03 Cze 2018, Nie 6:16, PID: 748693
Chciałbym mniej więcej opisać czego doświadczyłem w przeszłości i co doprowadziło mnie do tzw. "nienormalności".
Robię to głównie po to aby wyrzucić z siebie zło jakiego doświadczyłem od tzw. "najbliższych", jak i otoczenia w którym mieszkałem.
Nie spodziewam się jakiejkolwiek pomocy, bo w polskim społeczeństwie jest to niemożliwe, aby ktokolwiek wyciągnął mi pomocną rękę i skutecznie pomógł.
Prędzej uwierzę w elfy, czy wampiry.
Zacznę od tego, że pochodzę z rodziny, która na pierwszy rzut oka jest bardzo majętna i posiada własny biznes w postaci hotelu i domu weselnego.
Sześć lat temu zostałem wyrzucony z domu, za to, że zrobiłem "ojcu" awanturę o to, bo zwlekał mi z oddaniem 25000 zł, które mu pożyczyłem.
Oczywiście odbyło się to w asyście policji nasłanej de facto po znajomości (komendant policji w Głogowie Młp. jest jego dobrym znajomym, razem pili alkohol wielokrotnie).
Ale po kolei...
W dzieciństwie mieszkałem w pewnej miejscowości w gminie Boguchwała.
Wtedy w domu były takie relacje, że dostawałem wpierol o byle . Często za to, że braciszek coś złego zrobił a pomylona matka prała mnie po całym ciele rękami,pasem lub trzepaczką do dywanów
za to, że na przykład braciszek przewrócił doniczkę z kwiatami.A jak się zachodziłem się z płaczu, to dostawałem jeszcze większy w+! Tego było znacznie więcej, długo by opisywać.
Po latach takiej przemocy chodziłem ze spuszczoną głową prawie nic się nie odzywałem do ludzi i ogólnie byłem zgaszony.
Wśród katolików z tej miejscowości wywoływało to nienawiść lub radochę. Byłem przez to wyśmiewany i gnębiony przez pół podstawówki i całe gimnazjum, wyzywali mnie od muła, zombie czy wielbłąnda.
Gimnazium jeszcze jakoś przetrwałem. Mimo że byłem zawsze pomocny w nauce innym jako dobry uczeń, to i tak mnie wyzywali i śmiali się ze mnie.
Odwdzięczyli się złem za moje dobro (katolicy!).
Teraz oni mają owocne życie dziewczyny i żony, sukcesy a ja piekło na ziemi i samotność.
Czynnik, który złamał moją psychikę to było jednocześnie: przeprowadzka do miejscowości w Gminie Głogów Młp. i przymusowe roboty na budowie domu plus szkoła średnia, do której sterroryzował mnie ojczulek (CKU),
największe zbiorowisko patologii chyba w całym województwie Podkarpackim i tam gnębienie osiągnęło apogeum. Po pewnym czasie pojawiła się u mnie depresja.
Oczywiście ojczulek był święcie przekonany, że należy mi się porządny w+ to mi przejdzie i tak robił on i moja wyrodna matka.
Doszło do próby samobójczej. Niby na początku moim zwyrodniałym rodzicom się odmieniło, ale to były tylko chwilowe pozory.
Potem było jeszcze gorzej. Po pewnym okresie względnego spokoju wymusiłem na nich, abym poszedł do psychologa (to był mój fatalny błąd, chyba najgorszy jaki popełniłem w życiu).
Tutaj zaczął się mój horror z przygłupami, jakimi są psycholodzy. Z nimi nie dało się rozmawiać.
Wmawiali mi jakieś bzdury. W ogóle nie chcieli mnie do końca wysłuchać, nie było żadnego dialogu! Lub jak już zacząłem opisywać moją sytuację, to wmawiali mi że ojciec i matka na pewno chcą mi dobrze (sic!), lub nie prowadzili
wtedy ze mną dyskusji, tylko zachowywali się tak aby ta godzina pobytu u nich była zajęta jakimiś pierdołami. Oczywiście kasę za to inkasowali!
Doszło do drugiej próby samobójczej i wtedy mój horror jeszcze się pogłębił.
Wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym. I poznałem zwyrodniałe zwierzęta jakimi są psychiatrzy.
Na początku niby było dobrze. Zapisali mi antydepresanty, które pomagały, ale nie na długo.
Jak im zacząłem opowiadać jakie są relacje w domu i ojczólek z matką się o tym dowiedzieli to zaczęli tak kłamać i manipulować, że te pseudolekarzyki im uwierzyli!
Od tam tego czasu mam kilkanaście pobytów w psychiatryku głównie przez to, że się zwyrodniałym rodzicom sprzeciwiałem i im poplecznikom.
Mam obecnie kłamliwą diagnozę: schizofrenia rezydualna. Wśród psychiatrów byli tacy, co są śmiertelnie pewni, że mam schizofrenię paranoidalną
(to byli tacy co prawie wcale ze mną nie rozmawiali, szast pras i - kłamliwa diagnoza!) no bo co im kto zrobi? Przecież psychiatra nie ma żadnej kontroli i nikt ich nie sprawdza, czy mają rację, czy nie.
PAŃSTWO W PAŃSTWIE! Patologia w którą wierzy większość polaków, chociaż rzeczywistość temu przeczy!
To tylko tak w skrócie co doświadczyłem. Dzisiaj mam dość dobrą reputację w firmach ochroniarskich, tak że raz byłem dowódcą zamiany. Byłbym częściej na pewnych obiektach, ale zrezygnowałem bo za duży był chaos na tych obiektach
i odmówiłem mimo nacisków wielu ludzi.
Robię to głównie po to aby wyrzucić z siebie zło jakiego doświadczyłem od tzw. "najbliższych", jak i otoczenia w którym mieszkałem.
Nie spodziewam się jakiejkolwiek pomocy, bo w polskim społeczeństwie jest to niemożliwe, aby ktokolwiek wyciągnął mi pomocną rękę i skutecznie pomógł.
Prędzej uwierzę w elfy, czy wampiry.
Zacznę od tego, że pochodzę z rodziny, która na pierwszy rzut oka jest bardzo majętna i posiada własny biznes w postaci hotelu i domu weselnego.
Sześć lat temu zostałem wyrzucony z domu, za to, że zrobiłem "ojcu" awanturę o to, bo zwlekał mi z oddaniem 25000 zł, które mu pożyczyłem.
Oczywiście odbyło się to w asyście policji nasłanej de facto po znajomości (komendant policji w Głogowie Młp. jest jego dobrym znajomym, razem pili alkohol wielokrotnie).
Ale po kolei...
W dzieciństwie mieszkałem w pewnej miejscowości w gminie Boguchwała.
Wtedy w domu były takie relacje, że dostawałem wpierol o byle . Często za to, że braciszek coś złego zrobił a pomylona matka prała mnie po całym ciele rękami,pasem lub trzepaczką do dywanów
za to, że na przykład braciszek przewrócił doniczkę z kwiatami.A jak się zachodziłem się z płaczu, to dostawałem jeszcze większy w+! Tego było znacznie więcej, długo by opisywać.
Po latach takiej przemocy chodziłem ze spuszczoną głową prawie nic się nie odzywałem do ludzi i ogólnie byłem zgaszony.
Wśród katolików z tej miejscowości wywoływało to nienawiść lub radochę. Byłem przez to wyśmiewany i gnębiony przez pół podstawówki i całe gimnazjum, wyzywali mnie od muła, zombie czy wielbłąnda.
Gimnazium jeszcze jakoś przetrwałem. Mimo że byłem zawsze pomocny w nauce innym jako dobry uczeń, to i tak mnie wyzywali i śmiali się ze mnie.
Odwdzięczyli się złem za moje dobro (katolicy!).
Teraz oni mają owocne życie dziewczyny i żony, sukcesy a ja piekło na ziemi i samotność.
Czynnik, który złamał moją psychikę to było jednocześnie: przeprowadzka do miejscowości w Gminie Głogów Młp. i przymusowe roboty na budowie domu plus szkoła średnia, do której sterroryzował mnie ojczulek (CKU),
największe zbiorowisko patologii chyba w całym województwie Podkarpackim i tam gnębienie osiągnęło apogeum. Po pewnym czasie pojawiła się u mnie depresja.
Oczywiście ojczulek był święcie przekonany, że należy mi się porządny w+ to mi przejdzie i tak robił on i moja wyrodna matka.
Doszło do próby samobójczej. Niby na początku moim zwyrodniałym rodzicom się odmieniło, ale to były tylko chwilowe pozory.
Potem było jeszcze gorzej. Po pewnym okresie względnego spokoju wymusiłem na nich, abym poszedł do psychologa (to był mój fatalny błąd, chyba najgorszy jaki popełniłem w życiu).
Tutaj zaczął się mój horror z przygłupami, jakimi są psycholodzy. Z nimi nie dało się rozmawiać.
Wmawiali mi jakieś bzdury. W ogóle nie chcieli mnie do końca wysłuchać, nie było żadnego dialogu! Lub jak już zacząłem opisywać moją sytuację, to wmawiali mi że ojciec i matka na pewno chcą mi dobrze (sic!), lub nie prowadzili
wtedy ze mną dyskusji, tylko zachowywali się tak aby ta godzina pobytu u nich była zajęta jakimiś pierdołami. Oczywiście kasę za to inkasowali!
Doszło do drugiej próby samobójczej i wtedy mój horror jeszcze się pogłębił.
Wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym. I poznałem zwyrodniałe zwierzęta jakimi są psychiatrzy.
Na początku niby było dobrze. Zapisali mi antydepresanty, które pomagały, ale nie na długo.
Jak im zacząłem opowiadać jakie są relacje w domu i ojczólek z matką się o tym dowiedzieli to zaczęli tak kłamać i manipulować, że te pseudolekarzyki im uwierzyli!
Od tam tego czasu mam kilkanaście pobytów w psychiatryku głównie przez to, że się zwyrodniałym rodzicom sprzeciwiałem i im poplecznikom.
Mam obecnie kłamliwą diagnozę: schizofrenia rezydualna. Wśród psychiatrów byli tacy, co są śmiertelnie pewni, że mam schizofrenię paranoidalną
(to byli tacy co prawie wcale ze mną nie rozmawiali, szast pras i - kłamliwa diagnoza!) no bo co im kto zrobi? Przecież psychiatra nie ma żadnej kontroli i nikt ich nie sprawdza, czy mają rację, czy nie.
PAŃSTWO W PAŃSTWIE! Patologia w którą wierzy większość polaków, chociaż rzeczywistość temu przeczy!
To tylko tak w skrócie co doświadczyłem. Dzisiaj mam dość dobrą reputację w firmach ochroniarskich, tak że raz byłem dowódcą zamiany. Byłbym częściej na pewnych obiektach, ale zrezygnowałem bo za duży był chaos na tych obiektach
i odmówiłem mimo nacisków wielu ludzi.