14 Gru 2019, Sob 21:13, PID: 812052
Czy jesteście naiwini? A może byliście albo przestaliście? Jeżeli przestaliście, to jak?
Ostatnio banalna sprawa, kiedy miła pani z hotelu poproszona o zwrot kaucji, powiedziała z przemiłym uśmiechem że do 12:00 prześlą fakturę, a ja się to nabrałem i pieniędzy ani odpowiedzi nie mam do dziś. Pieniądze odzyskam, ale myślę sobie teraz jak w ogole mogłem zgodzić się na coś takiego? To nie chodzi o to że ja nie miałem myśli że coś jest nie tak, bo miałem gdzieś głęboko taką myśl, tylko że to zignorowałem. To nie dotarło do końca mojej świadomości. Tak jakbym siebie nie chronił, siebie i swoich praw, ja sam.
Przez sprawę z hotelem zobaczyłem że z ludźmi jest to samo. Też nie chodzi że tego nie widziałem nigdy wcześniej, bo miałem takie sytuacje, ale teraz zobaczyłem jak dużo tego jest i że prawie każdy jest taki.
U mnie w pracy co chwilę ktoś jest bardzo chory, jak jest niewygodna sprawa, bierze fikcyjne zwolnienie i potrafi ludziom patrzeć prosto w oczy. A ja nawet jak w to nie wierzę, to nigdy nie powiedziałem nikomu wprost: jak to z powodu zębów będziesz na 4 tygodniowym zwolnieniu albo jak to spadłeś ze schodów i 2 miesiące... ? Po prostu widzę jakiś problem w powiedzeniu wprost że nie wierzę w to. Nie potrafię takiego kogoś ustawić, tylko kiwam głową i niby w to wierzę. Wchodzę w grę, która pozwala tej innej osobie zachować twarz, i ja za to płacę bo ja się czuję oszukany, wykorzystany, czuję się jak idiota któremu można wcisnąć każdy kit, nawet nie trzeba się postarać.
Albo widzę że ktoś mnie nie lubi, ale daję dosłownie się wciągać w jakąś dziwną grę z której wynika że się na to nabieram że mnie lubi. Tak naprawdę kiedy ktoś mnie serio lubi zawsze to wiem i nie mam wątpliwości. To wszystko widać w oczach, w zachowaniu. A są ludzie którzy są mili, bo mają taki powód. Najgorsze jest w tym to że ja często wyczuwam że coś jest nie tak, ale nie reaguję. Nie reaguję dajmy na to 4 miesiące, bo nie jestem w stanie przyjąć takiej wersji że ktoś mówi A z uśmiechem, a myśli/robi B. I ja przez 4 miesiące gram fair, żeby po jakimś czasie zrozumieć, że ludzie z zimną krwią wykorzystali moją naiwność. A potem czuję się fatalnie, jestem zły na samego siebie. A najbardziej boli mnie w tym wszystkim że skoro ktoś robi ze mnie idiotę to uważa mnie za idiotę, a ja się na to godzę. Sytuacja wydaje mi się dziwna, ale się na to zgadzam, bo wierzę jednak w dobre intencje, choć widzę i wiem że nie są dobre, bo gdyby były dobre, to masa rzeczy byłaby inna. Ktoś mi odpisuje z uśmiechem, choć wiem że to nie jest szczere i co mam powiedzieć: po co to robisz? Ja udaję że w to wierzę ...
Nie wiem jeszcze do konca czemu tak robię. Czy to jest brak asertywności, czy co? Jakieś rady? Co zrobić żeby umieć powiedzieć ludziom że im nie ufamy po prostu? Zastanawiam się czy to nie jest jakiś poj**** skutek uboczny całego CBT, które każe nam nie ufać temu co czujemy, tylko "wmawiać" sobie że wszystko nam się wydaje itd. A niestety no zwykle jak mi się coś wydaje, to coś w tym jest jednak.
PS. Przy tym wszystkim paradoksalnie strasznie łatwo wkręcam sobie złe intencje, w miejsach gdzie ich wcale nie ma.
Ostatnio banalna sprawa, kiedy miła pani z hotelu poproszona o zwrot kaucji, powiedziała z przemiłym uśmiechem że do 12:00 prześlą fakturę, a ja się to nabrałem i pieniędzy ani odpowiedzi nie mam do dziś. Pieniądze odzyskam, ale myślę sobie teraz jak w ogole mogłem zgodzić się na coś takiego? To nie chodzi o to że ja nie miałem myśli że coś jest nie tak, bo miałem gdzieś głęboko taką myśl, tylko że to zignorowałem. To nie dotarło do końca mojej świadomości. Tak jakbym siebie nie chronił, siebie i swoich praw, ja sam.
Przez sprawę z hotelem zobaczyłem że z ludźmi jest to samo. Też nie chodzi że tego nie widziałem nigdy wcześniej, bo miałem takie sytuacje, ale teraz zobaczyłem jak dużo tego jest i że prawie każdy jest taki.
U mnie w pracy co chwilę ktoś jest bardzo chory, jak jest niewygodna sprawa, bierze fikcyjne zwolnienie i potrafi ludziom patrzeć prosto w oczy. A ja nawet jak w to nie wierzę, to nigdy nie powiedziałem nikomu wprost: jak to z powodu zębów będziesz na 4 tygodniowym zwolnieniu albo jak to spadłeś ze schodów i 2 miesiące... ? Po prostu widzę jakiś problem w powiedzeniu wprost że nie wierzę w to. Nie potrafię takiego kogoś ustawić, tylko kiwam głową i niby w to wierzę. Wchodzę w grę, która pozwala tej innej osobie zachować twarz, i ja za to płacę bo ja się czuję oszukany, wykorzystany, czuję się jak idiota któremu można wcisnąć każdy kit, nawet nie trzeba się postarać.
Albo widzę że ktoś mnie nie lubi, ale daję dosłownie się wciągać w jakąś dziwną grę z której wynika że się na to nabieram że mnie lubi. Tak naprawdę kiedy ktoś mnie serio lubi zawsze to wiem i nie mam wątpliwości. To wszystko widać w oczach, w zachowaniu. A są ludzie którzy są mili, bo mają taki powód. Najgorsze jest w tym to że ja często wyczuwam że coś jest nie tak, ale nie reaguję. Nie reaguję dajmy na to 4 miesiące, bo nie jestem w stanie przyjąć takiej wersji że ktoś mówi A z uśmiechem, a myśli/robi B. I ja przez 4 miesiące gram fair, żeby po jakimś czasie zrozumieć, że ludzie z zimną krwią wykorzystali moją naiwność. A potem czuję się fatalnie, jestem zły na samego siebie. A najbardziej boli mnie w tym wszystkim że skoro ktoś robi ze mnie idiotę to uważa mnie za idiotę, a ja się na to godzę. Sytuacja wydaje mi się dziwna, ale się na to zgadzam, bo wierzę jednak w dobre intencje, choć widzę i wiem że nie są dobre, bo gdyby były dobre, to masa rzeczy byłaby inna. Ktoś mi odpisuje z uśmiechem, choć wiem że to nie jest szczere i co mam powiedzieć: po co to robisz? Ja udaję że w to wierzę ...
Nie wiem jeszcze do konca czemu tak robię. Czy to jest brak asertywności, czy co? Jakieś rady? Co zrobić żeby umieć powiedzieć ludziom że im nie ufamy po prostu? Zastanawiam się czy to nie jest jakiś poj**** skutek uboczny całego CBT, które każe nam nie ufać temu co czujemy, tylko "wmawiać" sobie że wszystko nam się wydaje itd. A niestety no zwykle jak mi się coś wydaje, to coś w tym jest jednak.
PS. Przy tym wszystkim paradoksalnie strasznie łatwo wkręcam sobie złe intencje, w miejsach gdzie ich wcale nie ma.