25 Lut 2009, Śro 14:18, PID: 127296
Witam!
Jestem nowa na tym forum, także proszę o wyrozumiałość, być może tematy związane ze szkołą, wagarami już tu się pojawiały, jednak mój problem jest nieco inny, a już od dłuższego czasu nie daje mi żyć... W desperacji, szukając ostatniej deski ratunku i zrozumienia w wirtualnym świecie natrafiłam na tę oto stronkę. Dopiero czytając to forum dostrzegłam jak bliskie mi problemy opisujecie.
Otóż mój problem wygląda ogólnie mówiąc nieciekawie.... Mam fobię szkolną. Dawniej problem był znacznie bardziej rozległy ponieważ miałam fobię społeczną, połączoną z całkowitą izolacją od otoczenia, okresami głębokiej depresji, a także kilkoma próbami samobójczymi, kiedy brakło wiary w to, że kiedykolwiek mi się w życiu ułoży. Miałam paniczny lęk przed mężczyznami, oczywiście związany z moimi kompleksami. Na szczęście teraz już nie odczuwa,m takiego lęku przed ludźmi, wręcz przeciwnie wiele się zmieniło w moim życiu na lepsze, potrafię budować normalne relacje z ludźmi. W tej chwili od dwóch miesięcy mam chłopaka, którego kocham i którego nie wyobrażam sobie stracić. On sprawia, że jestem szczęśliwa. I wszystko w moim życiu byłoby (prawie) dobrze, gdyby nie ta wspomniana fobia szkolna, która nie pozwala mi normalnie funkcjonować z niej nie potrafię się wyleczyć, chociaż próbowałam już na wszystkie możliwe sposoby ! Problemy zaczęły się w gimnazjum, nie będe dokładnie opisywać z czego wynikały, bo każdy fobik wie na czym polegają lęki. Powiem tyle, że gimnazjum ukończyłam niemal cudem, resztkami sił, ponieważ przez 2 lata miałam nauczanie indywidualne w domu. Okres ten wspominam okropnie ponieważ nie mając powodu aby wychodzić z domu, zamknęłąm się w nim zupełnie, izolując w ciemnym pokoju, przesypiając dnie, a żyjąć w nocy. Tak, niestety, zaburzony rytm snu, zupełnie odwrócony tryb życia.... Po czymś takim strasznie trudno było mi wrócić do normalnego życia. Poszłam do nowej szkoły. Wybrałam liceum.... i jak to się skończyło ? Opuszczanie, strach po dłuższej nieobecności przed powrotem do szkoły, zaległości.... A także poczucie winy, ponieważ spotykałam się z ciągłym narzekaniem nauczycieli i uczniów z klasy, że obniżam im frekwencję. Ja głupia, nie chcąc być ciagła "zakałą klasową poprostu zrezygnowałam. Zwyczajnie poddałam się, nie myśląc o sobie.... Nauka w tym liceum trwała zaledwie 2 miesiące. Zrobiłam sobie przerwę, wakacje spędziłam w szpitalu psychiatrycznym na badaniach ( skierował mnie tam przymusowo sąd, ponieważ byłam niepełnoletnia, a obowiązek szkolny) i od tego roku znowu zaczęłam naukę, tym razem w innym liceum. Na początku było świetnie, bo powiem szczerze bardzo mi się podoba sama szkoła, a ponieważ mam juz jakięs porównanie to wiem wypada o niebo lepiej na tle innych szkół. Ale niestety... Ja nic się nie zmieniłam. Mimo usilnych starań, po jakimś czasie znowu zaczęłam opuszczać i tym trudniej było mi zdobyć się na odwagę aby tam wrócić. A teraz sprawa wygląda tak, że jestem osobą z największą liczba godzin opuszczonych w szkole, pewnie przekroczyłam już dopuszczalny limit i tylko czekam aż mnie wywalą... Od ferii nie byłam w szkole, ponieważ boję się zaliczeń. Mam 4 kosy na semestr i po feriach nauczyciele dali mi ostatnią szansę, aby pozaliczyć. A ja mimo ferii spędzonych nad książkami nadal nic nie umiem i poprostu boję się pójść Nie odbieram ttelefonów bo boję się, że to może być wychowawca... Jestem w strasznym położeniu, a jak pomyślę, że jutro miałabym tam pojść ogarnia mnie paniczny strach! Już prędzej wolałabym się zabić, zresztą mam takie różne desperackie myśli, aby jakoś przynajmniej zaszkodzić swojemu zdrowiu, abym miała jakieś usprawiedliwienie....
Dlaczego w temacie pojawia się chłopak ? Otóż pomimo tego, że jesteśmy szczęśliwi, pomimo, że on szaleje za mną, martwi się o mnie (nie wiem czy kocha), ale zależy mu na mnie... pomimo tego powiedział, że jeśli nie zdam w tym roku to koniec naszego związku, I bez wahania ze mną zerwie.... Jestem zrozpaczona, bo zawsze moje wyobrażnie idealnego związku wyglądało tak, że kocha sie pomimo wszystko, a w trudnych chwilach wspiera się drugą osobą. Przynajmniej ja tak to widzę.
Proszę, jeśli możecie to pomóżcie mi jakimś słowem, bo nie wiem co robić. Jeśli stracę chłopaka, zostanę bez niczego, to już chyba nie będe miała dalej po co żyć. Pozdrawiam.
Jestem nowa na tym forum, także proszę o wyrozumiałość, być może tematy związane ze szkołą, wagarami już tu się pojawiały, jednak mój problem jest nieco inny, a już od dłuższego czasu nie daje mi żyć... W desperacji, szukając ostatniej deski ratunku i zrozumienia w wirtualnym świecie natrafiłam na tę oto stronkę. Dopiero czytając to forum dostrzegłam jak bliskie mi problemy opisujecie.
Otóż mój problem wygląda ogólnie mówiąc nieciekawie.... Mam fobię szkolną. Dawniej problem był znacznie bardziej rozległy ponieważ miałam fobię społeczną, połączoną z całkowitą izolacją od otoczenia, okresami głębokiej depresji, a także kilkoma próbami samobójczymi, kiedy brakło wiary w to, że kiedykolwiek mi się w życiu ułoży. Miałam paniczny lęk przed mężczyznami, oczywiście związany z moimi kompleksami. Na szczęście teraz już nie odczuwa,m takiego lęku przed ludźmi, wręcz przeciwnie wiele się zmieniło w moim życiu na lepsze, potrafię budować normalne relacje z ludźmi. W tej chwili od dwóch miesięcy mam chłopaka, którego kocham i którego nie wyobrażam sobie stracić. On sprawia, że jestem szczęśliwa. I wszystko w moim życiu byłoby (prawie) dobrze, gdyby nie ta wspomniana fobia szkolna, która nie pozwala mi normalnie funkcjonować z niej nie potrafię się wyleczyć, chociaż próbowałam już na wszystkie możliwe sposoby ! Problemy zaczęły się w gimnazjum, nie będe dokładnie opisywać z czego wynikały, bo każdy fobik wie na czym polegają lęki. Powiem tyle, że gimnazjum ukończyłam niemal cudem, resztkami sił, ponieważ przez 2 lata miałam nauczanie indywidualne w domu. Okres ten wspominam okropnie ponieważ nie mając powodu aby wychodzić z domu, zamknęłąm się w nim zupełnie, izolując w ciemnym pokoju, przesypiając dnie, a żyjąć w nocy. Tak, niestety, zaburzony rytm snu, zupełnie odwrócony tryb życia.... Po czymś takim strasznie trudno było mi wrócić do normalnego życia. Poszłam do nowej szkoły. Wybrałam liceum.... i jak to się skończyło ? Opuszczanie, strach po dłuższej nieobecności przed powrotem do szkoły, zaległości.... A także poczucie winy, ponieważ spotykałam się z ciągłym narzekaniem nauczycieli i uczniów z klasy, że obniżam im frekwencję. Ja głupia, nie chcąc być ciagła "zakałą klasową poprostu zrezygnowałam. Zwyczajnie poddałam się, nie myśląc o sobie.... Nauka w tym liceum trwała zaledwie 2 miesiące. Zrobiłam sobie przerwę, wakacje spędziłam w szpitalu psychiatrycznym na badaniach ( skierował mnie tam przymusowo sąd, ponieważ byłam niepełnoletnia, a obowiązek szkolny) i od tego roku znowu zaczęłam naukę, tym razem w innym liceum. Na początku było świetnie, bo powiem szczerze bardzo mi się podoba sama szkoła, a ponieważ mam juz jakięs porównanie to wiem wypada o niebo lepiej na tle innych szkół. Ale niestety... Ja nic się nie zmieniłam. Mimo usilnych starań, po jakimś czasie znowu zaczęłam opuszczać i tym trudniej było mi zdobyć się na odwagę aby tam wrócić. A teraz sprawa wygląda tak, że jestem osobą z największą liczba godzin opuszczonych w szkole, pewnie przekroczyłam już dopuszczalny limit i tylko czekam aż mnie wywalą... Od ferii nie byłam w szkole, ponieważ boję się zaliczeń. Mam 4 kosy na semestr i po feriach nauczyciele dali mi ostatnią szansę, aby pozaliczyć. A ja mimo ferii spędzonych nad książkami nadal nic nie umiem i poprostu boję się pójść Nie odbieram ttelefonów bo boję się, że to może być wychowawca... Jestem w strasznym położeniu, a jak pomyślę, że jutro miałabym tam pojść ogarnia mnie paniczny strach! Już prędzej wolałabym się zabić, zresztą mam takie różne desperackie myśli, aby jakoś przynajmniej zaszkodzić swojemu zdrowiu, abym miała jakieś usprawiedliwienie....
Dlaczego w temacie pojawia się chłopak ? Otóż pomimo tego, że jesteśmy szczęśliwi, pomimo, że on szaleje za mną, martwi się o mnie (nie wiem czy kocha), ale zależy mu na mnie... pomimo tego powiedział, że jeśli nie zdam w tym roku to koniec naszego związku, I bez wahania ze mną zerwie.... Jestem zrozpaczona, bo zawsze moje wyobrażnie idealnego związku wyglądało tak, że kocha sie pomimo wszystko, a w trudnych chwilach wspiera się drugą osobą. Przynajmniej ja tak to widzę.
Proszę, jeśli możecie to pomóżcie mi jakimś słowem, bo nie wiem co robić. Jeśli stracę chłopaka, zostanę bez niczego, to już chyba nie będe miała dalej po co żyć. Pozdrawiam.