31 Gru 2009, Czw 23:15, PID: 191474
Na początek witam wszystkich. Na forum zdarzyło mi się już zajrzeć po raz pierwszy jakieś dwa lata temu ale odzywam dopiero teraz. Z góry przepraszam, jeżeli zdubluję temat, przejrzałem je ale żaden mi nie pasuje do tego o czym chcę napisac.
Otóż bliska mi osoba jest poważnie chora i niestety można spodziewac sie najgorszego. Jest to dla mnie traumatyczne przeżycie, bo mimo że już trochę latek mam to tak bliska mi osoba nigdy nie odeszła. Sytuacja w jakiej się znalazłem uzmysławia mi jak poważna jest moja fobia. Pomimo, że w obliczu najgorszego żal sciska mi gardło to ciągle nie mogę przestac myślec o tym że trzeba będzie iśc na pogrzeb.
Może powiem coś o sobie. Nie lecze się, żaden lekarz nie stwierdził u mnie żadnej fobii bo nigdy też nie zgłosiłem się do nikogo z tym problemem. Mam to od najwcześniejszego dzieciństwa i niestety pomimo , że nawet niezle się jako dzieciak zapowiadałem to fobia zniszczyła mi życie.
Dzisiaj nie wychodze z domu poza koniecznymi sprawami za niedopatrzenie których grożą mi jakieś tam sankcje typu wymiana dowodów (fajnie że będzie kolejna). Nie pracuję, właściwie niewiele potrafię robic , jakiś czas temu pracę podjąłem (skierowano mnie z PUP)ale po krótki czasie zrezygnowałem bo nie wytrzymywałem już nerwowo. Nie moge się przy ludziach skupic i przerastają mnie nawet najprostsze czynnosci. Coś ktoś do mnie mówi ja potwierdzam skinieniem głowy odwracam się i nagle zdaję sobie sprawę że nie wiem co ta osoba mówiła. Szef był miły, koledzy też ale zrezygnowałem z ulgą zanim się skompromitowałem w jakiś większy sposób.
unikam nawet własnych krewnych, z niektórymi nie rozmawiałem od kilkunastu lat.
No i wracając do tematu jak rozwiązac sprawę pogrzebu?
Przecież rodzina zmarłej osoby jest wtedy w centrum uwagi. Wiadomo, że będzie gapienie się zwłaszcza w mojej sytuacji bo przecież ludzie widzą, że coś ze mną jest nie tak. A do tego spotkanie z krewnymi którzy sa własciwie dla mnie obcymi ludzmi. Jak zwykle dostanę szczękościsku i nie będę mógł powiedziec niczego sensownego siedząc czerwony w kącie i modląc się żeby tylko nikt się do mnie nie odezwał (ale w tej sytuacji trudno na to liczyć).
Rozważam czy po prostu nie iść na pogrzeb bliskiej osoby. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę , że będzie to szeroko komentowane. Ale strach przed tym , że przez dosc długi czas bedę w centrum uwagi dużej grupy ludzi jest ogromny. Do tego jestem bardzo wrazliwą osobą i przypuszczam, że porycze się jak bóbr, nogi zrobią mi się jak z waty i zemdleję. To dodatkowy stres dla mnie. Nigdy nie byłem na pogrzebie i nie wiem czy dorośli faceci płacza naprawdę na tego typu uroczystosciach.
Zdaję sobie sprawę, że najlepszym rozwiązaniem byłaby dla mnie wizyta u lekarza i zażycie jakichś tabletek na uspokojenie. Ale moja choroba jest silniejsza i wiem, że się na to nie zdobędę. Nie chodzi o lęk przed podzieleniem się z lekarzem moim problemem, ale w ogóle kontaktem z nim, całą procedurą wizyty. Zreszta nawet w przypadku "zwykłej" choroby nie jestem w stanie pójśc do lekarza.
Jak mam sobie poradzic z tą sytuacją w obliczu której stanąłem? Chodzi mi o pogrzeb bo z chorobą w szerszym sensie to już nic nie zrobię, po prostu nie jestem w stanie. Jestem całkowicie wykluczony i się z tym pogodziłem. No cóż, takie to życie już jest.
Otóż bliska mi osoba jest poważnie chora i niestety można spodziewac sie najgorszego. Jest to dla mnie traumatyczne przeżycie, bo mimo że już trochę latek mam to tak bliska mi osoba nigdy nie odeszła. Sytuacja w jakiej się znalazłem uzmysławia mi jak poważna jest moja fobia. Pomimo, że w obliczu najgorszego żal sciska mi gardło to ciągle nie mogę przestac myślec o tym że trzeba będzie iśc na pogrzeb.
Może powiem coś o sobie. Nie lecze się, żaden lekarz nie stwierdził u mnie żadnej fobii bo nigdy też nie zgłosiłem się do nikogo z tym problemem. Mam to od najwcześniejszego dzieciństwa i niestety pomimo , że nawet niezle się jako dzieciak zapowiadałem to fobia zniszczyła mi życie.
Dzisiaj nie wychodze z domu poza koniecznymi sprawami za niedopatrzenie których grożą mi jakieś tam sankcje typu wymiana dowodów (fajnie że będzie kolejna). Nie pracuję, właściwie niewiele potrafię robic , jakiś czas temu pracę podjąłem (skierowano mnie z PUP)ale po krótki czasie zrezygnowałem bo nie wytrzymywałem już nerwowo. Nie moge się przy ludziach skupic i przerastają mnie nawet najprostsze czynnosci. Coś ktoś do mnie mówi ja potwierdzam skinieniem głowy odwracam się i nagle zdaję sobie sprawę że nie wiem co ta osoba mówiła. Szef był miły, koledzy też ale zrezygnowałem z ulgą zanim się skompromitowałem w jakiś większy sposób.
unikam nawet własnych krewnych, z niektórymi nie rozmawiałem od kilkunastu lat.
No i wracając do tematu jak rozwiązac sprawę pogrzebu?
Przecież rodzina zmarłej osoby jest wtedy w centrum uwagi. Wiadomo, że będzie gapienie się zwłaszcza w mojej sytuacji bo przecież ludzie widzą, że coś ze mną jest nie tak. A do tego spotkanie z krewnymi którzy sa własciwie dla mnie obcymi ludzmi. Jak zwykle dostanę szczękościsku i nie będę mógł powiedziec niczego sensownego siedząc czerwony w kącie i modląc się żeby tylko nikt się do mnie nie odezwał (ale w tej sytuacji trudno na to liczyć).
Rozważam czy po prostu nie iść na pogrzeb bliskiej osoby. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę , że będzie to szeroko komentowane. Ale strach przed tym , że przez dosc długi czas bedę w centrum uwagi dużej grupy ludzi jest ogromny. Do tego jestem bardzo wrazliwą osobą i przypuszczam, że porycze się jak bóbr, nogi zrobią mi się jak z waty i zemdleję. To dodatkowy stres dla mnie. Nigdy nie byłem na pogrzebie i nie wiem czy dorośli faceci płacza naprawdę na tego typu uroczystosciach.
Zdaję sobie sprawę, że najlepszym rozwiązaniem byłaby dla mnie wizyta u lekarza i zażycie jakichś tabletek na uspokojenie. Ale moja choroba jest silniejsza i wiem, że się na to nie zdobędę. Nie chodzi o lęk przed podzieleniem się z lekarzem moim problemem, ale w ogóle kontaktem z nim, całą procedurą wizyty. Zreszta nawet w przypadku "zwykłej" choroby nie jestem w stanie pójśc do lekarza.
Jak mam sobie poradzic z tą sytuacją w obliczu której stanąłem? Chodzi mi o pogrzeb bo z chorobą w szerszym sensie to już nic nie zrobię, po prostu nie jestem w stanie. Jestem całkowicie wykluczony i się z tym pogodziłem. No cóż, takie to życie już jest.