczbie ludzi, zwłaszcza tych, którzy są we wszystkim lepsi nagle dostrzegam każdą wadę swojego ciała i modlę się o powrót do domu.
Kolejny problem - mam zdawkę z wf... przez cały rok nie potrafiłam zmusić się do przebrania w strój i ćwiczenia z innymi klasami. Zawsze brałam ze sobą ciuchy na przebranie ale w szatni nawet nie byłam w stanie ich wyjąć.
Skończyłam 18lat w lutym i do tej pory nie zapisałam się na prawko... chociaż bardzo chciałabym jeździć i w jakimś małym stopniu wierzę, że poradziłabym sobie to mózg zmienia mi się w sieczkę jak tylko pomyślę, że musiałabym dzielić się godzinami z jakimś innym uczniem.
Mam paru znajomych, trzy dobre przyjaciółki i uwielbiam chodzić na imprezy, bo alkohol zawsze mnie rozluźnia i właściwie tylko po nim jestem w stanie dogadać się z chłopakami. Na trzeźwo jestem zupełnie inną osobą. Ogólnie przy bliższych jestem bardzo wyluzowana i prawie niczego się nie wstydzę. Gdyby nie imprezy to ciągle siedziałabym w domu (chociaż od ponad tygodnia nigdzie nie wychodzę i odrzucam każde zaproszenie, bo czuję się obrzydliwie ze sobą) Tak jakby nie wyobrażam sobie spędzenia wieczoru w większym gronie bez alkoholu. Wyjątkiem są moje przyjaciółki, oczywiście.
Basen to w ogóle odległe marzenie. Siłownia, rolki, rower... nie mam pojęcia jak żyć. Rezygnuje z tak wielu przyjemności, z tak wielu nowych znajomości, nie podjemuję żadnych pasji..
O, i moje najgorsze życiowe niepowodzenie spowodowane strachem, niewiarą w siebie itd. - pójście do zawodówki, mimo dobrych ocen. Nie jestem głupia, nie do końca tylko mam wrażenie, że jeśli chodziłabym do liceum czy technikum, gdzie jest tak dużo ślicznych, inteligentych, przystojnych ludzi to rzuciłabym szkołę. Bałam się też o oceny, myślałam, że sobie nie poradzę.
Miałam też roczną historię z kierowniczką, która strasznie się do mnie przyczepiła i oczywiście chęci poszły w dół.. nie przykładam się do zawodu chociaż zmieniłam zakład - 2 razy, bo wmówiłam sobie, że na tym kierunku sobie nie poradzę i wybrałam kucharza a pod koniec zmieniłam zdanie i znowu wróciłam do 2 klasy tylko dzięki dobremu sercu dyrektora.
Tylko raz byłam w związku ale strasznie szybko się skończył, przeze mnie. Bo bałam się przed każdym spotkaniem, ściskało mnie w żołądku a gdy mnie przytulał miałam ochotę go odepchnąć, bo skupiałam się na tym, że czuje moje dodatkowe kilogramy.
I robię tak wielkie głupoty po alkoholu.. dopiero wtedy czuje jak bardzo brakuje mi bliskości i jestem w stanie dobrać się do każdego żeby przez chwilę poczuć się kochaną, taką, której się pragnie. ale nadal chodzę na imprezy, kiedy czuje, że jestem w stanie, bo równocześnie ześwirowałabym bez kontaktu innych. Nic dobrego się ze mną nie dzieję, kiedy zbyt długo przesiaduje w domu. Totalna depresja. Niechęć do wszystkiego. Mam 18 lat a potrafię czasem o siebie nie dbać jak 50 letnia babka.
Tylko wyjścia na picie sprawiają mi przyjemność. Inne spotkania są z przymusu...
Jest jeszcze cała masa innych spraw ale i tak bardzo się rozpisałam. Chce waszej opinii, bo jednocześnie nie jest chyba ze mną tak źle. Nie trzęsą mi się ręce, nie mam ataków paniki, nie mdleję, tylko czasami ciężko mi się oddycha i niestety, bardzo pomaga mi zadawanie sobie bólu w miejscach publicznych, tak dyskretnie. Po prostu coś mnie ogranicza we wszystkim, dosłownie wszystkim i przez to jak podle i obrzydliwie czuję się przy ludziach, na przystanku, w autobusie itd znienawidziłam do nich wychodzić.