29 Cze 2010, Wto 12:35, PID: 212752
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Cze 2010, Wto 12:46 przez basia26.)
Witam serdecznie, ostatnio zaczęłam myśleć o tym, że być może istnieje coś takiego jak lęk przed spotkaniem znajomych. Ja coś takiego odczuwam już od dawna, ale teraz dopiero pomyślałam, żeby poszperać w internecie i sprawdzić, czy coś takiego istnieje. I z tego co widzę, to jest coś takiego. Nie wiem, jak mogę sobie pomóc, żeby nie czuć czegoś nieprzyjmnego, kiedy spotkać kogoś znajomego, i to nie ważne czy to był ktoś lubiany przeze mnie czy nie lubiany. Negatywne odczucia są takie same. Mam wrażenie, że wszytko zaczęło się odkąd rozstałam się chłopakiem, który bardzo to przeżył... wielu jego znajomych i przyjaciół znałam i spotykałam się wcześniej z nimi, teraz wolę ich nie widzieć, bo mam wrażenie, że każdy chce się mnie zapytać, dlaczego się rozstałam, albo czemu byłam taka głupia, że go zostawiłam, boję się co powiedzą albo, że w ogóle coś powiedzą...dodatkowo, przeniosło się to też na moich znajomych. Od tego rozstania minęło już 3 lata, a ja wciąż odczuwam lęk, i to coraz większy i przed większą ilością osób. Spotykam się teraz z kimś, mam nowych znajomych, ale i tak strach we mnie gdzieś siedzi. Na początku myślałam, że sobie coś wkręcam, ale z tego co widzę, to coś takiego istnieje, może w innych odmianach, ale istnieje... nie wiem jak mam sobie pomóc. Do miasta raczej nie wychodzę, bo mogę sie na kogos natknać, mam koleżanki ale raczej spotykam się z nimi w domach lub na spacerze i to pojedyńczo... dziwna jestem.. i sama nie moge tego juz znieść. Dodam, że mam 27 lat, jestem nauczycielem i nie mam problemów z kontaktem z młodzieża czy innymi nauczycielami...
Zastanawiam się też czy wczesna smierc mojego taty (mialam 17 lat) i to dobrego taty ma tutaj znacznie też, tzn. że zamknęłam się wtedy w swiecie mamy i brata i trzymaliśmy sie razem. Mialam wtedy znajomych, czesto gdzies wychodzilam, jeżdzilam albo zaraz chcialam do domu wracac - oczywiscie nie mowilam tego glosno. Ale po szkole do domu, z wyjscia szybko do domu... nie wiem co o tym myslec. Czasem zazdroszcze ludziom takich bezposrednich kontaktow z innymi...
Zastanawiam się też czy wczesna smierc mojego taty (mialam 17 lat) i to dobrego taty ma tutaj znacznie też, tzn. że zamknęłam się wtedy w swiecie mamy i brata i trzymaliśmy sie razem. Mialam wtedy znajomych, czesto gdzies wychodzilam, jeżdzilam albo zaraz chcialam do domu wracac - oczywiscie nie mowilam tego glosno. Ale po szkole do domu, z wyjscia szybko do domu... nie wiem co o tym myslec. Czasem zazdroszcze ludziom takich bezposrednich kontaktow z innymi...