03 Sie 2016, Śro 7:26, PID: 563425
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03 Sie 2016, Śro 7:26 przez rayman.)
Cześć,
Nie widziałem tematu zbiorczego więc utworzyłem nowy, jak źle zrobiłem niezmiernie przepraszam
Przechodząc do sedna, ogólnie rzecz biorąc nie mam takich problemów jak to jest wprost wypisane na Wikipedii, nie mam problemów z robieniem zakupów, potrafię się zapytać randomową laskę która jest godzina, porozumiewam się normalnie z szefem, mam znajomych, porozmawiam z kimś (niechętnie na początku) jeżeli ktoś zainicjuje rozmowę natomiast problem pojawia się przy czym innym.
Panicznie boję się inicjowania rozmów z innymi ludźmi, szczególnie tymi nowymi, szczególnie dziewczynami mimo, że chciałbym to zrobić, boję się też w różnych sytuacjach "co ludzie powiedzą". Zapodam prosty przykład obrazujący obie te rzeczy z wczoraj który chyba ostatecznie przelał moją frustrację - jest sobie klub w mieście. Tańczą sobie ludzie, nie ma mowy, żeby zaczął tańczyć bez wypicia 3 piw, po prostu żadnym możliwym sposobem, pojawia się olbrzymia panika "Co powiedzą ludzie jak mnie zobaczą", mimo, że tańczyć potrafię i to całkiem dobrze (co więcej lubię chodzić na imprezy!). No i już tańczę, wzrok w podłogę, tak żeby mnie nikt nie widział, a i tak podchodzi jakaś piękna dziewczyna, patrzy się w moją stronę uśmiecha się, i d*pa za przeproszeniem. Odwracam się w drugą stronę albo idę gdzieś indziej panicznie boję się z nią kontaktu, urywa mi język, mimo, że wiem, że dosłownie za parę sekund jak mi zniknie z oczu będę tego olbrzymie żałował, za chwilę w głowie przeleci mi miliony tematów na które mogłem z nią porozmawiać. Takich sytuacji było tak wiele, przez ostatnie lata, jest sposobność do kontaktu, w głębi siebie chciałbym porozmawiać ale nie zrobię tego po raz 100x z rzędu. Za chwilę jak sobie ten ktoś pójdzie i "zagrożenie minie" będę żałował i znowu w głowie przeleci mi scenka jak wiele ciekawych rzeczy można było obgadać Mam o czym rozmawiać, to nie jest to, że mi brakuje tematów. Jestem wysokim kolesiem, szczupły, zadbany, z gęby nieźle. Ale po prostu przy kontaktach z ludźmi łapie mnie blokada, paniczny irracjonalny strach połączony z zerową przyjemnością z tego. Potrafię dosłownie przegadać ludzi na czacie, sypię tematami, dowcipami, ciekawymi tekstami i sprawia mi to straszną przyjemność ale tylko do czasu gdy ten rozmówca nie stoi bezpośrednio przede mną. Czytałem różne poradniki motywacyjne ale to nic mi nie daje. Czy będę coś robił raz czy 50 raz za każdym razem jest ten irracjonalny lęk. Ostatnio zaczyna mnie to co opisałem niewyobrażalnie frustrować. Mam wrażenie, że zostałem wsadzony siłą do ciała introwertyka mimo, że w głębi duszy nie jestem taki, nie chcę być, to nie jestem ja. Temat ograniczyłem głownie do przykładu z laskami bo nastał taki okres, że chciałbym poszerzyć swoje relacje w tym zakresie (a mam je niesamowicie ubogie) ale można by to poszerzyć w gruncie rzeczy też pod innych ludzi.
Wow, ktoś dotarł do końca postu, podziwiam mocno i dziękuję
Tak więc ten... To się nadaje do psychiatry pod jakieś leczenie farmakologiczne czy p**dolec totalny? xD
Nie widziałem tematu zbiorczego więc utworzyłem nowy, jak źle zrobiłem niezmiernie przepraszam
Przechodząc do sedna, ogólnie rzecz biorąc nie mam takich problemów jak to jest wprost wypisane na Wikipedii, nie mam problemów z robieniem zakupów, potrafię się zapytać randomową laskę która jest godzina, porozumiewam się normalnie z szefem, mam znajomych, porozmawiam z kimś (niechętnie na początku) jeżeli ktoś zainicjuje rozmowę natomiast problem pojawia się przy czym innym.
Panicznie boję się inicjowania rozmów z innymi ludźmi, szczególnie tymi nowymi, szczególnie dziewczynami mimo, że chciałbym to zrobić, boję się też w różnych sytuacjach "co ludzie powiedzą". Zapodam prosty przykład obrazujący obie te rzeczy z wczoraj który chyba ostatecznie przelał moją frustrację - jest sobie klub w mieście. Tańczą sobie ludzie, nie ma mowy, żeby zaczął tańczyć bez wypicia 3 piw, po prostu żadnym możliwym sposobem, pojawia się olbrzymia panika "Co powiedzą ludzie jak mnie zobaczą", mimo, że tańczyć potrafię i to całkiem dobrze (co więcej lubię chodzić na imprezy!). No i już tańczę, wzrok w podłogę, tak żeby mnie nikt nie widział, a i tak podchodzi jakaś piękna dziewczyna, patrzy się w moją stronę uśmiecha się, i d*pa za przeproszeniem. Odwracam się w drugą stronę albo idę gdzieś indziej panicznie boję się z nią kontaktu, urywa mi język, mimo, że wiem, że dosłownie za parę sekund jak mi zniknie z oczu będę tego olbrzymie żałował, za chwilę w głowie przeleci mi miliony tematów na które mogłem z nią porozmawiać. Takich sytuacji było tak wiele, przez ostatnie lata, jest sposobność do kontaktu, w głębi siebie chciałbym porozmawiać ale nie zrobię tego po raz 100x z rzędu. Za chwilę jak sobie ten ktoś pójdzie i "zagrożenie minie" będę żałował i znowu w głowie przeleci mi scenka jak wiele ciekawych rzeczy można było obgadać Mam o czym rozmawiać, to nie jest to, że mi brakuje tematów. Jestem wysokim kolesiem, szczupły, zadbany, z gęby nieźle. Ale po prostu przy kontaktach z ludźmi łapie mnie blokada, paniczny irracjonalny strach połączony z zerową przyjemnością z tego. Potrafię dosłownie przegadać ludzi na czacie, sypię tematami, dowcipami, ciekawymi tekstami i sprawia mi to straszną przyjemność ale tylko do czasu gdy ten rozmówca nie stoi bezpośrednio przede mną. Czytałem różne poradniki motywacyjne ale to nic mi nie daje. Czy będę coś robił raz czy 50 raz za każdym razem jest ten irracjonalny lęk. Ostatnio zaczyna mnie to co opisałem niewyobrażalnie frustrować. Mam wrażenie, że zostałem wsadzony siłą do ciała introwertyka mimo, że w głębi duszy nie jestem taki, nie chcę być, to nie jestem ja. Temat ograniczyłem głownie do przykładu z laskami bo nastał taki okres, że chciałbym poszerzyć swoje relacje w tym zakresie (a mam je niesamowicie ubogie) ale można by to poszerzyć w gruncie rzeczy też pod innych ludzi.
Wow, ktoś dotarł do końca postu, podziwiam mocno i dziękuję
Tak więc ten... To się nadaje do psychiatry pod jakieś leczenie farmakologiczne czy p**dolec totalny? xD