13 Sie 2019, Wto 21:54, PID: 802162
Cześć, jestem nowa na forum i chciałabym się podzielić swoją historią. Robię to trochę dlatego, żeby zamknąć pewien rozdział w swoim życiu i zacząć nowy, a trochę dlatego, że być może jakaś osoba tutaj znajdzie podobieństwa i to ją zachęci, aby pracować nad samą sobą.
Nigdy nie zdiagnozowano u mnie fobii społecznej ani żadnych innych problemów, ale od dłuższego czasu zdawałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Od prawie zawsze wydawało mi się, że mój lęk przed ludźmi wynika tylko z tego, że jestem dziwna, gorsza od innych, oraz że nigdy nie będę ,,normalna". Aby przezwyciężyć strach (przede wszystkim ten przed mężczyznami) i poznać ciekawych ludzi, założyłam konto na portalu randkowym, przez który spotkałam się z paroma chłopakami. Pamiętam, że za pierwszym razem serce waliło mi tak mocno, jakby zaraz miało pęknąć, oczywiście nie wspominając o zawrotach głowy, poceniu się, itd. Z każdym kolejnym spotkaniem z inną osobą denerwowałam się coraz mniej, a na ostatnim wręcz udało mi się poznać znajomego, z którym utrzymuję kontakt aż do dziś (czyli prawie pięć lat).
Potem wyjechałam na studia do Krakowa, w którym nie znałam nikogo. Miałam kontakt głównie ze studentami, którzy w większości też byli ,,świeżakami". W tym okresie miałam bardzo dużo okazji do rozmów z obcymi osobami, a co najważniejsze - takimi, które naprawdę chciały rozmawiać i poznawać innych. O ile jednak nie miałam problemu rozmawiać z pojedynczymi osobami, ewentualnie w grupach trzyosobowych, o tyle miałam problem z większą ilością ludzi naraz. Nie czułam wtedy nawet lęku, a jakąś dziwną blokadę, przez którą nie mogłam skupić własnych myśli, a tym bardziej czegokolwiek mówić.
Mniej więcej dwa lata temu przez przypadek trafiłam na facebookową grupę, w której były organizowane spotkania przeznaczone dla introwertyków. Pewnego razu postanowiłam wybrać się na jedno z nich, chociaż panicznie się tego bałam. Podobnie jak parę lat wcześniej, bolało mnie serce, miałam zawroty głowy, bardzo silne uczucie lęku i przez chwilę myślałam, że zaraz zemdleję. Na miejscu okazało się, że to wszystko było niepotrzebne - poznałam prawdopodobnie najmilszych i najbardziej przyjacielskich ludzi, których nie miałam okazji spotykać przez ostatnie kilka, albo nawet i kilkanaście lat (nie licząc kilku wyjątków, które można policzyć na palcach jednej ręki). Tak jak poprzednim razem, im częściej chodziłam na spotkania, tym mocniej myślałam o sobie ,,potrafię rozmawiać w większych grupach, czyli jednak jestem normalna!" Niestety, zrządzeniem losu grupa się rozpadła, a ja przez dłuższy czas trzymałam się głównie przy swoich starych, nielicznych znajomych.
Wciąż mam problemy. Bardzo mocno denerwuję się przed rozmowami telefonicznymi, chwilami czuję blokadę przed rozmawianiem z obcymi i jestem wtedy nerwowa, traktuję ludzi ze sporą rezerwą (nawet tych, których znam od jakiegoś czasu), przez co często urywają mi się wartościowe znajomości. Na szczęście pracuję nad sobą - mam przyjaciół i rodzinę, która mnie wspiera, niedługo wybieram się na spotkanie nowej grupy fb, do której należę, rozważam również pójście do specjalisty. Trzymajcie za mnie kciuki!
Na koniec tego stanowczo za długiego wyznania, chciałabym jeszcze podzielić się swoją obserwacją. Każda z tych sytuacji (pójście na randkę, na spotkanie grupy, rozmawianie z obcymi. itd. ) była dla mnie niewyobrażalnie stresująca, ale to pchanie się w nie na siłę tak naprawdę mi pomogło. Mogłabym to porównać do skoku do basenu - najpierw czujesz szok i zimną wodę dookoła ciebie, aby za chwilę już się przyzwyczaić do nowego, dziwnego wrażenia. Za każdym razem gdy czułam nieuzasadniony strach, wiedziałam jedno - oto stoję przed barierą, którą muszę przekroczyć i wskakiwałam prosto do basenu, w centrum mojego lęku. Nie udawało mi się tego robić tak często, że w pewnym momencie nawet przestałam liczyć wszystkie swoje porażki. Za to tych kilka udanych ,,skoków" niewątpliwie zmieniło całe moje życie i jestem wdzięczna każdej osobie, która nawet nieświadomie pomagała mi w najtrudniejszych chwilach. Paradoksalnie rzecz biorąc, nie należy bać się swojego strachu, a trzeba nauczyć się go kochać. On jest jak drogowskaz, który pokazuje ci którędy masz iść. Nasuwa mi się jeszcze inna metafora, idealna dla fanów gier - potraktuj walkę ze strachem jak bardzo trudnego questa, za wykonanie którego dostaniesz mnóstwo XP Jednak odkładając lekko pretensjonalne metafory na bok - bez względu na siłę lęku czy traumy z przeszłości, da się to przezwyciężyć, chociażby i samemu. Jest to bardzo bolesne i stresujące, czasami nie daje od razu efektów i błyskawicznie wysysa z ciebie siłę, ale to jedyna metoda, jaką znam. Może są lepsze, dużo skuteczniejsze i szybsze sposoby na walkę z lękiem - tego niestety nie wiem. Należy jednak próbować samemu, nieważne kiedy i w jaki sposób.
Nigdy nie zdiagnozowano u mnie fobii społecznej ani żadnych innych problemów, ale od dłuższego czasu zdawałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Od prawie zawsze wydawało mi się, że mój lęk przed ludźmi wynika tylko z tego, że jestem dziwna, gorsza od innych, oraz że nigdy nie będę ,,normalna". Aby przezwyciężyć strach (przede wszystkim ten przed mężczyznami) i poznać ciekawych ludzi, założyłam konto na portalu randkowym, przez który spotkałam się z paroma chłopakami. Pamiętam, że za pierwszym razem serce waliło mi tak mocno, jakby zaraz miało pęknąć, oczywiście nie wspominając o zawrotach głowy, poceniu się, itd. Z każdym kolejnym spotkaniem z inną osobą denerwowałam się coraz mniej, a na ostatnim wręcz udało mi się poznać znajomego, z którym utrzymuję kontakt aż do dziś (czyli prawie pięć lat).
Potem wyjechałam na studia do Krakowa, w którym nie znałam nikogo. Miałam kontakt głównie ze studentami, którzy w większości też byli ,,świeżakami". W tym okresie miałam bardzo dużo okazji do rozmów z obcymi osobami, a co najważniejsze - takimi, które naprawdę chciały rozmawiać i poznawać innych. O ile jednak nie miałam problemu rozmawiać z pojedynczymi osobami, ewentualnie w grupach trzyosobowych, o tyle miałam problem z większą ilością ludzi naraz. Nie czułam wtedy nawet lęku, a jakąś dziwną blokadę, przez którą nie mogłam skupić własnych myśli, a tym bardziej czegokolwiek mówić.
Mniej więcej dwa lata temu przez przypadek trafiłam na facebookową grupę, w której były organizowane spotkania przeznaczone dla introwertyków. Pewnego razu postanowiłam wybrać się na jedno z nich, chociaż panicznie się tego bałam. Podobnie jak parę lat wcześniej, bolało mnie serce, miałam zawroty głowy, bardzo silne uczucie lęku i przez chwilę myślałam, że zaraz zemdleję. Na miejscu okazało się, że to wszystko było niepotrzebne - poznałam prawdopodobnie najmilszych i najbardziej przyjacielskich ludzi, których nie miałam okazji spotykać przez ostatnie kilka, albo nawet i kilkanaście lat (nie licząc kilku wyjątków, które można policzyć na palcach jednej ręki). Tak jak poprzednim razem, im częściej chodziłam na spotkania, tym mocniej myślałam o sobie ,,potrafię rozmawiać w większych grupach, czyli jednak jestem normalna!" Niestety, zrządzeniem losu grupa się rozpadła, a ja przez dłuższy czas trzymałam się głównie przy swoich starych, nielicznych znajomych.
Wciąż mam problemy. Bardzo mocno denerwuję się przed rozmowami telefonicznymi, chwilami czuję blokadę przed rozmawianiem z obcymi i jestem wtedy nerwowa, traktuję ludzi ze sporą rezerwą (nawet tych, których znam od jakiegoś czasu), przez co często urywają mi się wartościowe znajomości. Na szczęście pracuję nad sobą - mam przyjaciół i rodzinę, która mnie wspiera, niedługo wybieram się na spotkanie nowej grupy fb, do której należę, rozważam również pójście do specjalisty. Trzymajcie za mnie kciuki!
Na koniec tego stanowczo za długiego wyznania, chciałabym jeszcze podzielić się swoją obserwacją. Każda z tych sytuacji (pójście na randkę, na spotkanie grupy, rozmawianie z obcymi. itd. ) była dla mnie niewyobrażalnie stresująca, ale to pchanie się w nie na siłę tak naprawdę mi pomogło. Mogłabym to porównać do skoku do basenu - najpierw czujesz szok i zimną wodę dookoła ciebie, aby za chwilę już się przyzwyczaić do nowego, dziwnego wrażenia. Za każdym razem gdy czułam nieuzasadniony strach, wiedziałam jedno - oto stoję przed barierą, którą muszę przekroczyć i wskakiwałam prosto do basenu, w centrum mojego lęku. Nie udawało mi się tego robić tak często, że w pewnym momencie nawet przestałam liczyć wszystkie swoje porażki. Za to tych kilka udanych ,,skoków" niewątpliwie zmieniło całe moje życie i jestem wdzięczna każdej osobie, która nawet nieświadomie pomagała mi w najtrudniejszych chwilach. Paradoksalnie rzecz biorąc, nie należy bać się swojego strachu, a trzeba nauczyć się go kochać. On jest jak drogowskaz, który pokazuje ci którędy masz iść. Nasuwa mi się jeszcze inna metafora, idealna dla fanów gier - potraktuj walkę ze strachem jak bardzo trudnego questa, za wykonanie którego dostaniesz mnóstwo XP Jednak odkładając lekko pretensjonalne metafory na bok - bez względu na siłę lęku czy traumy z przeszłości, da się to przezwyciężyć, chociażby i samemu. Jest to bardzo bolesne i stresujące, czasami nie daje od razu efektów i błyskawicznie wysysa z ciebie siłę, ale to jedyna metoda, jaką znam. Może są lepsze, dużo skuteczniejsze i szybsze sposoby na walkę z lękiem - tego niestety nie wiem. Należy jednak próbować samemu, nieważne kiedy i w jaki sposób.