06 Paź 2022, Czw 12:05, PID: 862077
Cześć, dzień dobry Na forum jestem już od kilku lat i często podczytuję Wasze wspisy, które naprawdę mi pomagają, bo widzę, że nie tylko ja mam takie problemy.
Ale do rzeczy - nie znalazłam podobnego wątku, ale jeśli już był to proszę o link Ne byłam też pewna jaki dział wybrać, ale myślę, że ten najbardziej pasuje do sytuacji, którą opiszę.
Bardzo nie radzę sobie z moimi emocjami, dopiero niedawno nauczyłam się je nazywać i identyfikować, bo w domu rodzinnym po prostu się o nich nie rozmawiało, chociaż były okazywane.
Rzecz dotyczy teraz studiów, chociaż mam tak praktycznie w każdym aspekcie życia. Rozpoczęłam teraz w sumie szósty rok nauki i powtarza się sytuacja taka jak we wszystkich poprzednich. Bardzo silny niepokój, objawy somatyczne, natrętne myśli. Boję się ludzi, nowych przedmiotów, nieprzewidzianych sytuacji, dosłownie wszystkiego. Najchętniej zostałabym w domu. Od kilku miesięcy biorę udział w terapii poznawczo-behawiorqlnej, biorę też leki od psychiatry, które jak myślałam działają. No ale w wakacje jest mniej stresów, wiadomo.
I teraz to, co mnie męczy najbardziej. Rozumowo wiem, że nie mam się czego bać. Powtarzam sobie i staram się przekonać, że znam już to środowisko, a w poprzednich latach żaden z moich czarnych scenariuszy się nie sprawdził. Żevnie wszyscy muszą mnie lubić, jestem tam, by się uczyć. Ja to doskonalevwszystko wiem, ale to ta wiedza absolutnie nie przekłada się na warstwę emocjonalną. Co roku mam takie same jazdy. Jakby sferavemocji i rozumu były kompletnie niepołączone.
Staram się stosować trening relaksacyjny Jacobsena i generalnie robić rzeczy, które mnie odprężają, ale to działa tylko na chwilę.
Jak Wy sobie radzicie z czymś takim? Może macie jakieś techniki przekonywania samego siebie, ktore działają?
Ale do rzeczy - nie znalazłam podobnego wątku, ale jeśli już był to proszę o link Ne byłam też pewna jaki dział wybrać, ale myślę, że ten najbardziej pasuje do sytuacji, którą opiszę.
Bardzo nie radzę sobie z moimi emocjami, dopiero niedawno nauczyłam się je nazywać i identyfikować, bo w domu rodzinnym po prostu się o nich nie rozmawiało, chociaż były okazywane.
Rzecz dotyczy teraz studiów, chociaż mam tak praktycznie w każdym aspekcie życia. Rozpoczęłam teraz w sumie szósty rok nauki i powtarza się sytuacja taka jak we wszystkich poprzednich. Bardzo silny niepokój, objawy somatyczne, natrętne myśli. Boję się ludzi, nowych przedmiotów, nieprzewidzianych sytuacji, dosłownie wszystkiego. Najchętniej zostałabym w domu. Od kilku miesięcy biorę udział w terapii poznawczo-behawiorqlnej, biorę też leki od psychiatry, które jak myślałam działają. No ale w wakacje jest mniej stresów, wiadomo.
I teraz to, co mnie męczy najbardziej. Rozumowo wiem, że nie mam się czego bać. Powtarzam sobie i staram się przekonać, że znam już to środowisko, a w poprzednich latach żaden z moich czarnych scenariuszy się nie sprawdził. Żevnie wszyscy muszą mnie lubić, jestem tam, by się uczyć. Ja to doskonalevwszystko wiem, ale to ta wiedza absolutnie nie przekłada się na warstwę emocjonalną. Co roku mam takie same jazdy. Jakby sferavemocji i rozumu były kompletnie niepołączone.
Staram się stosować trening relaksacyjny Jacobsena i generalnie robić rzeczy, które mnie odprężają, ale to działa tylko na chwilę.
Jak Wy sobie radzicie z czymś takim? Może macie jakieś techniki przekonywania samego siebie, ktore działają?