22 Mar 2019, Pią 18:35, PID: 786507
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Mar 2019, Pią 18:46 przez Fala.)
Zażywam leki ale nie czuje poprawy,czy w ogóle leki potrafią wyleczyc? Bo wg mnie zmiany najpierw muszą zajść w mózgu,zadne psychoterapie na mnie nie działają,obecnie uczęstnicze w drugiej.. A może ja nie mam depresji? tylko brak pracy,zajęć i dostaje kota w domu z tego nicnierobienia. Moze tak świat wygląda szaro buro i nijak??..
Z drugiej strony, jak sie do czegokolwiek zmotywować jak totalnie nie czuje tego ''czegoś'' , taka pustka,obojętność i znużenie.. Dziś mialam iść na joge. Wczoraj potwierdziłam,że będe. Przyjechałam z miasta, bo musialam załatwic kilka spraw i marzyłam tylko o lózku, walnełam sie na dwie godziny i nastawiłam telefon,żeby się dobudzić na te zajęcia.Myslalam,że jak się prześpię to będe mieć lepsze samopoczucie. Telefon dzwoni, a mi się nie chce wstac,samopoczucie nie uległo poprawie. Napisałam ,że cos mi wypadło i mnie nie bedzie, a jeszcze wczoraj tak się cieszyłam na tą jogę ale dziś wszystko mi się pozmieniało. Nie wiem czy to lenistwo czy może tak działa depresja'' ? Jakkolwiek głupio to zabrzmiało.Nie umiem się wypowiedzieć , bo ten stan odczuwam praktycznie od ''dziecka'',może jako dzieciak byłam energiczna, lubiłam bawic sie z innymi dziećmi..Potem gimnazjum ,szkoła średnia, dziś 24 lata i tak się ciągnie. Mój stan nie trwa 2,3 lata więc nie wiem jak to było przed, nie mam porównania. Na pewno wiem,że przez to ciągłe zmęczenie i obniżony nastrój spada mi jakość życia..
Jestem żałosna i zmiast przeć do przodu stoję w miejscu. Paradoksalnie nie mam ochoty na wykonywanie domowych obowiązków, wszystko mnie nuży, nie sprawia przyjemności...Nie mam tez znajomych. Z drugiej strony jestem zadbana , lubie dbać o siebie, depresja = niechlujstwo ? Często słyszę,że osoby borykające sie z depresją nie mają siły się umyć,nie przywiązują uwagi do wyglądu...A ja mam na odwrót, jestem przewrażliwiona na swoim punkcie,i nie lubię jak ludzie oceniają mnie źle,ale mimo wszystko z ludźmi jestem obok a nie żyje z nimi. Mogą sobie tam gdzieś być w tle ale jak dochodzi miedzy mną a kimś do interakcji to często czuje się nieswojo, i płoszę.
Do tego lęki społeczne i brak nawiązywania kontaktów z ludźmi sprawił,że nie są mi do niczego potrzebni bo ile można słuchać ''Czemu się tak stresujesz?'' ''Czemu nic nie mówisz?'' , ''Czemu unikasz kontaktu wzrokowego'', ''Jesteś za spokojna'' ...Taka śmaka owaka... Jedyny ''lek'' po ktorym dobrze się czułam i mniej stresowałam był alkohol , ale odkąd biorę mózgotrzepy odstawiłam alko.. Sama nie wiem czy leki mi pomogą?? Czy pomagają? Nie chce być związana z nimi do końca życia.. A co u Was? Opiszcie kochani swoje historie z lekami, czy one pomagają w ogole?
Z drugiej strony, jak sie do czegokolwiek zmotywować jak totalnie nie czuje tego ''czegoś'' , taka pustka,obojętność i znużenie.. Dziś mialam iść na joge. Wczoraj potwierdziłam,że będe. Przyjechałam z miasta, bo musialam załatwic kilka spraw i marzyłam tylko o lózku, walnełam sie na dwie godziny i nastawiłam telefon,żeby się dobudzić na te zajęcia.Myslalam,że jak się prześpię to będe mieć lepsze samopoczucie. Telefon dzwoni, a mi się nie chce wstac,samopoczucie nie uległo poprawie. Napisałam ,że cos mi wypadło i mnie nie bedzie, a jeszcze wczoraj tak się cieszyłam na tą jogę ale dziś wszystko mi się pozmieniało. Nie wiem czy to lenistwo czy może tak działa depresja'' ? Jakkolwiek głupio to zabrzmiało.Nie umiem się wypowiedzieć , bo ten stan odczuwam praktycznie od ''dziecka'',może jako dzieciak byłam energiczna, lubiłam bawic sie z innymi dziećmi..Potem gimnazjum ,szkoła średnia, dziś 24 lata i tak się ciągnie. Mój stan nie trwa 2,3 lata więc nie wiem jak to było przed, nie mam porównania. Na pewno wiem,że przez to ciągłe zmęczenie i obniżony nastrój spada mi jakość życia..
Jestem żałosna i zmiast przeć do przodu stoję w miejscu. Paradoksalnie nie mam ochoty na wykonywanie domowych obowiązków, wszystko mnie nuży, nie sprawia przyjemności...Nie mam tez znajomych. Z drugiej strony jestem zadbana , lubie dbać o siebie, depresja = niechlujstwo ? Często słyszę,że osoby borykające sie z depresją nie mają siły się umyć,nie przywiązują uwagi do wyglądu...A ja mam na odwrót, jestem przewrażliwiona na swoim punkcie,i nie lubię jak ludzie oceniają mnie źle,ale mimo wszystko z ludźmi jestem obok a nie żyje z nimi. Mogą sobie tam gdzieś być w tle ale jak dochodzi miedzy mną a kimś do interakcji to często czuje się nieswojo, i płoszę.
Do tego lęki społeczne i brak nawiązywania kontaktów z ludźmi sprawił,że nie są mi do niczego potrzebni bo ile można słuchać ''Czemu się tak stresujesz?'' ''Czemu nic nie mówisz?'' , ''Czemu unikasz kontaktu wzrokowego'', ''Jesteś za spokojna'' ...Taka śmaka owaka... Jedyny ''lek'' po ktorym dobrze się czułam i mniej stresowałam był alkohol , ale odkąd biorę mózgotrzepy odstawiłam alko.. Sama nie wiem czy leki mi pomogą?? Czy pomagają? Nie chce być związana z nimi do końca życia.. A co u Was? Opiszcie kochani swoje historie z lekami, czy one pomagają w ogole?