każde dziecko jest inne, więc nie można iść pewnymi schematami wychowania i stosować ich do każdego dziecka. to jest trudne i nie chce winić rodziców. skąd oni mogli to wszystko wiedzieć? chcieli dobrze, wyszło źle. już prędzej winiłbym rówieśników, którzy by się wybić tłamsili słabszych/brzydszych/mniej idealnych.
Chudy, odnieś to co napisałeś na końcu do rodziców, którzy mogliby tłamsić słabszych czyli swoje dzieci, ale jest to niewidoczne, bo dzieje się w zaciszu domu, jest bardzo subtelne czasami, a dziecko nie ma jak o tym powiedzieć bo jest zbyt małe i zna tylko to, czego doświadcza.
Dlaczego rówieśników można winić za to, jacy są, a rodziców nie? Od kogo uczą się rówieśnicy?
ale rówieśnicy szczególnie w młodym wieku popisują się przed grupą (czyli w klasach). kto jest silniejszy, ten wygrywa. a rodzice przed nikim tego nie chcą pokazać. po prostu nie zawsze myślą jak trzeba. przecież chcą by ich dziecko wyrosło na kogoś szanowanego, dobrego. często nawet lepszego niż oni sami? nie mowie tutaj o patologicznych rodzinach i dzieciach z wpadek...
Myślisz, że dzieci z wpadek będą źle wychowywane? ; )
Pomyślałam to samo co Sosen, jak przeczytałam Twoją wypowiedź.
Dobrze wychowywane, rosnące w zdrowej rodzinie dziecko nie będzie pastwić się na rówieśnikach. Za przemoc w szkole kogo winisz? Agresja nie bierze się znikąd.
Jeśli rodzice przekażą dziecku dobre wartości, nauczą szacunku do siebie i innych, pewności siebie itp. dziecko będzie mniej podatne na wpływ otoczenia. Niestety dobre chęci nie wystarczą. Czasem trzeba zasięgnąć porady/pomocy specjalistów. Rodzicom którzy sami wychowywali się w rodzinach dysfunkcyjnych i tym samym przejęli chore wzorce, będzie bardzo ciężko wychować własne dzieci. A do takich rodzin zaliczamy nie tylko takie gdzie jest przemoc, alkohol, bieda czy zacofanie.
Niestety często rodzice zapracowują się "dla dobra dzieci" i nie mają czasu ich wychowywać, przebywać z nimi. Ale to też powtarzanie wzorców wyniesionych z domu lub próba nie powtórzenia ich (kiedy ktoś pochodzi z biednej rodziny a dziecko chce na siłę uszczęśliwić kasą, bo jego nie było na to stać itp.).
Nie można rodziców całe życie oskarżać o nasze nieszczęścia. W pewnym momencie (z większym lub mniejszym trudem) sami musimy wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Nie można jednak robić w drugą stronę i całe życie rodziców usprawiedliwiać, że "chcieli dobrze". Teoretycznie każdy rodzic chce dobra swojego dziecka, w praktyce jest inaczej. Nawet podświadomie rodzice uszczęśliwiając swoje dzieci, tak naprawdę chcą uszczęśliwić siebie, myślą bardziej o sobie (lub o osobach "trzecich"). Mało który się do tego przyzna, bo większość pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy.
Zależy też co rozumiemy pod terminem: szczęśliwe małżeństwo. Np. małżeństwo faceta pantoflarza z dominującą kobietą nie musi być "nieszczęśliwe" ,ale jak pokazuje rzeczywistość chłopiec wychowany przez takich rodziców najprawdopodobniej będzie niepewnym siebie "frajerem" i wieloletnim kozłem ofiarnym. W drugą stronę ojciec tyran i alkoholik będzie tak samo destruktywny ,ale zdecydowanie bardziej napiętnowany społecznie ,czyli małżeństwo z kimś takim będzie społecznie uznane za "nieszczęśliwe". Trzeba zwracać uwagę na długofalowe skutki konkretnych działań ,a nie dualistycznie oceniać dane zjawisko jako dobre ,złe czy szczęśliwe, nieszczęśliwe. Trzymanie pod kloszem nie jest złe, ale ktoś trzymany pod kloszem delikatnie mówiąc, pewnością siebie grzeszył nie będzie. Uważam ,że los każdego jest przesądzony na długo przed osiągnięciem pełnoletności. Wszystko rozgrywa się w domu i w szkole,w wieku do 15 lat. Reszta to już tylko doszlifowywanie brylantu. Więc trudno obciążać kilkunastolatka za to jaki się stał dzięki rodzicom. Za to ,że dziecko nie jest przygotowane do starcia z rówieśnikami ,też obwiniam rodziców. Samodzielność, pewność siebie, samoocena jest wyniesiona moim zdaniem z domu.