29 Paź 2011, Sob 17:27, PID: 277918
Jesteśmy w gimnazjum i od dwóch lat się przyjaźnimy. We wrześniu szkolna psycholog stwierdziła u niej właśnie to zaburzenie.
Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak, bo ona potrafiła przyjaźnić się tylko ze mną, choć rozmawiała z innymi, miałyśmy te same koleżanki, ale kiedy ja np. na przerwie oderwałam się od niej i rozmawiałam z nimi, to nie odzywała się cały dzień, często płakała. Zupełnie nie potrafi panować nad emocjami i często wybucha płaczem w dziwnych momentach.
Tak naprawdę, to w pierwszym roku naszej znajomości było całkiem ok, ale w tym roku szkolnym na początku mieliśmy klasową wycieczkę 5-dniową i aż się przeraziłam jej stanem. Wszyscy się przestraszyli, bo ona całe dnie bez przerwy płakała, w uciekała z zajęć grupowych tak po prostu, nagle, i zamykała się w łazience albo płakała na łóżku. Wszyscy pytali mnie, co się dzieje, ale ja nie wiedziałam - ona po prostu nie potrafi zatrzymać łez. Ale co się działo, że musiała je powstrzymywać?!
Bardzo dużo opowiadała mi o tym, co czuje, i kiedyś jeszcze mniej więcej potrafiłam jej pomóc, doradzić, ale w pewnym momencie to się skończyło. Wiedziałam, że ona potrzebuje porady psychologa, psychiatry, nie wiem, nie znam się na tym. Czasem np. mówiła mi, że żeby przejść przez motelowy pokój z jej łóżka do drzwi i dobiec do łazienki, czuła, jakby musiała przeciskać się przez ogromny tłum, który jej nienawidzi. Co można w takim momencie odpowiedzieć 13-letniej dziewczynie?!
Dowiedziała się o tym nasza wychowawczyni - znalazła ją zapłakaną w łazience. Rozmawiały i pani postanowiła powiedzieć o problemie jej mamie, która też jest dość specyficzna. Prawie w ogóle nie ma kontaktu z córką, a jeżeli ma, to tylko kontroluje jej pracę. Z opowiadań mojej przyjaciółki wygląda mi na to, że jej mama próbuje zachowywać się jak dobra matka, ale bierze to jak instrukcję, w której musi spełniać po kolei punkty: dziecko ma mieć zapewnioną edukację - jest, ma chodzić na jakieś zajęcia dodatkowe jak inne dzieci - jest, ma mieć jakąś przyjaciółkę - jest. W wychowaniu córki ominęła tylko jej emocje. Zupełnie nie widzi, co się dzieje z jej córką, a kiedy psycholog poprosiła ją o terapię rodzinną, wyśmiała ją i stwierdziła, że problem leży tylko w dziecku.
Wiem, że nie postawiłam żadnego pytania ani nic, ale po prostu czułam potrzebę wyrzucenia z siebie tego wszystkiego - brzemię tego zaburzenia poniekąd spoczywa też na mnie.
Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak, bo ona potrafiła przyjaźnić się tylko ze mną, choć rozmawiała z innymi, miałyśmy te same koleżanki, ale kiedy ja np. na przerwie oderwałam się od niej i rozmawiałam z nimi, to nie odzywała się cały dzień, często płakała. Zupełnie nie potrafi panować nad emocjami i często wybucha płaczem w dziwnych momentach.
Tak naprawdę, to w pierwszym roku naszej znajomości było całkiem ok, ale w tym roku szkolnym na początku mieliśmy klasową wycieczkę 5-dniową i aż się przeraziłam jej stanem. Wszyscy się przestraszyli, bo ona całe dnie bez przerwy płakała, w uciekała z zajęć grupowych tak po prostu, nagle, i zamykała się w łazience albo płakała na łóżku. Wszyscy pytali mnie, co się dzieje, ale ja nie wiedziałam - ona po prostu nie potrafi zatrzymać łez. Ale co się działo, że musiała je powstrzymywać?!
Bardzo dużo opowiadała mi o tym, co czuje, i kiedyś jeszcze mniej więcej potrafiłam jej pomóc, doradzić, ale w pewnym momencie to się skończyło. Wiedziałam, że ona potrzebuje porady psychologa, psychiatry, nie wiem, nie znam się na tym. Czasem np. mówiła mi, że żeby przejść przez motelowy pokój z jej łóżka do drzwi i dobiec do łazienki, czuła, jakby musiała przeciskać się przez ogromny tłum, który jej nienawidzi. Co można w takim momencie odpowiedzieć 13-letniej dziewczynie?!
Dowiedziała się o tym nasza wychowawczyni - znalazła ją zapłakaną w łazience. Rozmawiały i pani postanowiła powiedzieć o problemie jej mamie, która też jest dość specyficzna. Prawie w ogóle nie ma kontaktu z córką, a jeżeli ma, to tylko kontroluje jej pracę. Z opowiadań mojej przyjaciółki wygląda mi na to, że jej mama próbuje zachowywać się jak dobra matka, ale bierze to jak instrukcję, w której musi spełniać po kolei punkty: dziecko ma mieć zapewnioną edukację - jest, ma chodzić na jakieś zajęcia dodatkowe jak inne dzieci - jest, ma mieć jakąś przyjaciółkę - jest. W wychowaniu córki ominęła tylko jej emocje. Zupełnie nie widzi, co się dzieje z jej córką, a kiedy psycholog poprosiła ją o terapię rodzinną, wyśmiała ją i stwierdziła, że problem leży tylko w dziecku.
Wiem, że nie postawiłam żadnego pytania ani nic, ale po prostu czułam potrzebę wyrzucenia z siebie tego wszystkiego - brzemię tego zaburzenia poniekąd spoczywa też na mnie.