29 Cze 2011, Śro 17:16, PID: 259934
Witam wszystkich!
Jestem tu nowa i dopiero oswajam się z forum dla fobików i nieśmiałych
Proszę was o pomoc przypuszczam, iż mogę mieć fobie społeczną ale do końca nie jestem tego pewna. Chciałabym abyście wyrazili zdanie na ten temat, nie chodzi mi o konkretką diagnozę ale o wasze doświadczenia. Odkąd pamiętam byłam nieśmiała ale od jakiegoś czasu moja chorobliwa nieśmiałość bardzo uprzykrza mi życie. Mam problem z dzwonieniem do obcych osób oraz odbieranie telefonów od nieznanych numerów nie mówiąc już o prywatnych. Czasem bywa, że nie mam ochoty rozmawiać z osobami które znam i darzę sympatią. Potrafię się przełamać ale tylko wtedy kiedy mam "nóż na gardle" albo kiedy nastawiam się psychicznie przez długi czas na to, że muszę wykonać ten jeden telefon. Większość spraw staram się załatwiać przez maila kiedy dostaję odpowiedź od razu lub wtedy kiedy się jej niespodziewam odczuwam stres i otwieram ją dopiero po jakimś czasie. Kłopotem dla mnie jest nawiązywanie więzi z innymi ludzi oraz ich podtrzymywanie. Jestem bardzo nieufna wobec nowo poznanych osób, jestem miła, uprzejma i staram się podchodzić do nich bez uprzedzeń ale trzymam dystans.
Są takie sytuacje dnia codziennego, które powodują u mnię stres od takich banalnych jak wyjście z domu do sklepu po coś bardziej złożonego jak załatwienie jakiejś sprawy w urzędzie. Będąć gdzieś nie chcę prosić o pomoc biorę to co jest albo po prostu wychodzę. Nie lubię jadać przy obcych ludziach, restauracja ok ale jeżeli kelner nie zagląda mi w talerz i nie jest zbyt nachalny. Nie lubię kiedy obcy ludzie patrzą się na mnię przesadnie. Bywają dni kiedy nie odczuwam tego lęku ale zdarza się to bardzo sporadycznie albo kiedy z kimś jestem udaję, że problemu nie ma. Zazwyczaj staram się "wyręczać" innymi osobami ale mam już 19 lat i nieodparte wrażenie, że część ludzi których znam postrzega mnię jako osobę niesamodzielną. Nie mam chłopaka nawet jeżeli ktoś się mną zainteresuje to go odrzuczam. Mam wrażenie, że żyję życiem wszystkich wokół tylko nie swoim. Rezygnuję z marzeń i aspiracji z powodu mojego wstydu oraz z przekonania, że po co mam coś robić jeżeli i tak mi się nieuda. Niezbyt lubię chodzić na imprezy (zależy od mojego humoru) zwłaszcza do osób, których nieznam zazwyczaj przed takim dniem obmyślam liste tematów oraz zdarza mi się w głowie układać dialogi. Zrezygnowałam ze studiów w grudniu i od tej pory praktycznie cały czas przesiaduję w domu. Chodziłam na kurs prawa jazdy który moja siostra mi załatwiła ale tak poza tym to nic. Nie chcę mówić o moim problemie, udaję pewną siebie, lecz trochę nieśmiałą dziewczynę oraz tłumię w sobie wiele negatywnych emocji. Kiedy jednak próbuję mówić to słyszę,że siedzisz całyczas w domu po prostu wyjdź to pewnie przez to, że nie masz co teraz robić albo ogólnie spotykam się z niezrozumieniem. Doszłam do wniosku, że czas coś z tym wreszcie zrobić. Byłam wczoraj na wizycie u psychologa do którego numer notabene znajazłam numer pod końca marca ale dopiero tydzień temu zmusiłam się zadzwonić. Tak naprawdę nie wiem czy coś mi to pomogło Pan cały czas próbowała powiązać mój problem ze śmiercią mojego ojca. Na koniec powiedział, że mam początkowe stadium depresji oraz ,, Boi się Pani ludzi”. Nie chcę w żaden sposób podważać jego kompetencji oraz wiedzy ale kilku członków mojej rodziny miało depresje i w żaden najmniejszy sposób moje zachowanie nie przypomina ich zachowania. Umówiona jestem na kolejną wizytę wkrótce ale zastanawiam się czy nie pójść po rade psychiatry w międzyczasie.
A jak było lub jest w waszym przypadku pomógł wam bardziej psycholog czy psychiatra, a może jest to kwestia indywilualna?
PS. Rozwiązałam test Liebowitza i wyszedł mi wynik 48 ale jak sądzę i z tego co czytałam to nie którzy z was także ,że test jest niedoprecyzowany i niektóre pytania są zbędne, a innych brakuje.
Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam
Jestem tu nowa i dopiero oswajam się z forum dla fobików i nieśmiałych
Proszę was o pomoc przypuszczam, iż mogę mieć fobie społeczną ale do końca nie jestem tego pewna. Chciałabym abyście wyrazili zdanie na ten temat, nie chodzi mi o konkretką diagnozę ale o wasze doświadczenia. Odkąd pamiętam byłam nieśmiała ale od jakiegoś czasu moja chorobliwa nieśmiałość bardzo uprzykrza mi życie. Mam problem z dzwonieniem do obcych osób oraz odbieranie telefonów od nieznanych numerów nie mówiąc już o prywatnych. Czasem bywa, że nie mam ochoty rozmawiać z osobami które znam i darzę sympatią. Potrafię się przełamać ale tylko wtedy kiedy mam "nóż na gardle" albo kiedy nastawiam się psychicznie przez długi czas na to, że muszę wykonać ten jeden telefon. Większość spraw staram się załatwiać przez maila kiedy dostaję odpowiedź od razu lub wtedy kiedy się jej niespodziewam odczuwam stres i otwieram ją dopiero po jakimś czasie. Kłopotem dla mnie jest nawiązywanie więzi z innymi ludzi oraz ich podtrzymywanie. Jestem bardzo nieufna wobec nowo poznanych osób, jestem miła, uprzejma i staram się podchodzić do nich bez uprzedzeń ale trzymam dystans.
Są takie sytuacje dnia codziennego, które powodują u mnię stres od takich banalnych jak wyjście z domu do sklepu po coś bardziej złożonego jak załatwienie jakiejś sprawy w urzędzie. Będąć gdzieś nie chcę prosić o pomoc biorę to co jest albo po prostu wychodzę. Nie lubię jadać przy obcych ludziach, restauracja ok ale jeżeli kelner nie zagląda mi w talerz i nie jest zbyt nachalny. Nie lubię kiedy obcy ludzie patrzą się na mnię przesadnie. Bywają dni kiedy nie odczuwam tego lęku ale zdarza się to bardzo sporadycznie albo kiedy z kimś jestem udaję, że problemu nie ma. Zazwyczaj staram się "wyręczać" innymi osobami ale mam już 19 lat i nieodparte wrażenie, że część ludzi których znam postrzega mnię jako osobę niesamodzielną. Nie mam chłopaka nawet jeżeli ktoś się mną zainteresuje to go odrzuczam. Mam wrażenie, że żyję życiem wszystkich wokół tylko nie swoim. Rezygnuję z marzeń i aspiracji z powodu mojego wstydu oraz z przekonania, że po co mam coś robić jeżeli i tak mi się nieuda. Niezbyt lubię chodzić na imprezy (zależy od mojego humoru) zwłaszcza do osób, których nieznam zazwyczaj przed takim dniem obmyślam liste tematów oraz zdarza mi się w głowie układać dialogi. Zrezygnowałam ze studiów w grudniu i od tej pory praktycznie cały czas przesiaduję w domu. Chodziłam na kurs prawa jazdy który moja siostra mi załatwiła ale tak poza tym to nic. Nie chcę mówić o moim problemie, udaję pewną siebie, lecz trochę nieśmiałą dziewczynę oraz tłumię w sobie wiele negatywnych emocji. Kiedy jednak próbuję mówić to słyszę,że siedzisz całyczas w domu po prostu wyjdź to pewnie przez to, że nie masz co teraz robić albo ogólnie spotykam się z niezrozumieniem. Doszłam do wniosku, że czas coś z tym wreszcie zrobić. Byłam wczoraj na wizycie u psychologa do którego numer notabene znajazłam numer pod końca marca ale dopiero tydzień temu zmusiłam się zadzwonić. Tak naprawdę nie wiem czy coś mi to pomogło Pan cały czas próbowała powiązać mój problem ze śmiercią mojego ojca. Na koniec powiedział, że mam początkowe stadium depresji oraz ,, Boi się Pani ludzi”. Nie chcę w żaden sposób podważać jego kompetencji oraz wiedzy ale kilku członków mojej rodziny miało depresje i w żaden najmniejszy sposób moje zachowanie nie przypomina ich zachowania. Umówiona jestem na kolejną wizytę wkrótce ale zastanawiam się czy nie pójść po rade psychiatry w międzyczasie.
A jak było lub jest w waszym przypadku pomógł wam bardziej psycholog czy psychiatra, a może jest to kwestia indywilualna?
PS. Rozwiązałam test Liebowitza i wyszedł mi wynik 48 ale jak sądzę i z tego co czytałam to nie którzy z was także ,że test jest niedoprecyzowany i niektóre pytania są zbędne, a innych brakuje.
Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam