11 Mar 2009, Śro 15:48, PID: 131482
maloud - trafiłeś w 10-tkę.
11 Mar 2009, Śro 15:48, PID: 131482
maloud - trafiłeś w 10-tkę.
11 Mar 2009, Śro 18:54, PID: 131542
Masz na myśli: zabić się?
11 Mar 2009, Śro 22:38, PID: 131629
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11 Mar 2009, Śro 23:03 przez janne.)
śmierć z własnej woli, to najorsze co moze nam sie przydarzyc..
kiedys usłyszałam, juz nie pamietam gdzie taką historyjkę, ze po smierci dusza grzesznika idzie do czysćca. A tam na miejscu nie ma standardowych kar. Bóg ponoć karze w ten sposób, aby dana osoba odczuła to jak najdotkliwiej..Mowiac innymi słowy samobójce-fobika mógłby skazac na 1000 lat bycia... fobikiem Nie wiem w co wierzycie, ale dla mnie jest to wystarczajacy powód by walczyc (mam to w planach )
12 Mar 2009, Czw 0:50, PID: 131679
eclipso napisał(a):Masz na myśli: zabić się?no wiesz co! strzelenie w głowę celem rozmazania mózgu, fobii i czego tam jeszcze na ścianie nie jest rozwiązaniem. Tak mi się skojarzyło ze Shawshankiem - ten film ma przecież pozytywne przesłanie! 1000 lat bycia fobikiem to wystarczająco zniechęcająca perspektywa.
12 Mar 2009, Czw 19:16, PID: 131815
No wiem. Nie dam tej satysfakcji mojej fobii, i tym *** co mi ją zafundowali.
10 Cze 2009, Śro 5:30, PID: 155620
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10 Cze 2009, Śro 6:07 przez krys840.)
Z doświadczenia wiem, że z fobią społeczną można walczyć tylko radząc sobie w określonych sytuacjach, jeśli ktoś mówi o jej rzeczywistych objawach. Można wznosić się na wyżyny swoich umiejętności i próbować przeanalizować swoją sytuację w danej chwili, ale przytłaczające nas perspektywy uniemożliwiają nam planowanie. Stajemy się ślepi, dlatego ocena sytuacji nie jest możliwa, bo nie dysponujemy określonym doświadczeniem, by wnioskować. Sama ocena sytuacji, która dla człowieka mającego szereg irracjonalnych stmptomów, jest tak absorbująca, że nie potrafi on często wykonywać tego, co sobie zamierzył. Bywa tak, że można wpaść w bardzo melancholijny stan zniechęcenia, który objawia się jakimkolwiek brakiem wiary w siebie, co wiąże się z cierpieniem. Czujemy zastój, który jest nieumiejętnością rozumienia aktualnej sytuacji w życiu. Jesteśmy wyczerpani i wycofujemy się z aktywności, którą jest działanie i osiąganie rezultatów. Nie przestajemy jedanak kontemplować problemu, który jest sednem treści naszego pytania: dlaczego się izolujemy. Nie mamy sił, ale mimo to jednak przyglądamy się swojej sytuacji życiowej do tego stopnia, że cierpimy na depresję bądź dystymię. Prokurujemy wiele sytuacji życiowych, bo nie mając aktualnie wglądu na to, czy osiągniemy wyniki swoich zamierzeń, chcemy poszerzyć sobie horyzonty. Chcemy określić swoje położenie, bo kiedy tego nie wiemy, wówczas działamy intuicyjnie. Rodzą się wówczas w nas sprzeczne uczucia, a to one nas wyniszczają nasileniem objawów fizycznych. Ostatecznie mamy tendencje do wycofywania się po dobrze zorganizowanych epizodach aktywności i weryfikacji poglądów o tym, że nie z swojej winy cierpimy. Jeśli za wszelką cenę walczymy z frustracją, wówcza istnieje obawa, że będziemy mieć skłonności poddawania się równie silnym, afektywnym i niekontrolowanym wydarzeniom.
Człowiek z fobią, który nie chce zatracić siebie, zawsze będzie działał według swojego rytmu. Obciążenia, które go wstrzymuja do osiągnięcia minimum - potrzebne by trwać, powodują jego radykalny sprzeciw. Symptomy fizyczne i zachowanie wskazuje na krytyczne położenie takiego człowieka. Można przywyknąć do takiego rytmu życia i można z upływem czasu nawet osiągać wiele. Zasadniczo jednak wyróżniamy się stylem bycia. Jesteśmy zbyt naturalni, by być konserwatywni. Nasze stanowiska będą bezsporne, dlatego sami będziemy wyznaczać konwenanse. Ewoluzjonizm skłania nas do respektowania nieużytecznych dziś konwencji konserwatystów albo kapitalistów - rzecz abstrahując. Wydaje mi się, że w coraz mniejszym stopniu jesteśmy uzależnieni od starych i indeferentnych wartości. EDYTOWANY: Dziękuję. Niecierpiący zwłoki proces ewolucji konwencji..
11 Cze 2009, Czw 0:46, PID: 155814
Ja też się przyzwyczaiłam Żyję sobie swoim bezpiecznym życiem, a każda zmiana powoduje u mnie lęk. Chodzę wszędzie, właściwie zajmuję się wszystkim, ale jestem sama...
Chciałabym pewne rzeczy zmienić, ale nie wiem czy nie dam rady czy się zwyczajnie boję? To jak jakiś więzień wyjdzie na wolność i nie potrafi żyć. To tak samo ja tylku potrafię funkcjonować w tym swoim więzieniu(depresji i stworzonym przez siebie świecie), a poza nim jestem bezradna. Albo z góry boję się niepowodzenia? A może tak mi dobrze i nie chce nic zmieniać? Niewiem..
11 Cze 2009, Czw 10:14, PID: 155842
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11 Cze 2009, Czw 10:15 przez Sosen.)
Mnie to denerwuje, że ludzie zamiast wziąć się za siebie, wciąż narzekają. Nie rozumiem takiej sytuacji, bo ja ciągle jednak szukałem, nawet w najgorszych momentach. Starałem sobie jakoś poradzić. Odkąd wiem z czym walczę z dnia na dzień jest mi łatwiej, bo dzięki różnym terapiom, książkom wiem że jestem coś wart i jak z tym lękiem postępować. Natomiast niektórzy nie robią zupełnie nic. A jak już coś, to narzekają na swoją sytuację.
Mówię o tych z długim "starzem narzekania". Rozumiem zagubienie nowych.
14 Cze 2009, Nie 9:38, PID: 156637
Sosen napisał(a):Mnie to denerwuje, że ludzie zamiast wziąć się za siebie, wciąż narzekają. Nie rozumiem takiej sytuacji, bo ja ciągle jednak szukałem, nawet w najgorszych momentach. Starałem sobie jakoś poradzić. Odkąd wiem z czym walczę z dnia na dzień jest mi łatwiej, bo dzięki różnym terapiom, książkom wiem że jestem coś wart i jak z tym lękiem postępować. Natomiast niektórzy nie robią zupełnie nic. A jak już coś, to narzekają na swoją sytuację. Z jednej strony mogę się z tobą zgodzić, ale drugiej nie mogę. Widzisz to nie zawsze tak jest, ze jak ktoś narzeka to nie robi nic, żeby ta sytuacje zmienić. Na moim własnym przykładzie mogę powiedzieć, ze moja fobia jest beznadziejna. Mam w sobie bardzo dużo siły i determinacji, tylko ze za każdym razem mało tego wychodzi. W ciąż próbuje i czuje coraz bardziej ze jest to walenie głowa w mur. Staram sie i mi nie wychodzi. A mimo to wciąż próbuje na nowo. nie narzekam tylko dlatego, ze nie mam na to czasu. Staram się wypełnić czas w 100%, ale rozumiem ludzi którzy nie maja siły tego czasu wypełnić i dlatego narzekają. Mówisz tutaj ze wystarczy iść do psychiatry i na terapie i będzie po sprawie. ja już byłam u kilku psychiatrów. Jedna przepisała mi deprim (nie, nie pomyliłam się) druga zaczęła mnie leczyć na paranoje (której nie mam bo potwierdziło to kilku psychiatrów później) i dała mi leki po których spałam a tak mnie zamuliły ze mało co matury nie zdałam. ?Kolejni w ogóle tez mnie nie rozumieli a ostatnia przeszła sama siebie - wysłała mnie do seksuologa chociaż ani słowa o seksie nie powiedziałam i żadnego problemu raczej z tym nie mam i na pewno nie jest przyczyna moich problemów... Chodziłam na terapie, która była dla mnie nie dobrana. cały czas szukam człowieka, który mnie zrozumie i mi pomoże a tu.. du** Nie rozumiem tylko ludzi którzy nic nie robią kompletnie. z tym muszę się zgodzić.
20 Cze 2009, Sob 22:29, PID: 158420
Chyba najgorsze co można zrobić to całkowicie przyzwyczaić się do fobii, bo wtedy już nie będzie się chciało zmian, które są bardzo potrzebne.
Sama jestem w trakcie odzwyczajania się od fobii, chociaz przywyknęłam do niej tylko w pewnym stopniu
28 Cze 2009, Nie 19:23, PID: 160489
Właściwie to miałam to napisać przy słynnym "okularowym wątku" ( http://phobiasocialis.pl/forapl_redirect...94-50.html )...
Jako rasowa fobiczka najchętniej zamieszkałabym na bezludnej wyspie zaminowanej ze wszystkich stron . Jest we mnie wielka pokusa okopania się, zakopania, zamurowania i odcięcia od świata, która często przybiera formę nie wychodzenia z domu (jeśli nie muszę, mogę sobie nawet i tydzień w nim posiedzieć i dobrze mi z tym). Jednak to jest jak z bagnem - wciąga i jeśli pozwolę sobie na jedno, lawinowo zaczynam być związana i w innych sprawach. Dlatego (owszem niechętnie bardzo, jak każdy z nas ) korzystam z sytuacji, które zmuszają mnie do robienia czegoś, co sprawia, że w jakiś, nawet minimalny sposób, mogę pokonać swoją słabość. A ponieważ na razie przynajmniej muszę żyć w społeczeństwie, z doświadczenia wiem, że nic na mnie lepiej nie działa jak podjęcie wyzwania - oczywiście na miarę moich możliwości... chociaż również z doświadczenia wiem, że to właśnie metoda małych kroków i wielka cierpliwość do siebie, pomaga się przełamać i dokonywać rzeczy z pozoru nieosiągalnych dla fobika. Ale to co dobre dla mnie, nie znaczy, że będzie słuszne dla kogoś innego. Każdy musi odnaleźć swoją drogę. 8) I nie ma dnia, nie ma chwili, żebym nie musiała walczyć, bo ta walka jako tako trzyma mnie przy życiu.
01 Lip 2009, Śro 17:54, PID: 161089
Edycja: Zdecydowanie za dużo wywodziłem przez co mojej myśli nie można było się doszukać. Próbowałem zniwelować ten objaw izloacji.
06 Lip 2009, Pon 21:42, PID: 162209
Wiesz ja też zaczęłam wracać do życia swojego i do społecznego od tego forum praktycznie. Zajęta byłam rozmową sama ze sobą, rozmyślaniami i odkąd skupiłam się na rozmowie z innymi ludźmi jest lepiej jakoś funkcjonuje, może jeszcze raczkuje. Czas jest rzeczą względną, czasami może warto zaryzykować i oddać go np na rozmowę z innym chociaż spróbować(choć nie zawsze wychodzi), zawsze to coś innego niż codzienna rutyna. Ktoś mi kiedyś powiedział że to zależy tylko ode mnie i od mojej woli czasami warto pocierpieć i choć przez chwile żyć inaczej niż zwykle pozdrawiam
07 Lip 2009, Wto 11:17, PID: 162286
EDYCJA:
Pozwólcie, Kadabra, oraz inni, że edytuję myśl, którą zagmatwałem w poprzedniej wersji wypowiedzi. Miło, że potrafiliście zauważyć w niej jakiś interesujący wątek, gdyż zachowywałem się dotychczas jak arogancki cham i buc. Czuję skruchę.
07 Lip 2009, Wto 22:19, PID: 162411
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07 Lip 2009, Wto 22:26 przez kadabra.)
Tak czytam czytam. Twoją wypowiedz krys840. Takie refleksje mi się nasuwają, że sprawy społeczne i powiązania są zbyt bez sensu żeby się nad nimi dłużej zastanawiać. Nasze społeczeństwo to grupa ludzi, a grupa rządzi się swoimi prawami, a to było jest i będzie. Przed naszą erą panowały jeszcze gorsze prawa i Ci co chcieli zostać dostosowali się a reszta dawała sobie radę inaczej. I jest ok. Czy tego chcemy czy nie zawsze będziemy tworzyć grupę. A grupę wiele łączy. Jesteśmy tylko ludźmi poprzez pryzmat emocji i powiązań, smutków i żalów i wielu innych aspektów patrzymy na świat.
Ale oprócz życia w grupie mamy swoje prywatne ja, które jak jest zainfekowane rozpaczą, smutkiem i wszystkimi negatywnymi uczuciami i nie rozwiązanymi do końca sprawami(ile razy ja chciałam to wykrzyczeć np.)to wycofujemy się bo te ja nam już nie odpowiada. Czasami tak po prostu być więcej niż nienawiścią do tej części której najchętniej nie chcielibyśmy znać. Bo kontrowersja przewija się nam w osobowości od narodzin do śmierci. Trzeba żyć. Bo nienawiść to umieranie takie topienie się we własnym gó..ie i przy okazji jeszcze tak "sramy" na cały świat. Mam już dość . Bo lęk ma moją twarz która mówi że wszyscy bałaganią to ja też muszę. Za to ta druga część mówi że czas ten syf posprzątać. Wiec mogę się załamać, zwariować, popełnić samobójstwo lub się zmienić i stworzyć harmonię. Czyli zacząć żyć a nie rozmyślać nad straconym życiem.
07 Lip 2009, Wto 23:16, PID: 162419
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30 Wrz 2009, Śro 17:03 przez krys840.)
Lęk społeczny jest niebezpieczny. Wiem z własnego doświadczenia. Jeśli nie można żyć w optymalnym spokoju, nie mogąc uzyskać wewnętrznego opanowania, to po latach narasta żal i rozgoryczenie za nieadekwatne do korzyści trudy życia. Jest to wtedy silne dążenie do swobody zachowania i nowej jakości życia, ale może być jedynie desperacką formą manifestacji żalu. Ktoś na pewno powinien wiedzieć, dlaczego roszczymy pretensje, by prawda o realiach życia pozwalała opanować standardy nie sprzyjające rozwojowi w harmonii z otoczeniem.
08 Lip 2009, Śro 0:07, PID: 162422
krys840 napisał(a):Ludzie są tak zaabsorbowani i przytłoczeni, że życie zeszło do formalnych form i stało się pruderyjną i sztuczną otoczką powierzchowności, sprawiając, że staliśmy się samotni. Nie wiemy, jacy jesteśmy, ani co nami kieruje - obawiamy się siebie, alienujemy się i gromadzimy spiętrzone emocje, które są jak tykająca bomba...oto źródło zaburzeń psychicznych. krys840 napisał(a):Wiedziałem, że należy zrezygnować z stylu bycia, który predestynował mnie do poszukiwań form wypowiedzenia i ciągłego uzmysławiania ludziom tego, co nam zagraża.Krys, z uzmysławiania nie rezygnuj...bo kamienie zrobią to za Ciebie ... Sądzę, że to też przyczyna problemów, które dotykają świat, społeczeństwa - przyzwyczajamy się do naszych fobii, które czynią z nas niewolników... ci, co posiadają dar wskazywania drogi, wycofują się; reszta gubi się, albo idzie za wilkami w owczych skórach.
08 Lip 2009, Śro 11:08, PID: 162460
Powracając do myśli zapoczątkowanej przez Janne, z dużą dokładnością podpisuję się pod ten właśnie system ucieczki od społeczeństwa. Wielka potrzeba bliskości z drugim człowiekiem przeciwstawia się świadomości tego, że z większością ludzi nie jestem w stanie przebywać, dogadać się, obcowanie z nimi jest jałowe i prowadzi do stwierdzenia, że po co tracić na nich czas, lepiej poświęcić go samodoskonaleniu i czekać na pojawienie się w życiu kogoś, kto naprawdę będzie mógł stać się przyjacielem. Ale taka osoba się nie pojawia, a ja oddalam się od życia społecznego coraz bardziej. Od czasu do czasu spotykam się z grupą znajomych z lat szkolnych, bo mam nadzieję, że coś się zmieni albo poznam kogoś nowego. A tu rozczarowanie, nie dość, że nie spełnił się żadne moje oczekiwania, to na dodatek ci ludzie oddalają się ode mnie sami, już nie jestem tym samym człowiekiem, co kiedyś. Zmieniłem się, dojrzałem, a oni pozostali tacy sami i wyznają te same, sztywne ideały. Planowanie swoich dni i ucieczka od bezsensownych spotkań staje się w końcu tym schematem życia, od którego zawsze tak uciekałem. Uznałem, że warto poświęcać czas tylko człowiekowi, który wnosi do naszego życia ciepło. Warto żyć, bo na pewno w końcu taki człowiek się pojawi A wtedy nastąpi przełom, i nie będzie można już wrócić do swojej dawnej pieczary, a życie nabierze nowego znaczenia.
|
|