02 Wrz 2011, Pią 16:46, PID: 269847
Witam serdecznie!
Piszę, ponieważ nie radzę sobie z problemami i szukam jakiejkolwiek
pomocy. Nie wiem czy udać się do psychologa czy do psychiatry.
Otóż, jak domniemam moja historia zaczyna się 10 lat temu, gdy
dowiaduję się, że moi rodzice rozwodzą się. Wtedy cały świat spadł
mi na głowę i nie mogłam sobie poradzić z myślą, że już nie będzie
tak jak dawniej. Przestałam się uśmiechać, rozmawiać z rodziną,
znajomymi ( było mi wstyd, że mnie to spotkało ). Dopiero jakieś dwa
lata temu oswoiłam się z myślą, że rodzice już razem nie będą. To
jest straszne, że aż tyle czasu potrzebowałam by się z tym oswoić.
Najgorsze było i jest to, że nie wiadomo u kogo być gdy chce się
spędzać w tym samym momencie czas z jednym i z drugim rodzicem. Ale
przechodząc do meritum, tak naprawdę rodzice nigdy nie okazywali mi
miłości ani zainteresowania. Mimo to są moimi rodzicami i kocham ich,
bezwarunkowo. Ojciec przez całe życie praktycznie się nie odzywa, a
matka.. cóż matka odkąd tylko pamiętam mówiła mi, że jestem
beznadziejna i że nic w życiu nie osiągnę, nigdy mnie nie przytuliła,
nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha, zawsze byłam najgorsza i
cokolwiek ja powiedziałam było złe. Zostawiła nas, odchodząc do innego
faceta, kazała sprzedać nasze mieszkanie i dać jej połowę pieniędzy.
Wtedy właśnie wylądowałam u babci I tak mieszkam tu już 6 lat. Jest
źle, okropnie .. babcia gada na matkę, matka na ojca, ojciec na matkę
itd.. A ja przez te wszystkie lata muszę tego wysłuchiwać.
Na chwilę obecną nic nie sprawia mi przyjemności. Wstaję z łóżka,
bo muszę. Pracuję i studiuję, do pracy muszę chodzić na nocki, gdyż w
nocy nie mogę spać, bo mam milion złych myśli w głowie, a studiować
już mi się nie chce Właśnie zepsuł sie mój związek. Przez kogo?
Przeze mnie. Przez moją chorobliwą zazdrość, z którą nie potrafię
walczyć Tak było od zawsze, wszystkie moje związki psuły się przeze
mnie, były toksyczne. Gdy mój partner nie odzywał się do mnie dłużej
niż godzinę, już miałam przed oczami scenariusz, że na pewno mnie
zdradza. Miewam huśtawki nastrojów. Potrafię się z czegoś cieszyć, a
za chwilę złapać totalny dół i płakać. Od euforii po przygnębienie.
Tak jest ładnych parę lat. Jestem osobą bardzo wrażliwą i empatyczną.
Wszystko mnie boli. Jestem również wymagająca i tego też nie mógł
znieść mój facet. Najgorsze też dla niego było to, że wciaż się
obrażam, z byle powodu... ma rację ale nad tym też nie potrafię
zapanować.
Kilka razy miałam myśli samobójcze, jednak coś nie pozwalało mi tego
zrobić.
Wszystko mnie denerwuje. Np. gdy ktoś mlaszcze, siorbie, je zupę i
uderza łyżką o zęby.. mogę dostać furii z tego powodu. Gdy ktoś
przerywa mi gdy mówię, lub gdy ma inne zdanie niż ja.
Albo ostatnio, mój facet jadł kiełbasę z grilla i trzymał widelec w
sposób, który mi się nie podobał.. zrobiłam mu przez to straszną
aferę. Nie chciałam tego.
Miałam takie chwile, że potrafiłam powiedzieć, że nienawidzę, by
chwilę potem przeprosić i powiedzieć, że kocham. Byliśmy razem ponad
pół roku, a zrywałam z nim chyba z sześć razy Potem żałowałam i
wracaliśmy do siebie.
Jestem strasznie nerwowa. Teraz też czuję poddenerwowanie, nawet nie
wiem z jakiego powodu. To wyniszcza mnie od środka.
Głowa boli mnie praktycznie codziennie, czuję kołatanie serca, a
najgorsze jest uczucie gdy słyszę bicie mojego serca, jakbym miała zaraz
umrzeć Mam problemy ze snem.
Byłam u lekarza parę miesięcy temu, miałam robione ekg ale nic nie
wykazało. Ciśnienie miałam wówczas 186/110. Lekarz przepisał mi
bellergot, ale nie uspokajał mnie on, poza tym, że szybko zasypiałam,
nawet w ciągu dnia w pracy potrafiłam przysnąć.
Nikt nie potrafi mnie zrozumieć, nikt nie potrafi zrozumieć tego co
czuję. Chłopak mnie zostawił mówiąc krótkie " staraj się nad
tym panować ", gdy opowiedziałam mu co czuję, a matka powiedziała,
że jak zwykle wymyślam Znajomym nie opowiadam, bo nie zrozumieją.. z
resztą ciężko mi o tym mówić i właśnie dlatego piszę.
Chciałam jeszcze wspomnieć o tym, że boję się ludzi. Boję się
pójść do sklepu, gdy nie jest samoobsługowy, poprosić o cokolwiek.
Boję się iść ulicą, bo czuję, że wszyscy na mnie patrzą. Boję się
spojrzeć komukolwiek w oczy. Boję się zadzwonić do kogokolwiek jeśli
nie jest to osoba, którą znam.. od razu pocą mi się ręce i serce wali
jak młot. Boję się nawet pójść do restauracji i poprosic o coś
kelnera. Z pracą też zawsze miałam problemy, gdyz bałam się cokolwiek
powiedzieć, bo co jesli powiem coś głupiego? Przecież mnie wyśmieją.
Ja nie chce tak żyć!
Mam również różne natręctwa. Gdy idę po schodach muszę na ostatni
nadepnąć tą nogą co na pierwszy, bo inaczej muszę wejść po schodach
jeszcze raz. Gdy dotknę jedną ręką policzka, muszę drugą zrobić to
samo. Z mruganiem oczami mam to samo, i z dziwnymi ruchami brwi. Wciaż
ruszam nogą, nie kontroluję tego, ot taki tik.
I jeszcze jedno, jestem strasznie niedowartościowana, chyba stąd te moje
problemy. Zaczynając od braku uczuć ze strony rodziców, kończąc na
sporych wymaganiach i oczekiwaniach ze strony partnerów. Pragnę być
kochana i podziwiana, a nie otrzymuję tego.
Dużo by opowiadać na temat mojego życia.
Jestem na drugim roku resocjalizacji, z której chcę zrezygnować. Przez lęki i nerwice zawaliłam 3 egzaminy, poprawki mam w połowie września, a i praktyk nie mam odbytych, gdyż bałam sie tam pójść
Nie mam siły walczyć.
Prosiłabym o pomoc. Jaki jest mój stan? Czy jest to nerwica? Chciałabym
również zapytać do kogo mam się udać po pomoc?
Serdecznie pozdrawiam i oczekuję na odpowiedź.
Piszę, ponieważ nie radzę sobie z problemami i szukam jakiejkolwiek
pomocy. Nie wiem czy udać się do psychologa czy do psychiatry.
Otóż, jak domniemam moja historia zaczyna się 10 lat temu, gdy
dowiaduję się, że moi rodzice rozwodzą się. Wtedy cały świat spadł
mi na głowę i nie mogłam sobie poradzić z myślą, że już nie będzie
tak jak dawniej. Przestałam się uśmiechać, rozmawiać z rodziną,
znajomymi ( było mi wstyd, że mnie to spotkało ). Dopiero jakieś dwa
lata temu oswoiłam się z myślą, że rodzice już razem nie będą. To
jest straszne, że aż tyle czasu potrzebowałam by się z tym oswoić.
Najgorsze było i jest to, że nie wiadomo u kogo być gdy chce się
spędzać w tym samym momencie czas z jednym i z drugim rodzicem. Ale
przechodząc do meritum, tak naprawdę rodzice nigdy nie okazywali mi
miłości ani zainteresowania. Mimo to są moimi rodzicami i kocham ich,
bezwarunkowo. Ojciec przez całe życie praktycznie się nie odzywa, a
matka.. cóż matka odkąd tylko pamiętam mówiła mi, że jestem
beznadziejna i że nic w życiu nie osiągnę, nigdy mnie nie przytuliła,
nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha, zawsze byłam najgorsza i
cokolwiek ja powiedziałam było złe. Zostawiła nas, odchodząc do innego
faceta, kazała sprzedać nasze mieszkanie i dać jej połowę pieniędzy.
Wtedy właśnie wylądowałam u babci I tak mieszkam tu już 6 lat. Jest
źle, okropnie .. babcia gada na matkę, matka na ojca, ojciec na matkę
itd.. A ja przez te wszystkie lata muszę tego wysłuchiwać.
Na chwilę obecną nic nie sprawia mi przyjemności. Wstaję z łóżka,
bo muszę. Pracuję i studiuję, do pracy muszę chodzić na nocki, gdyż w
nocy nie mogę spać, bo mam milion złych myśli w głowie, a studiować
już mi się nie chce Właśnie zepsuł sie mój związek. Przez kogo?
Przeze mnie. Przez moją chorobliwą zazdrość, z którą nie potrafię
walczyć Tak było od zawsze, wszystkie moje związki psuły się przeze
mnie, były toksyczne. Gdy mój partner nie odzywał się do mnie dłużej
niż godzinę, już miałam przed oczami scenariusz, że na pewno mnie
zdradza. Miewam huśtawki nastrojów. Potrafię się z czegoś cieszyć, a
za chwilę złapać totalny dół i płakać. Od euforii po przygnębienie.
Tak jest ładnych parę lat. Jestem osobą bardzo wrażliwą i empatyczną.
Wszystko mnie boli. Jestem również wymagająca i tego też nie mógł
znieść mój facet. Najgorsze też dla niego było to, że wciaż się
obrażam, z byle powodu... ma rację ale nad tym też nie potrafię
zapanować.
Kilka razy miałam myśli samobójcze, jednak coś nie pozwalało mi tego
zrobić.
Wszystko mnie denerwuje. Np. gdy ktoś mlaszcze, siorbie, je zupę i
uderza łyżką o zęby.. mogę dostać furii z tego powodu. Gdy ktoś
przerywa mi gdy mówię, lub gdy ma inne zdanie niż ja.
Albo ostatnio, mój facet jadł kiełbasę z grilla i trzymał widelec w
sposób, który mi się nie podobał.. zrobiłam mu przez to straszną
aferę. Nie chciałam tego.
Miałam takie chwile, że potrafiłam powiedzieć, że nienawidzę, by
chwilę potem przeprosić i powiedzieć, że kocham. Byliśmy razem ponad
pół roku, a zrywałam z nim chyba z sześć razy Potem żałowałam i
wracaliśmy do siebie.
Jestem strasznie nerwowa. Teraz też czuję poddenerwowanie, nawet nie
wiem z jakiego powodu. To wyniszcza mnie od środka.
Głowa boli mnie praktycznie codziennie, czuję kołatanie serca, a
najgorsze jest uczucie gdy słyszę bicie mojego serca, jakbym miała zaraz
umrzeć Mam problemy ze snem.
Byłam u lekarza parę miesięcy temu, miałam robione ekg ale nic nie
wykazało. Ciśnienie miałam wówczas 186/110. Lekarz przepisał mi
bellergot, ale nie uspokajał mnie on, poza tym, że szybko zasypiałam,
nawet w ciągu dnia w pracy potrafiłam przysnąć.
Nikt nie potrafi mnie zrozumieć, nikt nie potrafi zrozumieć tego co
czuję. Chłopak mnie zostawił mówiąc krótkie " staraj się nad
tym panować ", gdy opowiedziałam mu co czuję, a matka powiedziała,
że jak zwykle wymyślam Znajomym nie opowiadam, bo nie zrozumieją.. z
resztą ciężko mi o tym mówić i właśnie dlatego piszę.
Chciałam jeszcze wspomnieć o tym, że boję się ludzi. Boję się
pójść do sklepu, gdy nie jest samoobsługowy, poprosić o cokolwiek.
Boję się iść ulicą, bo czuję, że wszyscy na mnie patrzą. Boję się
spojrzeć komukolwiek w oczy. Boję się zadzwonić do kogokolwiek jeśli
nie jest to osoba, którą znam.. od razu pocą mi się ręce i serce wali
jak młot. Boję się nawet pójść do restauracji i poprosic o coś
kelnera. Z pracą też zawsze miałam problemy, gdyz bałam się cokolwiek
powiedzieć, bo co jesli powiem coś głupiego? Przecież mnie wyśmieją.
Ja nie chce tak żyć!
Mam również różne natręctwa. Gdy idę po schodach muszę na ostatni
nadepnąć tą nogą co na pierwszy, bo inaczej muszę wejść po schodach
jeszcze raz. Gdy dotknę jedną ręką policzka, muszę drugą zrobić to
samo. Z mruganiem oczami mam to samo, i z dziwnymi ruchami brwi. Wciaż
ruszam nogą, nie kontroluję tego, ot taki tik.
I jeszcze jedno, jestem strasznie niedowartościowana, chyba stąd te moje
problemy. Zaczynając od braku uczuć ze strony rodziców, kończąc na
sporych wymaganiach i oczekiwaniach ze strony partnerów. Pragnę być
kochana i podziwiana, a nie otrzymuję tego.
Dużo by opowiadać na temat mojego życia.
Jestem na drugim roku resocjalizacji, z której chcę zrezygnować. Przez lęki i nerwice zawaliłam 3 egzaminy, poprawki mam w połowie września, a i praktyk nie mam odbytych, gdyż bałam sie tam pójść
Nie mam siły walczyć.
Prosiłabym o pomoc. Jaki jest mój stan? Czy jest to nerwica? Chciałabym
również zapytać do kogo mam się udać po pomoc?
Serdecznie pozdrawiam i oczekuję na odpowiedź.