A ja wciąż poszukuję znieczulacza. Alkohol porzuciłam bez większego żalu, nie chcę go. Fajki nie wchodzą w grę. Relaksacja mi nie pomaga. Drugiej, bliskiej osoby nie posiadam i nie wiem czy kiedykolwiek będę miała taką, z którą będę na jednej fali. Brak snu to rozwiązanie krótkotrwałe. Olewanie wszystkiego? Nie umiem. "To nie idzie" jak to mawiała pewna Niemka. Melisa na mnie także nie działa.
Ano i leki. Nie brałam. Ale cholernie mnie odrzuca.
Jednym słowem z popularniejszych rzeczy jakie mi przychodzą do głowy, nic. A jeśli chodzi o sytuacje życiowe, znieczula mnie czasem sytuacja która jest dla mnie emocjonująca. Potem paradoksalnie nieraz jestem odważniejsza, po owym przebytym "szoku". Ale to i tak nie to.
I jak tu żyć, człowieku?
Cytat:Od teraz chyba do wszystkich moich postów będę dodawał źródła
Nie chciało mi się tego czytać. mt005
Niby marihuana jest najbezpieczniejszym? narkotykiem ale jej skutki uboczne są gorsze od tych po alkoholu pitego w umiarze.
Już po jednym zapaleniu można zostać schizofrenikiem...
Mnie głód na znieczulacze dopada w okresie jesieni i trwa do wiosny, niestety w tym roku również mnie dopadł i co drugi dzień wypijam kilka piw przed snem żeby się lepiej poczuć i zasnąć. Najgorsze jest jednak to że znowu ciągnie mnie do narkotyków, nawet mimo tego że przez ćpanie zmieniła mi się osobowość. I tak od kwietnia jestem czysty ale teraz codziennie myślę o tym żeby przyćpać.
Alkohol pogłębia u mnie stany depresyjne (może poza niewielką ilością piwa ), skutecznie, acz na krótko, znieczulają mnie środki uspokajające, muzyka i ekhm...seks ops:
Nie piję (dobra, zdarza się, ale dla smaku. Kiedy nie mam tragicznych dni jestem hedonistą, bo drobne przyjemności jeszcze jestem w stanie odczuć), nie palę, nie ćpam (pomijając prochy zapisane przez lekarza), za to piszę albo uciekam w planowanie tego, co napiszę.
Przeżywanie historii bohaterów, swoich własnych jak i tych rąbniętych z jakiegoś innego świata (fanfiction) bardzo ładnie wyłącza rzeczywistość. Wybebeszanie się twórczo nad klawiaturą wydusza z człowieka wszystkie soki, ale potem, obok odparzonych palców, zostaje tylko zmęczenie. Poczucie bezsilności na kilka godzin idzie do diabła.
Potem wraca, ale zawsze można napisać więcej.
Singu napisał(a):Wybebeszanie się twórczo nad klawiaturą wydusza z człowieka wszystkie soki, ale potem, obok odparzonych palców, zostaje tylko zmęczenie. Poczucie bezsilności na kilka godzin idzie do diabła.
Potem wraca, ale zawsze można napisać więcej.
To znaczy, że długo ciągnięty wysiłek intelektualny (jakim jest składanie zdań, żeby się kupy trzymały, o konspekcie utworu nie wspominając) wymęczy człowieka równie solidnie, co kilka godzin biegania. Jak się jest wystarczająco wykończonym, to nie ma miejsca na cokolwiek poza zwyczajnym zmęczeniem. Czyli chwilą ulgi.
Człowiek jednak odpocznie, wraz z nim mózg i durne myśli wraz z podłą, czarną chmurą depresji nadciągną ponownie.