05 Gru 2011, Pon 0:14, PID: 281909
Wszystko, czyli nic. To jest ta sama myśli, tylko inaczej wypowiedziana.
05 Gru 2011, Pon 0:14, PID: 281909
Wszystko, czyli nic. To jest ta sama myśli, tylko inaczej wypowiedziana.
05 Gru 2011, Pon 1:46, PID: 281929
Jest w tym jakaś głębsza logika... Ale ja miałem namyśli dosłownie wszystko...
05 Gru 2011, Pon 11:00, PID: 281944
Robienie z siebie podnóżka i szmaty nie ma nic wspólnego z wielkim uczuciem. Cóż, niektórym kobietom się taki obrót spraw opłaca, więc witają te bzdurne słowa z radością.
05 Gru 2011, Pon 12:33, PID: 281948
@Pan Foka
Jakaś mądra wypowiedź w końcu. Ale chyba niektórzy faceci też to lubią (wnioskuje z wypowiedzi na forum). Ja jestem w stanie zrobić dużo, ale w pewnych granicach. Zresztą moja dziewczyna powinna być dużą dziewczynką i radzić sobie sama i tylko czasem uroczo poprosić o pomoc hihi
05 Gru 2011, Pon 12:47, PID: 281949
Wszelki efekt uniżenia bierze się z samooceny ,która z kolei owocuje tym ,że facet jest niezaradnym frajerem co skutkuje tym ,że facet nie jest atrakcyjny dla kobiet. Koło czoło. Najgorsze ,że niektórzy lubią się pławić w tym samobiczowaniu, zamiast spróbować podwyższyć samoocenę i liczą ,że kiedyś jakiejś się spodoba takie połączenie fotela, bankomatu i wibratora.
08 Gru 2011, Czw 14:08, PID: 282363
Pan Foka napisał(a):Robienie z siebie podnóżka i szmaty nie ma nic wspólnego z wielkim uczuciem.gdzie jest granica? dla jednego robieniem z siebie szmaty bedzie to, ze raz na tydzien wyniesie smieci drugi zdolny jest do wiekszych poświęcen... i dobrze mu z tym wiec gdzie te granice drodzy Panowie? (i Panie?)
08 Gru 2011, Czw 15:06, PID: 282376
maciek333 napisał(a):gdzie jest granica?Wydaje mi się, że granica jest płynna i elastyczna, że nie ma sensu jej sztywno ustalać. Dobrze by było umieć ją samemu ustawiać każdorazowo, stosownie do sytuacji. wg. własnej oceny i pozostając otwartym na dialog. Na pewno nie warto robić z siebie ofiary. Podoba mi się jak o 'poświęcaniu się' pisze Scott Peck w 'Droga rzadziej wędrowana'. Pisze np. tak: Cytat:'..czasami lepiej jest nie dawać wtedy, gdy trzeba, niż dawać wtedy, gdy nie trzeba, a sprzyjanie niezależności jest bliższe miłości niż opiekowanie się tymi, którzy sami mogą zadbać o siebie.' Cytat:'Kiedykolwiek myślimy, że robimy coś dla kogoś, zawsze w pewien sposób wypieramy się własnej odpowiedzialności. Cokolwiek czynimy, czynimy dlatego, że taki był nasz wybór, którego sami dokonaliśmy, ponieważ uznaliśmy go za najlepszy. Jeśli czynimy coś dla drugiej osoby, to dlatego, że zaspokaja to naszą potrzebę.'
08 Gru 2011, Czw 15:08, PID: 282378
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Gru 2011, Czw 15:11 przez uno88.)
Granica leży w samoocenie. Czyny to tylko objawy. Samoocenę ustala się na podstawie bardzo wielu czynników. Ktoś z niską będzie skłonny do uniżeń, większego inwestowania w związek, będzie bardziej się jego trzymał, nie przyjmował do wiadomości jego końca i będzie cierpiał znacznie bardziej po rozstaniu. Więc jeśli czyimś uprzejmościom w stosunku to partnera przyświeca myśl: on/ona jest moim całym światem; bez niej/niego umrę; gdyby nie on/ona to nie miałbym po co żyć, to krzyż na drogę. A jeśli jesteś facetem ,który czasem pomyśli: ona tak dużo daje z siebie, pomogę jej, podzielimy się obowiązkami, ja będę wyrzucał śmieci i odkurzał, ona itd. Granica jest wyraźna ,ale tylko ,gdy zajrzysz głęboko w motywy. Ważniejsze nie co się robi, ale dlaczego.
13 Gru 2011, Wto 22:55, PID: 283460
uno88 napisał(a):Granica leży w samoocenie (...)Ktoś z niską będzie skłonny do uniżeń, większego inwestowania w związek, będzie bardziej się jego trzymał, nie przyjmował do wiadomości jego końca i będzie cierpiał znacznie bardziej po rozstaniu.Uprzejmie pozwolę sobie zaprzeczyć, kwestia osobnicza. Równie prawdopodobny jest taki mechanizm: niska samoocena -> lęk przed odrzuceniem -> potrzeba rozwalenia związku (najczęściej nieświadoma) -> eskapizmy/sabotowanie... \ : --- A wracając do tematu...dostałem fuchę karpiarza c : , ogłuszanie ofiar młotkiem ku uciesze marketowych klientów. Pierwsza myśl - lęk i kłucie w żołądku, nie dam rady (młotkiem nie trafię/ nad rybą się zlituję, będzie 1500 osób a ja pokaz urządzę rodem z Jaśka Fasoli ). Druga myśl - lęk i niemal przerażenie... Trzecia myśl- siedem dni i trzysta ofiar ; D Idę jutro na rozmowę. Spróbuję.
23 Maj 2012, Śro 11:35, PID: 302789
uno88 napisał(a):Granica leży w samoocenie. Czyny to tylko objawy. Samoocenę ustala się na podstawie bardzo wielu czynników. Ktoś z niską będzie skłonny do uniżeń, większego inwestowania w związek, będzie bardziej się jego trzymał, nie przyjmował do wiadomości jego końca i będzie cierpiał znacznie bardziej po rozstaniu. czyżby tylko samoocena byla kluczem do wytlumaczenia kwestii chęci do wielkich poświęceń w zwiazku....? Trudno mi w to uwierzyć... choc nie ma też dowodów że tak nie jest.
24 Maj 2012, Czw 20:52, PID: 302958
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24 Maj 2012, Czw 21:00 przez uno88.)
Wg. mnie im silniejsze Ego tym mniej chęci na wielkie poświęcenie. Ludzie robią coś dlatego ,że mają w tym interes (pragnienia, potrzeby) ,albo dlatego ,że tego wymaga od nich otoczenie ,nakazy moralne i ta cała reszta ,która mieści się w superego. Mężczyzna ,który nie porzuca chorej żony robi to z biologicznej potrzeby opiekowania się ,a kobieta ,która nie zostawia kalekiego ,niedołężnego męża robi to bo boi się napiętnowania społecznego. W obu przypadkach jednostki z silnym ego będą się spełniać z kochankami i wszyscy zadowoleni. To mój punkt widzenia ,który nie uwzględnia miłości i uczuć wyższych ponieważ ja sam w nie nie wierzę. Im większe poczucie własnej wartości tym większa potrzeba realizowania popędów Id bez zwracania uwagi na to co ludzie powiedzą i bez chęci bycia Matką Teresą z Kalkuty. Zżynam z psychoanalizy i taki jest mój pogląd na tę sprawę. Rzeczywistość może być pewnie różna ,a na pewno trudna do zweryfikowania. W końcu nigdy nie możemy być pewni motywów ludzkiego działania. Z góry uprzedzam ,że nie zamierzam polemizować z osobami wierzącymi w wielką miłość. Mijałoby się to z celem ,gdyż opinia na tę sprawę to bardziej kwestia światopoglądowa ,a nie wiedza faktyczna.
24 Maj 2012, Czw 22:07, PID: 302962
chyba slabo zzynasz z tej psychoanalizy. osoby z wybujalym ego, ktore zachowuja sie tak jak mowisz, czyli odznaczaja sie brakiem empatii, to osoby mocno narcystyczne, u ktorych ja realne i idealne ulegly zlaniu sie, wiec takie osoby nie sa w stanie dostrzegac rzeczywistosci, a wszystkie swoje poczynania sa w stanie usprawiedliwiac tym, ze sa idealni. problem tych osob polega na tym, ze ich ego jest slabo zintegrowane, bo nierzeczywiste, a samoocena niesamowicie chwiejna, co mialoby byc skutkiem rozszczepieniowego postrzegania swojego ja...
osoby z wiekszym, prawidzwym poczuciem wartosci nie sa narcystyczne
29 Maj 2012, Wto 23:44, PID: 303237
uno88 napisał(a):Mężczyzna ,który nie porzuca chorej żony robi to z biologicznej potrzeby opiekowania się ,a kobieta ,która nie zostawia kalekiego ,niedołężnego męża robi to bo boi się napiętnowania społecznegoWięc po co dany mężczyzna czy kobieta zawierali związek...? Żeby być fajnymi? Co ludzie powiedzą? I że niby w razie choroby zajmują się tym drugim ze współczucia? A jeśli nie mieliby takich biologicznych czy społecznych skrupułów to powinni porzucić, bo się zepsuło? O.o Nie rozumiem tego w ogóle, dla mnie to czysty nonsens. Jeżeli ktoś nie wierzy w miłość to nie wiem dlaczego miałby być w związku. A co do tematu to chyba większość z panów nie zrozumiała pytania w ogóle... Być może autorce i to chodziło o czym tu mowa, ale to jest i tak błędna interpretacja. Aż by się chciało zaśpiewać: Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy? Straszliwy brak szacunku z niektórych postów wyczuwam. Przecież tu nie chodzi o kupowanie biżuterii za 100 tysięcy ani nie o usługiwanie na każdym kroku o.O Poświęcenie mimo wszystko też nie jest dobre, bo to fanatyzm, a nie miłość.
30 Maj 2012, Śro 15:19, PID: 303265
Różnica poglądów -nie będę się nad tym rozwodził
Co do tego ,że panowie nie rozumieją tematu i okazują brak szacunku to dlatego bo temat brzmi: "Chłopaki, co jesteście w stanie zrobić dla swoich kobiet...?" Tak jednostronnie i roszczeniowo nazwany temat jednych będzie drażnił ,a inni nie potraktują go poważnie. Związek to sztuka kompromisu ,a nie wzbudzania w tylko jednej ze stron jakichś powinności. Pewnie mało kto czyta od samego początku by zrozumieć co autor miał na myśli. Liczy się to napisane największymi literami. Jakby temat brzmiał: "Co jesteśmy w stanie zrobić dla ukochanej osoby?" to i dyskusja wyglądałaby nieco inaczej. Gdzie te prawdziwe, empatyczne kobiety ,które spróbują zrozumieć zanim skrytykują? Ehhhhh
30 Maj 2012, Śro 15:31, PID: 303269
Nie różnica poglądów, po prostu chciałabym "zrozumieć zanim skrytykuję" dlaczego ludzie według ciebie zawierają związek jeżeli nie ma miłości. Ot, proste pytanie.
30 Maj 2012, Śro 20:11, PID: 303284
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30 Maj 2012, Śro 21:01 przez uno88.)
Kwestia ,może leży w tym ,że Ty nazywasz miłością to co dla mnie nią nie jest. Naukowcy twierdzą ,że ta chemia trwa od 2 do 4 lat. Potem się kończy. Dla mnie ,wychowanego na bajkach Disneya coś co trwa tak żałośnie krótko i jest warunkowe, nie zasługuje na miano miłość. Przykładem prawdziwej miłości jest ta rodzicielska ,która często po prostu trwa całe życie. Więc skoro znam wiele par, związków ,które się rozpadały po 2-3 latach (przy dobrym układzie) to znaczy ,że Ci ludzie byli ze sobą z powodów innych ,niż miłość. Jakich? Zauroczenie, zaślepienie, fascynacja, potrzeby, norma społeczna ,no i w końcu ,może wydawało się im ,że to jest miłość. W dzisiejszych ,wolnych czasach również ludzie częściej się rozwodzą. To znaczy ,że są ze sobą przez te pierwsze sielankowe kilka lat ,a potem przy pierwszych poważniejszych problemach idą na łatwiznę i kończą. Ten popularny zwyczaj świetnie pokazuje ,że ludzie nie są skłonni do poświeceń. Bo łatwo poświęcać się w imię uczucia, znacznie trudniej jest się poświęcić ,aby to uczucie i związek ratować. Ciekawym jest fakt ,że miażdżąca większość pozwów rozwodowych jest składana własnie przez kobiety. Lubiące przecież rozprawiać o uczuciach ,prawdziwej miłości i chętnie pytające się mężczyzn o to ,co oni by poświęcili dla swych kobiet... Nawet jak zrozumiesz, to nie krytykuj. W końcu każdy ma prawo do swojego zdania ,a ja Ci swojego narzucać ani myślę.
09 Paź 2012, Wto 13:41, PID: 319627
uno88 napisał(a):Naukowcy twierdzą ,że ta chemia trwa od 2 do 4 lat. Potem się kończy. Dla mnie ,wychowanego na bajkach Disneya coś co trwa tak żałośnie krótko i jest warunkowe, nie zasługuje na miano miłość. Przykładem prawdziwej miłości jest ta rodzicielska ,która często po prostu trwa całe życie . 2-4 lata trwa okres wielkiej fascynacji i pożądania. Dlatego czy to wielka miłosc przekonujemy sie już po tych 4 latach... |
|