02 Lut 2021, Wto 6:13, PID: 836648
Jakoś 10 dni temu dostałem skierowanie na oddział psychiatryczny ogólny. Na własną prośbę starałem się o to, bo przez prace w której mam stały kontakt z ludźmi troszkę wpadłem w benzodiazepiny.
Wyobraźcie sobie, że macie pracę, która w głównej mierze opiera się na kontaktach społecznych i każda zmiana w tej pracy to przechodzenie przez piekło. Aż tu nagle poznajesz coś tak cudownego jak afobam(obecnie preferuje alpragen, bo znacznie tańszy). Póki co mam jako taką kontrolę nad tymi tabsami, bo biorę tylko do pracy a, że pracuje na pełen etat na dwunastki to nie widzę problemu nie brania parę dni z rzędu co i tak jest idiotyczne, bo wtedy i tak siedzę w domu, bo czym dłuzej biore benzo tym bardziej się stresuję w sytuacjach społecznych gdy już nie jestem na tabletkach.
Widząc tolerke tych tabletek i to jak już staram się załatwiac je na lewo zapaliła mi się lampka i muszę rzucić sie na bardzo głęboką wodę a mianowicie na ten zakład psychiatryczny. Ostatnio nawet jakoś bardziej cieszy mnie praca, bo wtedy w koncu biore tabsy i jest mi łatwiej. Widzę po sobie, że jestem bliski stracenia nad tym kontroli wiec podjąłem taką decyzje a nie inną.
Plan był taki, żeby dostać urlop od początku do połowy lutego. Nie brać wcale tabletek i zadzwonić o miejsce na oddział i póki co z planu powiódł się tylko ten urlop. Telefon do zakładu to pierwszy krok w stronę piekła, bo tu zaczną się dopiero strome schody...
Pierwsza sprawa to moja kierowniczka która zjedzie mnie jak psa, bo brakuje jej pracowników(mimo, że to miejsce pracy chronionej i mam stopien na literkę oczywiście P)
Druga sprawa to lęk przed lękiem a, że mam go w srodkach każdej mozliwej lokomocji to od dawna głównie poruszam się tylko na piechote a około 100km trzeba będzie dojechać do tego zakładu(stąd urlop i odstawienie tabletek, bo tolerka a na drogę trzeba będzie wziąć sporą dawke)
Trzecia sprawa to w ogóle pobyt tam między ludźmi, bo dla kogoś z fs i osobowością unikająca to wiadomo, że nie będzie łatwe.
W głębi siebie czuje, że takie oderwanie od domu i rutyny mi niesamowicie pomoże i jestem bardzo ciekawy ludzi jakich spotkam w tym zakładzie, bo wiem, że będą cechować się przede wszystkim wyrozumiałością co do problemów psychicznych a jak wiadomo poczucie pełnej akceptacji jest w os. unikającej bardzo potrzebne.
Jest 6 rano, nie śpię - norma. Nie wiem właściwie po co napisałem ten post, najwidoczniej chciałem się podzielić na nim na wiekszą skale, bo moi internetowi znajomi to już chyba za mało.
Raczej jutro zadzwonię do tego zakładu i wykonam pierwszy krok, ten chyba jeden z trudniejszych... Możecie życzyć mi powodzonka.
Ps. jeśli opisałem swoją sytuację w chaotyczny sposób to przepraszam najmocniej ale tak najwidoczniej musiało to brzmieć, bo podobnie się czuję.
Wyobraźcie sobie, że macie pracę, która w głównej mierze opiera się na kontaktach społecznych i każda zmiana w tej pracy to przechodzenie przez piekło. Aż tu nagle poznajesz coś tak cudownego jak afobam(obecnie preferuje alpragen, bo znacznie tańszy). Póki co mam jako taką kontrolę nad tymi tabsami, bo biorę tylko do pracy a, że pracuje na pełen etat na dwunastki to nie widzę problemu nie brania parę dni z rzędu co i tak jest idiotyczne, bo wtedy i tak siedzę w domu, bo czym dłuzej biore benzo tym bardziej się stresuję w sytuacjach społecznych gdy już nie jestem na tabletkach.
Widząc tolerke tych tabletek i to jak już staram się załatwiac je na lewo zapaliła mi się lampka i muszę rzucić sie na bardzo głęboką wodę a mianowicie na ten zakład psychiatryczny. Ostatnio nawet jakoś bardziej cieszy mnie praca, bo wtedy w koncu biore tabsy i jest mi łatwiej. Widzę po sobie, że jestem bliski stracenia nad tym kontroli wiec podjąłem taką decyzje a nie inną.
Plan był taki, żeby dostać urlop od początku do połowy lutego. Nie brać wcale tabletek i zadzwonić o miejsce na oddział i póki co z planu powiódł się tylko ten urlop. Telefon do zakładu to pierwszy krok w stronę piekła, bo tu zaczną się dopiero strome schody...
Pierwsza sprawa to moja kierowniczka która zjedzie mnie jak psa, bo brakuje jej pracowników(mimo, że to miejsce pracy chronionej i mam stopien na literkę oczywiście P)
Druga sprawa to lęk przed lękiem a, że mam go w srodkach każdej mozliwej lokomocji to od dawna głównie poruszam się tylko na piechote a około 100km trzeba będzie dojechać do tego zakładu(stąd urlop i odstawienie tabletek, bo tolerka a na drogę trzeba będzie wziąć sporą dawke)
Trzecia sprawa to w ogóle pobyt tam między ludźmi, bo dla kogoś z fs i osobowością unikająca to wiadomo, że nie będzie łatwe.
W głębi siebie czuje, że takie oderwanie od domu i rutyny mi niesamowicie pomoże i jestem bardzo ciekawy ludzi jakich spotkam w tym zakładzie, bo wiem, że będą cechować się przede wszystkim wyrozumiałością co do problemów psychicznych a jak wiadomo poczucie pełnej akceptacji jest w os. unikającej bardzo potrzebne.
Jest 6 rano, nie śpię - norma. Nie wiem właściwie po co napisałem ten post, najwidoczniej chciałem się podzielić na nim na wiekszą skale, bo moi internetowi znajomi to już chyba za mało.
Raczej jutro zadzwonię do tego zakładu i wykonam pierwszy krok, ten chyba jeden z trudniejszych... Możecie życzyć mi powodzonka.
Ps. jeśli opisałem swoją sytuację w chaotyczny sposób to przepraszam najmocniej ale tak najwidoczniej musiało to brzmieć, bo podobnie się czuję.