13 Wrz 2011, Wto 19:46, PID: 271586
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13 Wrz 2011, Wto 19:48 przez marcin1987.)
3 lata temu nie potrafilem zjesc nigdzie poza domem. A i w szczytowych momentach moich problemów nawet w domu były problemy (np Wigilia). Po kilku wizytach u psychologa i rozpoczeciu budowania swojej wartosci i poczucia siły (glownie pozytywne afirmacje, rozmowy z przyjaciólmi etc) udało się:
1. Jedzienie w domu to zaden problem...zre co widze
2. Jedzenie w barze blisko domu to zaden problem... tylko kasy zawsze brakuje
3. Jedzenie w miejscach publicznych, gdziekolwiek, gdzie nie ma nikogo kto mnie zna - nie stanowi problemu, czasem czuje pewien dyskomfort, ale zazwyczaj zapominam o nim.
4. Jedzenie w miejscach publicznych z ludzmi ktorzy mnie znaja/znajomymi/przyjaciolmi - jeszcze stanowi problem, z ktorym sie nie zdazylem uporac.
Problemem nie jest samo jedzenie (glupia fobia, ktora sie sama nakreca) ale to, ze wciaz nie radze sobie ze swoja samoocena, nie daje sobie prawa do wyjscia/pierniecia/mlasniecia - a zawsze probuje sie zachowac tak, zeby nikt sobie o mnie zle nie pomyslal. Swoje zdanie o sobie warunkuje tym co mysla o mnie inni, albo co mi sie wydaje ze mysla, - dopoki nie zmienie tego, i nie przestane byc konformista, doputy bedzie mnie to meczyc. Im bardziej zlewam czyjes zdanie o mnie, tym wiekszy komfort czuje przy jedzeniu. A bog mi swiadkiem, ze co raz bardziej zaczynam byc soba i miec wy****ne na to co mysla inni
1. Jedzienie w domu to zaden problem...zre co widze
2. Jedzenie w barze blisko domu to zaden problem... tylko kasy zawsze brakuje
3. Jedzenie w miejscach publicznych, gdziekolwiek, gdzie nie ma nikogo kto mnie zna - nie stanowi problemu, czasem czuje pewien dyskomfort, ale zazwyczaj zapominam o nim.
4. Jedzenie w miejscach publicznych z ludzmi ktorzy mnie znaja/znajomymi/przyjaciolmi - jeszcze stanowi problem, z ktorym sie nie zdazylem uporac.
Problemem nie jest samo jedzenie (glupia fobia, ktora sie sama nakreca) ale to, ze wciaz nie radze sobie ze swoja samoocena, nie daje sobie prawa do wyjscia/pierniecia/mlasniecia - a zawsze probuje sie zachowac tak, zeby nikt sobie o mnie zle nie pomyslal. Swoje zdanie o sobie warunkuje tym co mysla o mnie inni, albo co mi sie wydaje ze mysla, - dopoki nie zmienie tego, i nie przestane byc konformista, doputy bedzie mnie to meczyc. Im bardziej zlewam czyjes zdanie o mnie, tym wiekszy komfort czuje przy jedzeniu. A bog mi swiadkiem, ze co raz bardziej zaczynam byc soba i miec wy****ne na to co mysla inni