25 Lip 2019, Czw 11:07, PID: 799889
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 25 Lip 2019, Czw 11:08 przez Placebo.)
Dosyć już długo nie było mnie na forum, aż w końcu dziś wymiękłam i postanowiłam się wyżalić. Zapraszam do lektury.
Jestem w związku od 6 miesięcy i wiem, że to nie to. Nie jesteśmy dla siebie stworzeni i nie chodzi o jakieś małe wady, które każdy ma a fakt, że kompletnie się nie dopasowaliśmy i widząc już dłuższy czas, że pewne rzeczy się nie zmieniają wiem, że któraś ze stron wiecznie będzie cierpieć. Tylko on łudzi się, że możemy żyć razem i żyć szczęśliwie, i to mimo tego, że już nie raz wszystko miało się kończyć a ja pakować manatki i wracać do domu bo wiedziałam, że nie chcę tak żyć. Tylko boję się i nie potrafiłam do tej pory tego zrobić. Za każdym razem kiedy już na prawdę się sypało brałam winę na siebie, przepraszałam i godziliśmy się bo tak bałam się, że ze mną zerwie. Myśli, że powinniśmy się rozstać bo zbyt wiele rzeczy jest nie tak towarzyszą mi na codzień ale nawet kiedy już przemyślałam wszystko i postanowiłam, że nie chcę tak żyć, wszystko mu powiedziałam na spokojnie, on po dłuższej rozmowie zrozumiał a ja zorganizowałam sobie transport, pożegnaliśmy się i nigdy więcej mieliśmy się nie zobaczyć skończyło się jak zawsze. Uryczałam się jak bóbr, przestraszyła mnie wizja samotności, zaczęłam kwestionować to co zrobiłam i znów przepraszałam, że popełniłam błąd. Teraz wiem, że miałam rację i myślałam racjonalnie kiedy chciałam odejść a nie wrócić ale boję się odejść. Wiem, że to też dobry moment, później będzie jeszcze ciężej a jemu marnuję tylko czas. Boję się tego, że będę długo to przeżywać a nie mam na to siły.
Jestem w związku od 6 miesięcy i wiem, że to nie to. Nie jesteśmy dla siebie stworzeni i nie chodzi o jakieś małe wady, które każdy ma a fakt, że kompletnie się nie dopasowaliśmy i widząc już dłuższy czas, że pewne rzeczy się nie zmieniają wiem, że któraś ze stron wiecznie będzie cierpieć. Tylko on łudzi się, że możemy żyć razem i żyć szczęśliwie, i to mimo tego, że już nie raz wszystko miało się kończyć a ja pakować manatki i wracać do domu bo wiedziałam, że nie chcę tak żyć. Tylko boję się i nie potrafiłam do tej pory tego zrobić. Za każdym razem kiedy już na prawdę się sypało brałam winę na siebie, przepraszałam i godziliśmy się bo tak bałam się, że ze mną zerwie. Myśli, że powinniśmy się rozstać bo zbyt wiele rzeczy jest nie tak towarzyszą mi na codzień ale nawet kiedy już przemyślałam wszystko i postanowiłam, że nie chcę tak żyć, wszystko mu powiedziałam na spokojnie, on po dłuższej rozmowie zrozumiał a ja zorganizowałam sobie transport, pożegnaliśmy się i nigdy więcej mieliśmy się nie zobaczyć skończyło się jak zawsze. Uryczałam się jak bóbr, przestraszyła mnie wizja samotności, zaczęłam kwestionować to co zrobiłam i znów przepraszałam, że popełniłam błąd. Teraz wiem, że miałam rację i myślałam racjonalnie kiedy chciałam odejść a nie wrócić ale boję się odejść. Wiem, że to też dobry moment, później będzie jeszcze ciężej a jemu marnuję tylko czas. Boję się tego, że będę długo to przeżywać a nie mam na to siły.