11 Cze 2019, Wto 17:31, PID: 795255
Cześć, mam 21lat, osobowość unikającą (zdiagnozowaną) i jestem kompletnie odizolowany. Całe życie właściwie spędziłem sam, nie miałem kolegów, koleżanek, poza tymi ze szkolnej klasy na zasadzie "cześć".
Pod koniec gimnazjum zaczęły się napady paniki i typowo fobiczne objawy więc szkołe średnią zacząłem w trybie indywidualnym w domu - wiele problemów z tym było bo szkoła nie była zadowolona i ostatecznie zrezygnowałem z kontynuowania nauki. W związku z tym etap liceum też mnie ominął.
Przechodząc do teraźniejszości i tematu wpisu. Na początku roku spędziłem 5 tygodni w szpitalu psychiatrycznym gdzie trochę mnie "podrasowali" nowymi"i póki co radzę sobie nie najgorzej tyle, że samotność staje się ciężarem nie do zniesienia. Nie radzę sobie ze stresem i napięciem, popadłem w objadanie i w ciągu paru miesięcy +20kg
Ale też nie widze sensu w tym żeby zacząć dbać o wage bo miałem już okres na przełomie 2017/18 gdzie poszedłem do pracy na pół-etatu, schudłem i wyglądałem możliwie całkiem dobrze, za zarobione pieniądze kupiłem nowe ubrania, wychodziłem często z domu, jakieś kino, starałem się też np. chodzić do mcdonalda żeby trenować jedzenie publiczne. Ogólnie funkcjonowałem dobrze, ale wciąż byłem sam. Ostatecznie trafiłem do psychiatryka z powodu napadu skurczy całego ciała - taka reakcja organizmu na stres.
Teraz czuje, że znów jestem w podobnym położeniu, niby wychodzę na prostą, wypadałoby pójść do jakiejś pracy, od września chciałbym zacząć chodzić do szkoły wieczorowo ale nie widzę w tym celu. Będzie mnie stać na książki, gry, kino, restauracje czy lornetkę do obserwacji gwiazd...tylko to wciąż zapychanie pustki rzeczami, to wszystko fajne ale ostatecznie nic nie znaczące - liczą się relacje, posiadanie kogoś bliskiego a ja nigdy nawet dziewczyny za ręke nie trzymałem. Co też swoją drogą powoduje niesamowitą frustracje bo jednak lata lecą i odczuwam jakiś pociąg emocjonalny, seksualny.
W internecie mam jakieś znajomości z podobnymi do mnie ludźmi (żyją sobie stabilnie praca->dom, pozostając np. 29 letnimi prawiczkami bez znajomych) ale to również nie daje żadnej satysfakcji bo to tylko pixele a nie realny kontakt.
Próbowałem na portalach randkowych kogoś poznać ale jest tam dość duża dysproporcja płci i konkurencja męska mnie wykończyła, dostałem ledwo kilka "połączeń" i mimo kreatywnych, chyba, prób zagadania odzew był praktycznie zerowy więc dałem sobie spokój.
Nie umiem odnaleźć sensu istnienia jeśli ma ono być totalnie samotne, nie mam w końcu nawet starych znajomych, nie mam nawet kogo spytać czy chciałby wyjść np. do kina czy na piwo. W filmach wylądowanie na bezludnej wyspie to gatunek "dramat" - tak się czuje. Oczywiście sam sobie to zgotowałem zaczynając skuteczną izolacje od dziecka.
Nie pamiętam kiedy na żywo rozmawiałem z rówieśnikiem - chyba jeszcze w gimnazjum. Poza najbliższą rodziną i kasjerkami w sklepie czy lekarzami nie ma nikogo w moim życiu.
Dostawałem rady typu "naucz się być szczęśliwy samemu" oraz "najpierw się wylecz potem szukaj znajomości czy dziewczyny, w końcu kto by chciał się użerać z twoimi problemami" - pierwszą chyba spełniał bo jak pisałem wyżej, lubię być sam - tyle, że to przestaje wystarczać, czuje coraz większe przygnębienie. Co do drugiego punktu, hmm, być może racja ale idąc tym tropem to nie wiem czy kiedykolwiek nadejdzie właściwy moment bo staram się pracować nad problemami ale wydaje mi się, że one już zawsze będą ze mną, są częścią mnie i mojej historii. Zresztą w internecie widzę zalew postów o tym jak ludzie chorzy, uzależnienie mają związki i jakieś tam życie towarzyskie wiec chyba się da a ja w dodatku nie mam uzależnień!
Wiele ludzi w internecie gdy gdzieś tam pisałem o swojej sytuacji nie wierzyło, że można tak mocno się odizolować i myśleli, że "trolluje" bo przecież każdy ma jakichś znajomych..
Ciężko, ciężko. Odkąd zrobiło mi się lepiej i wyszedłem z myśli samobójczych, udało mi się załatwić pewne sprawy zaczyna mi się robić gorzej i znów mam zapędy do samookaleczenia i myśli o samobójstwie bo dostrzegam i odczuwam pustke wyraźniej niż wcześniej
Na koniec dla uzupełnienia: regularnie biorę leki i obecnie czekam na wizyte kwalifikacyjną do terapii - wcześniej chodziłem tylko na indywidualne, teraz chyba wbije się w oddział dzienny ale dopiero w październiku
Pod koniec gimnazjum zaczęły się napady paniki i typowo fobiczne objawy więc szkołe średnią zacząłem w trybie indywidualnym w domu - wiele problemów z tym było bo szkoła nie była zadowolona i ostatecznie zrezygnowałem z kontynuowania nauki. W związku z tym etap liceum też mnie ominął.
Przechodząc do teraźniejszości i tematu wpisu. Na początku roku spędziłem 5 tygodni w szpitalu psychiatrycznym gdzie trochę mnie "podrasowali" nowymi"i póki co radzę sobie nie najgorzej tyle, że samotność staje się ciężarem nie do zniesienia. Nie radzę sobie ze stresem i napięciem, popadłem w objadanie i w ciągu paru miesięcy +20kg
Ale też nie widze sensu w tym żeby zacząć dbać o wage bo miałem już okres na przełomie 2017/18 gdzie poszedłem do pracy na pół-etatu, schudłem i wyglądałem możliwie całkiem dobrze, za zarobione pieniądze kupiłem nowe ubrania, wychodziłem często z domu, jakieś kino, starałem się też np. chodzić do mcdonalda żeby trenować jedzenie publiczne. Ogólnie funkcjonowałem dobrze, ale wciąż byłem sam. Ostatecznie trafiłem do psychiatryka z powodu napadu skurczy całego ciała - taka reakcja organizmu na stres.
Teraz czuje, że znów jestem w podobnym położeniu, niby wychodzę na prostą, wypadałoby pójść do jakiejś pracy, od września chciałbym zacząć chodzić do szkoły wieczorowo ale nie widzę w tym celu. Będzie mnie stać na książki, gry, kino, restauracje czy lornetkę do obserwacji gwiazd...tylko to wciąż zapychanie pustki rzeczami, to wszystko fajne ale ostatecznie nic nie znaczące - liczą się relacje, posiadanie kogoś bliskiego a ja nigdy nawet dziewczyny za ręke nie trzymałem. Co też swoją drogą powoduje niesamowitą frustracje bo jednak lata lecą i odczuwam jakiś pociąg emocjonalny, seksualny.
W internecie mam jakieś znajomości z podobnymi do mnie ludźmi (żyją sobie stabilnie praca->dom, pozostając np. 29 letnimi prawiczkami bez znajomych) ale to również nie daje żadnej satysfakcji bo to tylko pixele a nie realny kontakt.
Próbowałem na portalach randkowych kogoś poznać ale jest tam dość duża dysproporcja płci i konkurencja męska mnie wykończyła, dostałem ledwo kilka "połączeń" i mimo kreatywnych, chyba, prób zagadania odzew był praktycznie zerowy więc dałem sobie spokój.
Nie umiem odnaleźć sensu istnienia jeśli ma ono być totalnie samotne, nie mam w końcu nawet starych znajomych, nie mam nawet kogo spytać czy chciałby wyjść np. do kina czy na piwo. W filmach wylądowanie na bezludnej wyspie to gatunek "dramat" - tak się czuje. Oczywiście sam sobie to zgotowałem zaczynając skuteczną izolacje od dziecka.
Nie pamiętam kiedy na żywo rozmawiałem z rówieśnikiem - chyba jeszcze w gimnazjum. Poza najbliższą rodziną i kasjerkami w sklepie czy lekarzami nie ma nikogo w moim życiu.
Dostawałem rady typu "naucz się być szczęśliwy samemu" oraz "najpierw się wylecz potem szukaj znajomości czy dziewczyny, w końcu kto by chciał się użerać z twoimi problemami" - pierwszą chyba spełniał bo jak pisałem wyżej, lubię być sam - tyle, że to przestaje wystarczać, czuje coraz większe przygnębienie. Co do drugiego punktu, hmm, być może racja ale idąc tym tropem to nie wiem czy kiedykolwiek nadejdzie właściwy moment bo staram się pracować nad problemami ale wydaje mi się, że one już zawsze będą ze mną, są częścią mnie i mojej historii. Zresztą w internecie widzę zalew postów o tym jak ludzie chorzy, uzależnienie mają związki i jakieś tam życie towarzyskie wiec chyba się da a ja w dodatku nie mam uzależnień!
Wiele ludzi w internecie gdy gdzieś tam pisałem o swojej sytuacji nie wierzyło, że można tak mocno się odizolować i myśleli, że "trolluje" bo przecież każdy ma jakichś znajomych..
Ciężko, ciężko. Odkąd zrobiło mi się lepiej i wyszedłem z myśli samobójczych, udało mi się załatwić pewne sprawy zaczyna mi się robić gorzej i znów mam zapędy do samookaleczenia i myśli o samobójstwie bo dostrzegam i odczuwam pustke wyraźniej niż wcześniej
Na koniec dla uzupełnienia: regularnie biorę leki i obecnie czekam na wizyte kwalifikacyjną do terapii - wcześniej chodziłem tylko na indywidualne, teraz chyba wbije się w oddział dzienny ale dopiero w październiku