16 Mar 2011, Śro 17:49, PID: 244052
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15 Wrz 2011, Czw 9:35 przez nikaragua.)
....................
16 Mar 2011, Śro 19:23, PID: 244057
w moim życiu też coś takiego nie istnieje - studia zacząłem ale rzuciłem po pierwszym półroczu, brak dziewczyny od zawsze, jeden kumpel z którym się widuje raz na kilka tygodni. Dobrze że poznałaś tam u siebie taką koleżankę, zawsze to jakas podpora no i przynajmniej w tej kategorii pewnie się rozumiecie. Ja trafiłem na grupę strasznych ambitniaków którzy podkopaliby każdego byleby się podlizać i między innymi dlatego odpusciłem sobie studiowanie aż do kolejnego naboru.
16 Mar 2011, Śro 20:02, PID: 244065
Eh mam jednego przyjaciela któremu boję się mówić o moich problemach bo zawsze mi mówił "przestań się użalać". Z mojej klasy nie ufam nikomu. Nie chcę nawet tego rozpisywać. Miło nie? : )
16 Mar 2011, Śro 20:11, PID: 244069
Tacy ludzie jak ty i twoja koleżanka zazwyczaj nawzajem się wykorzystują. Bo czy wy się znacie? Ja mam tak, że jak spotkam kogoś podobnego do siebie, to owszem jest raźniej, czasem można się pocieszyć, że ktoś inny też tak wygląda w oczach innych, albo gorzej, że ty nie jesteś najgorszy. Ale takie znajomości nic nie dają. Muszę się niechlubnie pochwalić, że źle mi z tym, jak taka osoba bardziej wychodzi do ludzi, wtedy ja jestem tym najgorszym. Ciekawe to jest w kontekście matek i synów...
16 Mar 2011, Śro 20:57, PID: 244077
witaj...
smutny post... tak bardzo podobny do mojego zycia studenckiego... Studia zaoczne jeszcze bardziej nie sprzyjały zawieraniu znajomości lecz przez te 3 lata były 3 osoby podobne do twojej koleżanki, tj. razem na stołówkę, razem na okienko..ect. choć tak naprawdę tylko jedną z nich poznałem dobrze...niestety zrezygnowała i w ten sposób "poznałem" drugą osobę i potem trzecią ehhh... Sosen ma rację...ona wykorzystuje ciebie a ty ją, lecz to zły układ. Rozumiem cię, szczególnie ta sytułacja z płaczem i udawaniem zaspania...u mnie zawsze się sprawdzało, a przecież nikt nie będzie przeszkadzał zaspanemu człowiekowi hehe. i. Cytat:Ciągle mam wrazenie , ze ktos mnie obgaduje a czyjes spojrzenie lub smiech jest dla mnie na to dowodem. Takie mam wrazenie bo w gimnazjum mi bardzo dokuczali. W liceum tez pod koniec 3 klasy. Nie mam zadnych przyjaciol z ktorymi moge sie spotkacTo cię nie pocieszy, miałem to samo....teraz naszczęscie już mało kiedy to odczuwam, pomogła praca i to że wszyscy w pracy w przeciwieństwie do osób spotykanych do tej pory, we mnie wierzą i tym samym rośnie samoocena powodzenia w walce z tym
17 Mar 2011, Czw 8:35, PID: 244155
MHL napisał(a):Moim skromnym zdaniem nie oplaca sie miec przyjaciol. Jakos nie przepadam za gadaniem o swoich problemach i nie specjalnie chcialbym zeby ktos zawracal mi glowe swoja ciezka sytuacja w zyciu. Lepej zadbac o przyzwoite kontakty z wieksza iloscia ludzi zeby w razie czego moc otrzymac lub wykonac jakas drobna przysluge jak pozyczenie notatek, wytlumaczenie czegos itd. I tak i nie... Bo widzisz te kontakty bedą służyły do jak napisałeś drobnych przysług a przyjaciele są od większych przysług. Bo dla mojej przyjaciółki jestem wstanie zrobić naprawdę wiele i ona dla mnie tak samo, a ty co... myślisz że ci znajomi od notatek odwiedzą cie w szpitalu, pożyczą kasę czy poświęcą się dla ciebie w nagłej sprawie... nie sądzę. Bo to nie są drobne przysługi, a tym samym nie należą się znajomym.
17 Mar 2011, Czw 11:48, PID: 244169
ja mam podobnie tez studiuje ale czuje sie jakbym byl gdzies z tylu wszyscy gadaja ze soba a ja stoje sobie sam i czasem do kogos zagadam zeby sie przelamac np nauczylas sie na egzamin ? ale tak naprawde mam to w dup*e...
17 Mar 2011, Czw 12:03, PID: 244173
Podłączam się. U mnie rzecz wygląda tak samo, choć przyznam, że kilka razy ktoś coś zagadał i miałam wtedy szansę na zawarcie bliższego kontaktu, ale przestraszyłam się i wycofałam.
Co do koleżanki - na początku też znalazłam taką koleżankę, która była jeszcze bardziej nieśmiała ode mnie. Ale to nie była znajomość oparta na wyzysku, bo naprawdę się zakumplowałyśmy. Z tą Twoją koleżanką chyba nawet się dobrze nie znacie? Przykre to, wygląda, że pasożytuje na Tobie. Najłatwiej byłoby dać sobie spokój z nią, ale rozumiem, że pewnie ciężko Ci zawierać nowe znajomości... Cytat:Moim skromnym zdaniem nie oplaca sie miec przyjaciol. Jakos nie przepadam za gadaniem o swoich problemach i nie specjalnie chcialbym zeby ktos zawracal mi glowe swoja ciezka sytuacja w zyciu. Lepej zadbac o przyzwoite kontakty z wieksza iloscia ludzi zeby w razie czego moc otrzymac lub wykonac jakas drobna przysluge jak pozyczenie notatek, wytlumaczenie czegos itd.Nie mówię, że całkiem nie masz racji, choć osobiście chciałabym mieć jakieś bliższe mi osoby Nie wiem, co poradzić, Nikaraguo. Cóż, powodzenia.
18 Mar 2011, Pią 12:37, PID: 244289
Też długo traktowałam moją najbliższą koleżankę jak taką "protezę", właściwie przez całe gimnazjum i pół liceum to był mój łącznik z ludźmi. Pozostaje to przepracować na terapii, a różne takie sytuacje społeczne traktować jak trening, ja po trzech latach potrafię już w miarę się dogadać, ta koleżanka nadal jest mi bardzo bliska, ale pójście na studia potraktowałam jako moment do odseparowania się, teraz radzę sobie sama, chociaż jest trudno i dalej stosuję te same triki co dawniej, np. przychodzę na wykład na ostatnią chwilę albo lekko spóźniona, byleby tylko pod salą był już ktoś z mojej grupy z kim mam jako taki kontakt.
20 Mar 2011, Nie 0:25, PID: 244504
Heh nikaragua, jak teraz pomyślę to miałam tak samo na studiach, tyle że wtedy jeszcze nie kojarzyłam o co w tym chodziło ; )
Podobnie mam też swoje techniki, byleby się chować między ludźmi i np. jak bywam u kogoś w odwiedzinach i mają zwierzaka, to zawsze się na nim koncentruję, komentując jego zachowanie, zresztą lubię zwierzaki. Ale potem zauważyłam że w sumie robię to dlatego, bo nie wiem co powiedzieć na inne tematy. I często mi się to zdarza. W pracy jak bywałam to udawałam że jestem czymś bardzo zajęta i dlatego nie rozmawiam, choć to co robiłam to były pierdoły i w niczym nie przeszkadzały żeby swobodnie rozmawiać. To była jakaś forma pretekstu żeby nie gadać, nie pokazać że nie wie się co powiedzieć, albo nie zbłaźnić się jakimś naprawdę głupim tekstem. Toteż mam wrażenie, że może ja jestem nie stąd, że z tymi ludźmi nie idzie się dogadać. Heh czasem myślę że wreszcie trafię na tą grupę, w której będę czuć się dobrze. Ciekawe czy to jest możliwe, czy też jest tak że FS powoduje że każdy jest w grupie nie w moim typie. Skąd jesteś nikaragua?
20 Mar 2011, Nie 0:35, PID: 244508
Z okolic Warszawy. A ty
20 Mar 2011, Nie 0:44, PID: 244512
Przez kilkanaście lat mojego życia miałam taką koleżankę-protezę, która na dodatek mnie terroryzowała, biła jak coś jej się nie podobało, pluła, obrażała się lub w krańowym stadium próbowała sobie zrobić krzywdę, a ja miałam być wielką podporą. To ciekawe, bo co nie zrobiłam, było źle, więc właściwie - mimo że była moją najlepszą koleżanką przez tyle lat - nie wiedziałam jak się przy niej zachować, dlatego też jej nie pomagałam. Czułam dystans. Nie mamy teraz kontaktu i ja unikam już takich znajomości.
Moje życie towarzyskie nie istnieje dlatego, że przez liceum nie poznałam nikogo wartościowego. Straciłam wiarę, że są normalni ludzie, więc na studiach jakoś ochoczo nie rozwijałam znajomości, a uważam, że poznałam całkiem dużo osób, ze 20 było takich, które podeszły i po prostu chciały się zapoznać. Uwierzyłam, że wcale nie jestem jakimś dziwadłem, tylko do tej pory nie poznałam ludzi, których był sens poznawać. Mam jakieś opory przed głębszymi znajomościami, ale tak naprawdę to nie poznałam nikogo, z kim mogłabym swobodnie spędzać czas. To musi być ktoś miły, nie robić wokół siebie nadmiernego szumu i mieć jakiekolwiek wspólne tematy/zainteresowania.
21 Mar 2011, Pon 22:25, PID: 244841
To prawda, miałam farta i ta dziewczyna okazała się prawdziwą przyjaciółką.
Trudno jest samemu wyjść do ludzi, trudno jest też znaleźć takich ludzi, do których chce się wychodzić. Tylko że często jest tak, że sami z miejsca przekreślamy masę osób uznając, że nie są warci naszej uwagi, a przy bliższym poznaniu mogłyby okazać się sympatyczne. Ja sama, chociaż miałam raczej normalny kontakt z osobami z klasy w liceum, to właśnie cały czas uważałam, że nie warto się z nimi jakoś bliżej zadawać i dopiero w trzeciej klasie, przed samym zakończeniem, jak organizowaliśmy parę klasowych imprez na pożegnanie okazało się, że nawet jeśli nie dzielimy zainteresowań i w ogóle w większości przypadków lubimy inne rzeczy, to jednak większość była naprawdę świetnymi ludźmi, tylko to ja sama nie chciałam się o tym przekonać uparcie twierdząc, że wokoło nie ma normalnych ludzi
21 Mar 2011, Pon 22:44, PID: 244847
Mojzi, to zazdroszczę, bo ja już kilka lat po zakończeniu szkoły uważam, że się nie pomyliłam, co do tych osób. Nawet po pijaku nie mogłam niektórych zdzierżyć Wspólne "zainteresowanie" (lub temat) musi być, choćby imprezy właśnie Mnie się forma tych imprez nie podobała, leżenie pod stołem plus zrzutki na narkotyki plus umieranie niektórych plus zamulanie. Najlepsze jednak było, że po którejś godzinie każdy kopulował z każdym, osoby, które w ogóle się nie lubiły wsadzały sobie ręce w gacie. Co kto lubi.
Błagałam mamę, żeby pogadała z dyrektorem innej szkoły, ale ona nie chciała. I do tej pory mówi, że jej koleżanki syn namówił mamę i sobie nie poradził (przez fobię zresztą). No, a ja sobie radzę teraz świetnie Jednak problemem była nie tyle klasa, co koleżanka. Dopiero studia nas rozdzieliły.
21 Mar 2011, Pon 23:01, PID: 244855
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21 Mar 2011, Pon 23:15 przez Mojzi.)
Zwracam honor, Anikk O_O Fakt, u nas imprezy klasowe to były po prostu ogniska u kogoś na działce, gdzie każdy sobie popił, ale też nikt nie przesadzał.
Dobrze, że czasy liceum masz już za sobą |
|