18 Lis 2016, Pią 16:35, PID: 595367
Żałuję, że nie poddałem się psychoterapii jak miałem te 20 lat. Byłem u psychologów, ale były to wizyty jednorazowe. Teraz mam 28 i praktycznie życie przegrane. Nie wiem co zrobić, żeby być choć trochę szczęśliwy. Fobia, dystymia, pewnie też dysmorfofobia zrobiły swoje, przynajmniej fobia mi z wiekiem prawie przeszła. Brak szans na założenie rodziny, brak przyjaciół czy nawet znajomych, z rodziną widuję się sporadycznie. Praca, której nie lubię i którą pewnie niedługo rzucę. Dodatkowo mieszkanie samemu za granicą potęguję uczucie osamotnienia. Wydaje mi się, że wyjazd za granicę z moimi problemami to był błąd, no ale stało się. Święta też spędzę sam albo w pracy. W sumie to poza pracą to nie mam innego życia. Myślę sobie czasem, żeby wrócić do Polski, może w rodzinne strony (ale tam brak perspektyw bo mała miejscowość, jedynie dach nad głową zapewniony) albo do jakiegoś dużego miasta, poszukać tam pracy, może zacząć coś nowego. Chciałbym się czegoś nauczyć, choćby głupiej budowlanki żeby mieć konkretny fach w ręku. Czegoś, co by mi dawało satysfakcję. Swangoz częściej dopada mnie bezsenność, pojawiają się lęki, myśli co ze mną będzie w przyszłości, całe życie w samotności, w marnej pracy, bez rodziny. Co zrobić, żeby wyrwać się z tej beznadziei?