29 Lis 2021, Pon 17:18, PID: 850740
Miesiąc temu wyprowadziłem się od rodziców i zamieszkałem w nowym mieście. 22 metry i może kamienica dość obdrapana, ale za to jest mi wygodnie i nienajdrożej. Wszystko byłoby OK, gdyby nie to, że mieszkanie jest podzielone na dwa niezależne lokale, a równolegle ze mną wprowadziła się do części B. młoda matka z dzieckiem. Niestety, szybko okazało się, że nie jest tak samotną matką, jak mogło się wydawać na początku i dołączył do niej jej partner i ojciec dziecka. Od tamtej pory zza mojej cienkiej ściany prawie codziennie dochodzą dźwięki awantur, trzaskania drzwiami i płacz, tudzież krzyki trzyletniego dziecka. On wyzywa ją od szmat i grozi, że ją za+, ona każe mu oddać pieniądze i wy+ć, a później na zmianę drą się na dziecko, by "przestało wyć bez powodu". Wczoraj wieczorem byłem bliski pukania do nich, ale okazało się, że ona pakuje jego rzeczy i go wywala z domu. Po przemowach rodem z brukowego romansu rozgrywających się w naszym wspólnym przedpokoju opuścił mieszkanie, ale już dzisiaj wrócił, a tym samym i wszystko inne wróciło "do normy". Innym razem on siedział sam w domu z dzieckiem, a ona wróciła pijana z imprezy i łomotała do drzwi i ja musiałem jej otworzyć, bo on nie miał zamiaru. I tego typu cyrki prawie co dzień...
Nie jestem typem społecznika, a w kryzysowych konfrontacjach zmieniam się w kłębek nerwów, ale zbyt stresuje mnie takie sąsiedztwo. Dlatego dzisiaj po raz pierwszy zareagowałem. Zostawiłem im kartkę na drzwiach, wyjaśniającą, że dłużej nie będę ich tolerował... Nie pomogło, więc rozmowa z wynajmującymi mnie nie ominie, ale oni już mają ogólne pojęcie, kto mieszka obok. Boję się, że albo wszystko to mnie przerośnie, albo dostanę w twarz, albo że nieumyślnie doprowadzę do jakiejś tragedii. Z drugiej strony, źle się czuję nic nie robiąc, bo to tak jakbym im wysyłał komunikat, że mogą zrobić wszystko, a ja mam to gdzieś i przyzwalam na każdą patologię...
Za dużo mnie to kosztuje energii, inne rzeczy w moim życiu wymagają skupienia. Macie jakiś pomysł na złoty środek? Może macie własne doświadczenia z trudnymi sąsiadami?
Nie jestem typem społecznika, a w kryzysowych konfrontacjach zmieniam się w kłębek nerwów, ale zbyt stresuje mnie takie sąsiedztwo. Dlatego dzisiaj po raz pierwszy zareagowałem. Zostawiłem im kartkę na drzwiach, wyjaśniającą, że dłużej nie będę ich tolerował... Nie pomogło, więc rozmowa z wynajmującymi mnie nie ominie, ale oni już mają ogólne pojęcie, kto mieszka obok. Boję się, że albo wszystko to mnie przerośnie, albo dostanę w twarz, albo że nieumyślnie doprowadzę do jakiejś tragedii. Z drugiej strony, źle się czuję nic nie robiąc, bo to tak jakbym im wysyłał komunikat, że mogą zrobić wszystko, a ja mam to gdzieś i przyzwalam na każdą patologię...
Za dużo mnie to kosztuje energii, inne rzeczy w moim życiu wymagają skupienia. Macie jakiś pomysł na złoty środek? Może macie własne doświadczenia z trudnymi sąsiadami?