10 Wrz 2009, Czw 0:10, PID: 174680
O tak, musimy chcieć.
10 Wrz 2009, Czw 0:10, PID: 174680
O tak, musimy chcieć.
11 Wrz 2009, Pią 1:06, PID: 174764
Clarissa napisał(a):W moim przypadku sprawdza się to jak nazwałem "granie". Nie chodzi o udawanie , bardziej o zmianę poglądów w wielu kwestiach i zmianę postrzegania. Dziś jest tak dobrze że nie wyobrażam sobie powrotu do tego co było jeszcze niedawno.tomjak napisał(a):Trzeba się nauczyć kiedy warto być naprawdę sobą , a kiedy trochę "grać".
11 Wrz 2009, Pią 13:47, PID: 174806
Cytat:Nie chodzi o udawanie , bardziej o zmianę poglądów w wielu kwestiach i zmianę postrzegania. Dziś jest tak dobrze że nie wyobrażam sobie powrotu do tego co było jeszcze niedawno.Nie wiem o jakie dokładnie poglądy chodzi, ale brzmi niezbyt przyjemnie...
11 Wrz 2009, Pią 14:04, PID: 174813
tomjak napisał(a):Nie chodzi o udawanie , bardziej o zmianę poglądów w wielu kwestiach i zmianę postrzegania. Ketman moralny.
11 Wrz 2009, Pią 21:41, PID: 174966
Np
tomjak napisał(a):Miałem podobnie. Teraz to mam gdzieś. Zawsze analizuję czy warto się czymś przejmować i jakie to dla mnie przyniesie korzyści jak się czymś pomartwię. Najczęściej tzn prawie zawsze wychodzi że nie warto. Ostatnio w wyniku mojego lenistwa ostro spartoliłem robotę i zwyczajnie do błędu się nie przyznałem i wszystko gra. Zastanawiam się jak to jest możliwe że nikt tego nie zauważył. Kiedyś bym się do tego zwyczajnie przyznał i łykną wszystkie z tym związane konsekwencje (brak premii , złośliwe uwagi itp). Doszedłem do wniosku że należy odstawić na bok swoją wrodzoną uczciwość i trzeźwe spojrzenie na świat. Należy brać przykład z "nieunikających". Większość z nich to zwykłe nieuki nieobdarzone zbyt lotnymi umysłami. Ich cechą wspólną jest wysoka samoocena (zupełnie niuzasadniona) i umiejętna prezentacja własnej osoby. Zwyczjnie wymiękają w konfrontacji z kimś kto naprawde jest inteligentny i do tego jeszcze jest tego świadom. Zachowują się jak dzieci gdy wytkniesz im i udowodnisz niekompetencję. Nie martwcie się - świat jest zaskakująco prosty i nie wymaga nadmiernego myślenia.właśnie tak teraz myślę
11 Wrz 2009, Pią 21:46, PID: 174972
No dla mnie akurat jest cholernie trudny
13 Wrz 2009, Nie 17:37, PID: 175537
stap!inesekend napisał(a):No dla mnie akurat jest cholernie trudnyNie może być trudny. Żyje na nim tłum pozbawiony wyobraźni i hojnie wyposażony w życiową beztroskę. Gdyby był trudny 90% z wymienionych strzeliłaby sobie w łeb po pierwszej wizycie przed lustrem i po chwili trzeźwej zadumy nad własną egzystencją.
13 Wrz 2009, Nie 18:09, PID: 175553
Tomjak napisał(a):Doszedłem do wniosku że należy odstawić na bok swoją wrodzoną uczciwość i trzeźwe spojrzenie na świat.Dla mnie to jest poddanie się. Tchórzostwo. Pójście na łatwiznę. Poza tym, czy nie jest tak, że ta "wrodzona uczciwość i trzeźwe spojrzenie na świat" nie są darem i zobowiązaniem - dane nielicznym, po to aby ci nieliczni mogli nimi się posłużyć dla dobra większości? Tak to widzę. Cytat:Nie może być trudny. Żyje na nim tłum pozbawiony wyobraźni i hojnie wyposażony w życiową beztroskę nieźle sobie radząc w życiu. ... To nie tak, że inni są gorsi, albo wyposażeni w życiową beztroskę. Po prostu mają inny poziom wrażliwości i percepcji świata. I to, co nam wydaje się istotne i ważne - dla nich często nie jest warte uwagi. Zawsze było tak, że większość pragnęła "igrzysk i chleba" - a tylko nieliczni troszczyli się o sferę ducha. I to nie znaczy, że ci nieliczni mieli równać się z większością, albo byli od niej gorsi - nie, wbrew pozorom to właśnie oni nadawali bieg historii. I w tym znaczeniu, życie jest trudne - bo nie jest łatwo być wiernym zasadom i "wrodzonemu poczuciu sprawiedliwości" i żyć zgodnie z "trzeźwym umysłem" - żyć inaczej - może być wzorem i szansą dla innych, zawsze i pomimo wszystko na przekór tzw. "łatwiźnie", większości.
13 Wrz 2009, Nie 18:52, PID: 175554
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13 Wrz 2009, Nie 19:12 przez tomjak.)
"To nie tak, że inni są gorsi, albo wyposażeni w życiową beztroskę.
Po prostu mają inny poziom wrażliwości i percepcji świata. " - właśnie to miałem na myśli. I albo się chce być wzorem dla małokumatych i żyć dziwacznym życiem unikającego (byc zdaniem otoczenia świrem) , albo przeżyc komfortowo resztę życia z uśmiechem na ustach i w totalnym luzactwie. Ja wybrałem drugi wariant. Nie oznacza to że nagle zgłupieję i zacznę np palić papierosy lub zamiast uczciwe pracować zacznę wciskać kit że jestem tak zapracowany że na nic nie mam czasu lub nagle zajmę się donosicielstwem dla zbudowanie mocniejszej pozycji w robocie (bo uczciwa praca to dobra jest dla frajerów zdaniem wielu nieunikających).
13 Wrz 2009, Nie 21:17, PID: 175609
Non posse!
26 Cze 2010, Sob 1:09, PID: 212132
Ja potrafie przejmować się tak bardzo, że nie umiem myśleć o niczym innym. Gdy próbuje się czymś zająć np. oglądanie TV to nie sprawia mi to przyjemności bo gdzieś podświadomie cały czas myślę o tej sprawie...czesto jest to wyolbrzymianie czegoś bardzo błachego, wyobrażanie sobie tej sytuacji stawiając mnie w negatywnym swietle itp. itd....
26 Cze 2010, Sob 18:17, PID: 212218
Też jestem osobą unikającą raczej, jak to określiliście. Właściwie to jestem wycofany nie na miarę dziś społecznego życia, ale myślę, że to się zmieni. A na temat uczciwości, to powiem, że po prostu nie chcę się oszukiwać, że dostosowując się do norm bez dużych dziś ograniczeń, w zastraszającym trybie, nie stanę kiedyś w obliczu prawdy. Prawda ta może być drastyczna w skutkach, na miarę zresztą życia poza kontrolą zmysłów i emocji, bo to czasem tak po prostu wygląda.
01 Gru 2012, Sob 6:47, PID: 328294
Jestem zarejestrowana w urzędzie pracy i co dwa miechy idę się podpisać. Dzień wcześniej już panikuję. Potem idę, wracam i już myślę, że za dwa miechy znowu. I myślę o tym prawie codziennie, bo nie daje mi to spokoju. A potem mi się dziwią, że tak dobrze pamiętam daty...
07 Gru 2012, Pią 23:18, PID: 329084
Przeżywam wszystko, od jakichś sprawdzianów, egzaminów po rozmowy z danymi ludźmi, wyjścia z domu, wyjścia na zakupy itd. Błędy popełnione na rożnego typu sprawdzianach itd, potrafię rozpamiętywać przez kolejny miesiąc, oczywiście przez ten czas wszystko się kumuluje. Jakieś małe wyjście na zakupy bardzo mnie stresuje, ale tylko wtedy kiedy idę gdzieś sama, bo mam wrażenie, że wszystkie oczy są zwrócone dla mnie. Nawet podróż komunikacją miejską mnie stresuje, bo mi się zawsze wydaję, że nie zdążę dojść do drzwi na moim przystanku (zdarzało się, że miałam jakieś problemy z wyjściem i przeżywałam to przez kolejne 2 tygodnie - jakby jeszcze było co przeżywać ).
10 Kwi 2013, Śro 16:25, PID: 346573
Ja mam tak samo jak wy, ale o ile kiedyś to była masakra, to teraz jest juz o niebo lepiej. Po prostu mam już gdzieś, co ktoś o mnie myśli, bo skoro sama siebie lubię, to inni już nie muszą
A zdarzały mi się takie sytuacje, że do dziś jeszcze robi mi się gorąco jak o nich pomyślę... Ale już nie przeżywam tego tak, jak jeszcze parę lat temu. Publiczne wystąpienia, jąkanie się, pytanie o godzinę... Przed wyjściem do sklepu układałam sobie całą formułkę, jaką powiem pani sklepikarce (w sensie, że poproszę to i tamto itd.). Teraz jest ok, ale np. paranoja, że mam coś na twarzy (jak zdarzyło mi się kiedyś pół miasta zjechać z jogurtem na twarzy ) pozostała i ma się świetnie Jeśli mogę ogólnie coś poradzić, to: 1. Znajdźcie sobie stałe zajęcie, gdzie będziecie musieli mieć dużo interakcji z ludźmi i gdzie będziecie musieli nimi trochę rządzić. Mnie pomogła wachta w stajni i dyrygowanie kursantami, co mają robić (obowiązkowe prace po jeździe) i w czym mi pomagać. Odrobina władzy bardzo dobrze działa na samoocenę, naprawdę 2. Odgrywajcie w domu do znudzenia scenki związane z tym, co was czeka, przy czym odgrywajcie wariant najlepszy, jaki możecie sobie wyobrazić, a bonusowo potem wyobraźcie sobie też najgorszy, ale o tym za chwilę. Ktoś ma przemówienie przed setką osób..? Proszę bardzo, ubrać się w domu elegancko, stanąć w pokoju przed wyimaginowaną publicznością (pomagają ustawione w rzędzie pluszaki) i do dzieła. Na głos mówimy cały referat z 5-7 razy, aż zacznie nam wychodzić idealnie. Patrzymy niewidzialnym ludziom w oczy, udajemy, że ktoś nas o co pytał, odpowiadamy... Wyobrażamy sobie możliwe komplikacje - ktoś zapytał o coś, czego nie wiemy - co wtedy odpowiemy? Przygotujmy sobie odpowiedź i nauczmy się ją mówić, np. "To bardzo ciekawe pytanie, ale niestety w tej chwili nie jestem Panu w stanie na nie odpowiedzieć. Musiałbym się nad nim dłużej zastanowić". Albo: "Nie podobało mi się Pana wystąpienie, nic z niego nie zrozumiałem". I odpowiedź: "Bardzo dziękuję za Pana opinię. Przykro mi, że moje wystąpienie nie spełniło Pana oczekiwań, i będę wdzięczny jeśli powie Pan, co konkretnie się Panu nie podobało, abym mógł nad tym w przyszłości popracować". Wyobrażajmy sobie sytuacje, które mogą być trudne lub zaskakujące, i metody ich rozwiązania, dzięki czemu gdy podoba sytuacja się wydarzy nie wpadniemy w panikę. Teraz co do wzmianki o wyobrażaniu sobie najgorszych wersji Wyobraźmy sobie raz jeden, aby nie utrwalać wizji, że wszystko idzie nam masakrycznie tragicznie, nic nam nie wychodzi, robimy z siebie idiotów itd. I dalej wyobraźmy sobie, jak możemy tę sytuację naprawić, możemy ją obrócić też w żart jeśli chcemy. Dlaczego sobie wyobrażać najgorszą wersję? Ponieważ ona się nigdy nie wydarzy (bylibyśmy jasnowidzami, gdyby wszystko co sobie wyobrazimy najdziwniejszego się idealnie potem sprawdzało) i wszystko inne, co nas będzie czekało, będzie lepsze. To raz. A dwa, że oswoimy się z najgorszą ewentualnością, przeżyjemy ją "na sucho", i kiedy zacznie się dziać nie będzie już robiła takiego wrażenia. Przykład: czasem zwracam ludziom uwagę, że rzucają pety gdzie popadnie. Przed pierwszym zwróceniem uwagi wyobraźmy sobie (po serii pozytywnych wizji), że taki smieciarz sie na nas wydziera, obraża, itd. I zastanówmy się, co możemy wtedy zrobić - wymyślmy sobie np. odpowiedź. Przykładowo: ktoś krzyczy "Nie będziesz mi bachorze zwracał uwagi!!!", spokojna wytrenowana odpowiedź: "Może z wieku jest pan starszy, ale z zachowania bardziej przypomina pan niewychowanego dwulatka. Jest pan na tyle duży, że powinien pan ogarniać obsługę kosza na śmieci. Proszę pozbierać te pety i wyrzucić tam, gdzie ich miejsce. Miłego dnia, do widzenia." Podobnie w czasie wystąpienia, jesli np. zaczniemy się jąkać, planujemy strategię działania. Np. jakamy się, więc przestajemy mówić, bierzemy łyk wody, i możemy spokojnie i dostojnie, najlepiej z uśmiechem, wytłumaczyć się publiczności "Przepraszam za jąkanie, czasem tak mam gdy zbyt wiele myśli naraz chce znaleźć ujście." I spokojnie dalej kontynuować przemówienie. Gdy znów zaczniemy się jąkać wszyscy będą na nas patrzeć nie z politowaniem, jak się mogłoby zdarzyć, ale już z sympatią po naszym wcześniejszym wytłumaczeniu się z przypadłości. Dla dodania sobie odwagi można też w czasie wystąpienia wyobrażać sobie, że wszyscy ludzie na widowni są nadzy, albo np. ubrani w stroje różowych króliczków 3. Polubcie siebie i swoje wady. Ktoś, kto jest idealny, jest trudny do zniesienia. Innych ludzi lubimy głównie za ich wady i dziwactwa Jeśli opowiemy w towarzystwie, jacy jesteśmy za+, to raczej wielkiej sympatii nie zyskamy. Ale jak opowiemy, jak to po wizycie u dentysty i znieczuleniu miejscowym jechaliśmy zapchanym autobusem z cieknącą śliną po brodzie i ludzie brali nas za niedorozwoje, to już śmiech i sympatia ogółu murowane Jak nam się coś krępującego przydarzy to się z tego śmiejmy i jak najszybciej komuś o tym opowiedzmy. A tak z drugiej strony też, to: Kiedyś widziałam panią, co jechała sobie autobusem w papilotach na głowie. Co wtedy czułam? Śmiałam się w duchu, poprawił mi się humor, i do dziś z wesołością sobie to przypominam. A co myslałam o tej pani? Że albo jest śmiesznie (w pozytywnym sensie) zakręconą osobą, albo że jest za+, że świadomie zdecydowała się jechać z tymi papilotami do pracy czy gdzieś tam. Uczucia same pozytywne. Aż bym chciała być na miejscu tej babki 4. Zrozumcie, że nie jesteśmy pępkiem świata i inni ludzie mają ciekawsze rzeczy na głowie, niż myślenie o nas czy w ogóle zwracanie na nas uwagi, a już na pewno nie wieczne rozmyślanie o nas i naszej wpadce. Co my rozpamiętujemy latami, inni dosłownie zapominają po pary sekundach albo minutach. Serio, kiedyś znajomy dwa dni przeżywał, że ktoś tam coś powiedzial, a kiedy w koncu nie wytrzymał i zapytał tę osobę o tamto zdarzenie, to ona nie wiedziała o co chodzi i już w ogóle o wszystkim zapomniała. Mnie się kiedyś zdarzyło, że ktoś był dla mnie niemiły zupełnie bez powodu. Nie wiedziałam o co chodzi, oczywiście gnębiło mnie to straszliwie, aż zebrałam odwagę i zapytałam tej osoby, czy coś do mnie ma. I co się dowiedziałam? Że akurat tamtego dnia ta osoba miała kiepski dzień, jakieś problemy, i zwyczajnie była nie w humorze, a do mnie absolutnie nic nie miała. Teraz wszystkie sprawy wyjaśniam na bieżąco, albo olewam - już wiem, że osoby śmiejące się na ulicy, gdy przechodzę obok, nie śmieją się ze mnie. Ale gdyby się śmiały, to bardzo dobrze, miło jest mieć świadomość, że się komuś poprawiło humor i zmieniło jego dzień na lepszy No to tyle na razie, ale się rozpisałam
10 Lip 2022, Nie 17:35, PID: 859807
Mam ten problem odkąd pamiętam. Począwszy od wizyt u lekarza na szczepienie czy u dentysty. Stresowałem się cały dzień wizytą, która trwała może max. 5 minut, a szczepienie 5 sekund. Noo stres przed wizytą u dentysty jestem w stanie zrozumieć, choć jak trzeba to trzeba. Potem w podstawówce we wtorki mieliśmy lekcje dopiero od 11:50. Co robiłem przed lekcjami? Siedziałem w ciszy w domu. Nic nie robiłem, tylko czekałem i się stresowałem. W następnych latach jak były jakieś wizyty u lekarzy czy jakieś inne błahe sprawy, to stresowałem sie że hej.
Obecnie mam nadal ten sam problem. Jak coś niecodziennego się szykuje za parę dni, to już dzisiaj mózg mi robi jatkę. Najgorszy jest dzień przed tym wydarzeniem. Prawie nic nie jem ze stresu. Brzuch mnie boli, nie myślę o niczym innym, w głowie ciągle mam to wydarzenie oraz nie śpię. Stresuję się zwykłą wizytą u lekarza np. na szybkie pobranie krwi, pójściem na pocztę, załatwieniem jakiejś sprawy, wybraniem się w gości i innymi błahymi sprawami. A co się dzieje, gdy już jestem u lekarza? W mózgu cisza. Nie ma lęku. Grr! Dobrze się przygotowywuję na wydarzenia oraz wyobrażam sobie najlepsze scenariusze. Odgrywam w głowie pozytywne scenki. Nie obawiam się zwykle jakiejś wtopy. Myślę dosyć realistycznie, więc wiem, że nic złego się nie stanie, a jeśli tak, to coś się wymyśli heh. Przerobiłem również parę autoterapii, dzięki temu się doszkoliłem w zakresie wiedzy o lęku, jego działaniu i tym, że można stać się silniejszym od niego. Wziąłem do serca te rady. Mimo tego mój mózg uparcie daje mi te wszystkie symptomy lęku przed tymi sytuacjami. Nic do niego nie dociera, grr!. Coś się szykuje, to nic nie robię, tylko siedzę sztywno i się zamartwiam. Nawet nie słucham muzyki. Jeszcze jeden objaw jaki mam to poczucie winy, który pojawia się, gdy spróbuję mimo lęku zrobić coś fajnego. Wyciągam rolki, a mózg ,,O ty łapserdaku. Pojutrze masz dentystę. Ani mi się waż się zabawiać!". O ile się nie mylę (poprawcie mnie jak coś), to lęk antycypacyjny. To jest lęk, który objawia się nie w trakcie stresującego wydarzenia, a przed. Może pojawić się nawet tydzień wcześniej i męczyć człowieka każdego dnia aż do momentu tego planowanego wydarzenia. Po stresującym wydarzeniu mówi ,,do następnego razu!" i ucieka. Myślę, że pośród moich zaburzeń, ten lęk jest moim największym problemem. Gdybym odczuwał lęk tylko w trakcie sytuacji społecznej, a nie dłuuugo przed, to moje życie byłoby znacznie lepsze. Do tej pory robię to samo, czyli siedzę w ciszy i myślę o tej sytuacji. Zwykłego dnia posłucham muzyki, poczytam książkę, pogram w coś, a tego stresującego dnia te rzeczy schodzą na dalszy plan mimo, że nie jestem zajęty i jestem w pełni przygotowany do tej sytuacji. Pomyślałem, że pora z tym skończyć. Wymyśliłem pewien sposób i chciałbym, żebyście powiedzieli mi co o tym myślicie. Zanim go wdrożę w życie, chciałbym się upewnić czy mi nie zaszkodzi, nie pogłębi lęku, nie doprowadzi do żadnej zmiany na lepsze. Może wasi psychologowie coś na temat wspomnieli jak sobie z tym radzić? Sposobem tym jest życie na codzień tak jakby nie szykowała się żadna stresująca sytuacja. Co prawda, w pierwszej kolejności się do niej przygotuję, czyli sprawdzę jak tam dojechać, ustawię sobie alarm w komórce, przygotuję jakieś rzeczy i tyle. Jak już to zrobię, to powinienem nie myśleć o tym więcej, bo jestem przygotowany i wtedy zachowywać się tak jakby to był normalny sielankowy dzień. Czyli wyciągam rolki, czytam książkę, puszczam jakąś fajną muzykę, pojeżdżę na koniu w kingdom come deliverance. Robię na przekór te czynności, które na codzień sprawiają mi przyjemność lecz przed stresującym wydarzeniem wywołują większy lęk i poczucie winy. Naturalnie pewnie przez jakiś czas lęk wraz z poczuciem winy się nasilą, ale być może potem coś się przestawi w mózgu. Udowodnię mu, że lęk który mi funduje jest kompletnie bezwartościowy i że mogę robić to co chcę i mnie przed tym nie powstrzyma. Fakt, postraszy na początku większym lękiem, ale może po paru takich razach przestanie.
11 Lip 2022, Pon 7:38, PID: 859817
To jest dobry sposób -przygotowac się tyle ile trzeba i dalej się już nie przejmować. Myślę że to podejście jak najbardziej pożądane. Pytanie tylko jak poradzisz sobie jak coś pójdzie nie tak? Czy to będzie pretekst by znowu zacząć się bać i jeszcze bardziej rozmyślać przyszłe sytuacje? Nie zrozum mnie źle, nie zniechęcam Cię do tego pomysłu, ale w terapii też trzeba nauczyć się zdrowo przeżywać porażki. Inaczej zastawiamy na siebie pułapkę, która usprawiedliwia lęk.
11 Lip 2022, Pon 16:39, PID: 859830
Myślę, że sobie poradzę jeśli coś pójdzie nie tak. Gdy się stresuję daną sytuacją, to nie zapominam również o najgorszym możliwym scenariuszu, co za tym idzie - planie B. Można powiedzieć, że jestem aż nadto przygotowany. Zdaję się na prawdopodobieństwa, bo w rzeczywistości 95% stresowych wydarzeń wypadały lepiej, niż zakładałem w najlepszym scenariuszu: dojechałem na miejsce szybciej i wygodniej, wizyta trwała krócej, niż myślałem itp. Pamiętam jak na studiach przez tydzień czasu stresowałem się ustnym egzaminem na angielski. Poogladałem filmiki z tych egzaminów i wiedziałem ile będzie pytań i jak będą wyglądały. W rzeczywistości były tylko dwa pytania, a gęba mi się nie zamykała aż do limitu czasu, tak więc było nieźle. W 5% sytuacji, które źle wypadły, na pewno pogrążyły mnie w jakimś stopniu, ale nie aż tak bardzo. Np zdarzyło się, że tramwaj skręcił nie tam gdzie trzeba, pociąg się popsuł, nie wziąłem jakiegoś dokumentu, odwaliłem jakąś niezręczną gafę. Porażki przygotowywały mnie lepiej, bym nie popełnił tych samych błędów.
Myślę, że mój lęk wynika bardziej z tego, że się szykuje coś niecodziennego i coś na co nie mam ochoty. |
|