Ja bym to może uogólnił i powiedział, że pomaga nam obecność osób, które znamy (niekoniecznie musi to być rodzina), które w jakiś sposób nas rozumieją i, którym ufamy. Są takim stałym, przyjaznym elementem w obcym i wrogim społeczeństwie.
Hmm... ja nie zawsze w swojej rodzinie czuję się pewnie i swobodnie.
W sumie to zależy od sytuacji. Ale generalnie zgadzam się z wypowiedzią poprzednika
A czy to "wrogie społeczeństwo" nie jest wyolbrzymiane? Nigdy nie czułam się dobrze wśród ludzi. Zawsze stałam z boku, nie lubiłam grup. W pewnym momencie życia zaczęła mnie dręczyć myśl "jestem gorsza" ale to nie prawda. Nie jestem gorsza jestem inna i w sumie.. Dobrze mi z tym Nie musimy być tacy jak wszyscy.. A z innymi ludźmi można się dogadać. Każdy w głębi serca chce być dobry.. Więc czasami to tylko w naszych wyobrażeniach społeczeństwo jest "macochą" i dlatego żywimy przed nim obawę..
Myślę, że społeczeństwo jest wrogie i obce ludziom przez system rystrykcji kulturowych. Czujemy się zmęczeni, to zwykłe tzw. zmęczenie materiału powoduje, że mamy lęki i obawy adekwatne do sytuacji za zewnątrz. Ciało nie okłamuje nas, ale można zawsze silnie sie unosić i żyć równoległym światem ekscytacji i wewnętrznych przeżyć. Jesteśmy jak królowie wielkich miast, którzy mają do dyspozycji swoją czeladź, błaznów i świat stworzony dla naszej rozrywki. Oderwani od rzeczywistości nie widzimy, jak żal i naturalne osłabienie szybko doprowadza do szalonego entuzjazmu i świata zabawy, uniesień wewnętrznych, bo przecież liczy się wartościowo spędzony czas a nie jałowe dni. Chwalimy więc dzień i szukamy podniet, bo to służy bogactwu przeżyć i pozornie wartościowo spędzonemu życiu, a także oderwaniu się od naturalnej jałowej pustki emocjonalnej. To rodzi się, gdy mamy zbyt dużo absorbujących źródeł. Czas wypełniony do maksimum to duży błąd, bo nie pozwala na chłodno kalkulować.
Wyjałowieni, zmęczeni tylko się unosząc w sobie możemy ponad rzeczywistością stawiać sądy oderwane od życia. Funkcjonujemy pod przymusem, silnie pobudzani i nie widzimy degenerującego znamienia. I tak przekładamy drażliwość, wybuchowość, kontrastujące z ponad stan i miarę entuzjazmem, na poczucie wrogości innych wobec siebie. I to zarówno na członków rodziny jak i na system.
I co ciekawe, zabijając to poczucie już nigdy nie przestaniemy czuć tak, jak jest naprawdę. Ludzie pewni swego często spektakularnie upadają, giną. Katastrof jest dużo jak choćby na drogach. Codziennie przeświadczony o swojej nieomylności człowiek ginie na ulicy. Telewizja, muzyka, internet, gazeta, setki barier na drodze do drugiego człowieka.