20 Kwi 2015, Pon 20:12, PID: 442316
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Kwi 2015, Pon 20:22 przez manatka.manatee.)
Witam. Pragnę podzielić się moim problemem, który jak mi się wydaje jest gorszy od fobii społecznej z perspektywy życia w społeczeństwie. Chciałabym się zorientować, czy są tu osoby czujące coś podobnego, czy istnieje nazwa w psychologii dla tego zjawiska.
Otóż, właściwie od małego dziecka mam w sobie silne pragnienie uczestnictwa w jakiejś niezwykłej sprawie lub przynajmniej bycia na jej tropie - nie jest to nic ściśle sprecyzowanego ale mam na myśli wydarzenie zdecydowanie wykraczające poza codzienność, pokroju zjawiska paranormalnego. Tylko proszę, nie śmiejcie się... ale często wyobrażam, że jestem przez kogoś obserwowana, gdy znajdę się w tłumie albo, że obca osoba którą akurat obserwuje nosi w sobie jakąś niezwykłą tajemnicę. Z drugiej strony celowo izoluję się, często chodzę samotnie na spacery czy jeżdżę rowerem w opustoszałe miejsca (latem, gdy pogoda jest odpowiednia potrafię wręcz wybrać się gdzieś z samego ranka) bo lubię się łudzić, że wtedy znajduję się w lepszych okolicznościach, żeby TO się wydarzyło.
Można podpiąć cały mój wywód pod typowe fantazjowanie jednakże świadomość tego, że nic nadzwyczajnego mnie nie spotka wpędza mnie w prawdziwą depresję. Z wiadomym względów uwielbiam przede wszystkim Urban Fantasy - gdzie w pewnym momencie życia bohatera pojawia się przełom - np. dowiaduje się, że posiada niezwykłe umiejętność, czy też odkrywa alternatywny świat... uwielbiam karmić się książkami, filmami tego typu a jednocześnie ich nie znoszę gdy dopada mnie myśl, że choć całe życie czekam na coś podobnego, jestem ignorowana. Potrafię wpaść w autentyczny gniew - powstaje ucisk w gardle i łzy.
Nie dość, że owe "marzenie" kładzie się dużym cieniem na podejście do życia, to ponadto istnieje ta przytłaczająca świadomość, jak bardzo różnicuje mnie od innych, gdy oni mówią o swoich planach i oczekiwaniach, realnych, normalnych, dotyczących pracy czy rodziny. Wtedy najbardziej odczuwam jak bardzo odstaję bo nie potrafię się pogodzić z faktem, jak strasznie życie jest ograniczone, że jestem w stanie wyobrazić sobie z grubsza jego zarys (nawet w najszczęśliwszej wersji), że trzeba ugiąć się powszechnej presji i jednak ułożyć je w odgórnie narzucony, uschematyzowany sposób. Tak bardzo nie mogę tego wszystko znieść, że nawet w najszczęśliwszych chwilach życia, potrafiłam złapać się na myślach w stylu "Więc tylko tyle? Do czegoś takiego dążę?"
Mam przeczucie, że kiedyś w końcu nie wytrzymam dłużej i przerwę to wszystko... dlatego proszę o odezwę, szczególnie osoby które doświadczają/doświadczyły podobnych stanów. Może w tym jest metoda.
Jeśli pozwolicie wkleję mój post na inne fora, żeby zwiększyć jego zasięg odbioru.
Otóż, właściwie od małego dziecka mam w sobie silne pragnienie uczestnictwa w jakiejś niezwykłej sprawie lub przynajmniej bycia na jej tropie - nie jest to nic ściśle sprecyzowanego ale mam na myśli wydarzenie zdecydowanie wykraczające poza codzienność, pokroju zjawiska paranormalnego. Tylko proszę, nie śmiejcie się... ale często wyobrażam, że jestem przez kogoś obserwowana, gdy znajdę się w tłumie albo, że obca osoba którą akurat obserwuje nosi w sobie jakąś niezwykłą tajemnicę. Z drugiej strony celowo izoluję się, często chodzę samotnie na spacery czy jeżdżę rowerem w opustoszałe miejsca (latem, gdy pogoda jest odpowiednia potrafię wręcz wybrać się gdzieś z samego ranka) bo lubię się łudzić, że wtedy znajduję się w lepszych okolicznościach, żeby TO się wydarzyło.
Można podpiąć cały mój wywód pod typowe fantazjowanie jednakże świadomość tego, że nic nadzwyczajnego mnie nie spotka wpędza mnie w prawdziwą depresję. Z wiadomym względów uwielbiam przede wszystkim Urban Fantasy - gdzie w pewnym momencie życia bohatera pojawia się przełom - np. dowiaduje się, że posiada niezwykłe umiejętność, czy też odkrywa alternatywny świat... uwielbiam karmić się książkami, filmami tego typu a jednocześnie ich nie znoszę gdy dopada mnie myśl, że choć całe życie czekam na coś podobnego, jestem ignorowana. Potrafię wpaść w autentyczny gniew - powstaje ucisk w gardle i łzy.
Nie dość, że owe "marzenie" kładzie się dużym cieniem na podejście do życia, to ponadto istnieje ta przytłaczająca świadomość, jak bardzo różnicuje mnie od innych, gdy oni mówią o swoich planach i oczekiwaniach, realnych, normalnych, dotyczących pracy czy rodziny. Wtedy najbardziej odczuwam jak bardzo odstaję bo nie potrafię się pogodzić z faktem, jak strasznie życie jest ograniczone, że jestem w stanie wyobrazić sobie z grubsza jego zarys (nawet w najszczęśliwszej wersji), że trzeba ugiąć się powszechnej presji i jednak ułożyć je w odgórnie narzucony, uschematyzowany sposób. Tak bardzo nie mogę tego wszystko znieść, że nawet w najszczęśliwszych chwilach życia, potrafiłam złapać się na myślach w stylu "Więc tylko tyle? Do czegoś takiego dążę?"
Mam przeczucie, że kiedyś w końcu nie wytrzymam dłużej i przerwę to wszystko... dlatego proszę o odezwę, szczególnie osoby które doświadczają/doświadczyły podobnych stanów. Może w tym jest metoda.
Jeśli pozwolicie wkleję mój post na inne fora, żeby zwiększyć jego zasięg odbioru.