15 Gru 2011, Czw 2:00, PID: 283776
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Kwi 2012, Czw 20:52 przez bułkownik.)
...
15 Gru 2011, Czw 2:03, PID: 283778
Wow, jeszcze nie widziałem tak długiego postu - jutro to przeczytam - na pewno odpowiem
15 Gru 2011, Czw 19:25, PID: 283900
Sama walka już czyni cię wygranym. Nie wydaje mi się, abyś się poddał (choćby dlatego, że nam to napisałeś). Życie nie jest sprawiedliwie, to fakt. Na początku pisałeś, że możesz wszystko, nie musisz zważać na problemy innych, masz cel. To był dobry początek, ale źle go teraz interpretujesz (lub w tamtym czasie). Myśląc o nieszczęściach (również nie dotyczących ciebie) "nastrajasz" się na nie i doświadczasz czegoś przykrego. Opis twojego życia to płynięcie z prądem, za cel obrałeś sobie standardowe, ogólnie przyjęte normy. To nie jest twój cel. Niczyim celem nie jest coś takiego. Masz, lub kiedykolwiek przejawiałeś jakieś zainteresowania? Rozwijałeś je? Wiązałeś z nimi przyszłość?
Być może masz racje, że to życie dla samego życia (wnioskując tylko z tego opisu, bo nic więcej o tobie nie wiem), ale to oznacza tylko tyle, aby zacząć od nowa. Nie pasuje ci to - pierwszy powód. Na twój problem zapewne większość poleci ci psychologa, ja też, bo warto spróbować. Jeśli samemu jest ciężko sobie z czymś poradzić to pomoc może mieć nieopisane skutki. Nie ma sensu siedzieć i dać sobie spokój. Jeśli zależy ci na tym to już dobrze. Nawet jeśli nie widzi się od razu rozwiązania jakiejś sytuacji to nie znaczy, że jej nie ma. Nie wiem czy lubisz takie 'klimaty', ale mogę polecić na koniec książki typu "Transfering". Ja czytałam je niepewnie, ale po zagłębieniu się widzę, że ma to sens i faktycznie życiem kieruję ja, nikt inny. Może i człowiek ma gdzieś zapisany scenariusz życia, ale nie jest to zbyt szczegółowe, można go więc przeżyć na tyle sposobów ile jesteś w stanie sobie wyobrazić. No nic, mam nadzieję, że na takiej bezczynności nie pozostaniesz. Na forum znajdziesz osoby z podobnymi problemami, zachęcam do udzielania się w innych tematach - może coś pomocnego znajdziesz, a może to ty komuś pomożesz Pozdrawiam.
15 Gru 2011, Czw 20:53, PID: 283916
Jeśli walczysz szczerze to da to rezultaty, a w końcu wygrasz. Stwierdzenie, że nigdy nie jest za późno nie jest puste jakby się mogło wydawać. Nie jest powiedziane, że coś tracimy na stałe. Trudno to tak ogólnikowo napisać pewnie, ale w większości sytuacji tak właśnie jest. Tyle, że nie staramy się doszukiwać różnych wyjść, widzimy tylko jedno, zazwyczaj dla nas najgorsze.
Sens życia w teorii - coś o tym wiem. Jestem pewna, że nie tylko ja. Nawet ludzie bez takich problemów o jakich mówimy na forum też się z tym borykają. To takie robienie sobie na złość. Wiesz co sprawi ci przyjemność, wiesz co możesz, czego byś chciał, a jednak nie robisz nic. A co z rodziną? Przestaliście się kontaktować po prostu? Jeśli mieliście kiedyś dobre kontakty to może jest między wami bariera, która się wytworzyła po tym wszystkim, ale można ją zniszczyć. Obcy ludzie też mimo wszystko są potrzebni, większość denerwuje, ale nie każdy jest ideałem. Ich ty też możesz czymś denerwować. Być może nie trafiłeś na "swoich" ludzi zwyczajnie i żyjesz w nieodpowiednim dla ciebie środowisku. Mogę tak sobie gdybać, radzić i w ogóle dać receptę na szczęście, ale sama też nic nie robię. To ten główny problem. Bezczynność.
16 Gru 2011, Pią 2:28, PID: 283953
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16 Gru 2011, Pią 2:41 przez masterblaster.)
@bułkownik
Może to nieco zabrzmi jakbym był nawiedzony ale Twoja historia jest dla mnie przykładem potwierdzającym, że istota rozumna jaką jest (albo raczej może być) człowiek potrzebuje nade wszystko duchowego/psychicznego rozwoju. Bez tego wszystko inne traci sens i zionie pustką. Pisząc "rozwój duchowy" nie mam na myśli niczego co mogło by być w jakimkolwiek stopniu "oderwane" od rozumu. Osobiście przed totalnym zamętem ratuję się książkami. Mógłbym polecić trzy szczególnie cenne dla mnie pozycje: "Atlas zbuntowany" - Ayn Rand, "Droga rzadziej wędrowana" M. Scott Peck, "Optymizmu można się nauczyć.." Martin E.P. Seligman edit: Seligman udowadnia, że można skutecznie pozbywać się 'wyuczonej bezradności'
20 Gru 2011, Wto 22:53, PID: 284576
Cytat:istota rozumna jaką jest (albo raczej może być) człowiek potrzebuje nade wszystko duchowego/psychicznego rozwoju. Bez tego wszystko inne traci sens i zionie pustkąmoże i zionie pustką, ale jaką czasami przyjemną, albo, co bardziej śmieszne, przynosząca korzyści materialne. zionie pustką jedynie wtedy, gdy się zbytnio analizuje swoje niepowodzenia i porażki, i nie wyciąga wniosków, a jedynie nadal tkwi w przeszłości. to tak jakbyś zakładał, że osoby nie zastanawiające się nad sensem swojego życia <łeee jakie to patetycznie tandetne> tylko bawiące się codziennością, innymi, odczuwają pustkę <ten hedonizm, egoizm itd. powinny chyba świadczyć o "niedorozwoju" duchowym/itp.> chociaż nie wiem, co w tym wypadku oznacza rozwój duchowy i w jakim kierunku się odbywa, Twoim zdaniem. tak, tak- taki standard- mojej rodzinki unikam specjalnie. i z przyjaciółmi też miałam szczęście. szkoda, że każdego dnia moje "utopijne ideały" toną. i jak się tu odnaleźć...
21 Gru 2011, Śro 1:57, PID: 284621
julka napisał(a):zionie pustką jedynie wtedy, gdy się zbytnio analizuje..Nie wiem, nie dostrzegłem związku analizowania bądź jego braku z uczuciem pustki. julka napisał(a):.. tak jakbyś zakładał, że osoby nie zastanawiające się nad sensem swojego życia (...) tylko bawiące się codziennością, (...), odczuwają pustkęNic podobnego nie przyszło mi do głowy. Rozwój duchowy nie musi mieć wiele wspólnego z analizowaniem i rozmyślaniem. Spontaniczna intuicja również potrafi być wartościowym wsparciem. Pojmowania umysłu mz. nie warto zawężać do ograniczonego pola świadomych myśli i funkcji samego tylko mózgu. Rozwój duchowy mz. to chyba wychodzenie ponad kolejne poziomy abstrakcji, w których mam jakiś problem. Dążenie do wewnętrznego porządku i harmonii, do doskonałej akceptacji siebie i świata. Tak mniej więcej (chyba nie mam tego jakoś doprecyzowanego do końca). Może to jest trochę tak, że kiedy się nie rozwijamy duchowo, to umysł się w końcu nudzi i popada w jakąś apatię, tak jak dziecko, które ma dosyć starych zabawek i nic go już nie cieszy. Zamiast mieć trochę pieniędzy, można zdobywać więcej pieniędzy, zamiast mieszkać w domu można mieć 5 domów, zamiast jednego znajomego można zdobyć ich dziesiątki. Zamiast bawić się raz do roku, można bawić się co chwilę na innej imprezie itd. ale zabawki ciągle zasadniczo pozostają te same. Może dlatego potrzebujemy jakiegoś ciągłego rozwoju ponad to wszystko, aby móc na stare rzeczy patrzeć zawsze świeżym spojrzeniem. Wtedy chyba można nawet odpuścić sobie bieganie za kolejnymi wersjami 'starych zabawek'. Staram się w miarę sensownie opisywać co myślę ale nie mam do tego talentu i chyba nigdy nie jestem pewien na ile mi się to udaje
21 Gru 2011, Śro 14:57, PID: 284655
za to ja wiem, gdzie popełniłam błąd- chyba pomyliłam rozwój intelektualny z duchowym. uważam, że jest chociażby minimalny związek pomiędzy zbytnim analizowaniem swoich niepowodzeń( te słowa były w poprzednim poście kluczowe) i znowu nie wyciąganiem wniosków takich, jak należałoby, a poczuciem pustki. jak ktoś nie analizuje tylko "idzie do przodu", to pustki nie będzie. ale to baaaardzo szeroki temat i każdy tutaj ma własny sposób widzenia <co rozumie przez ten rozwój duchowy, co przez pustkę etc.>, i znowu- moja kolej- nie widzę związku między nudą, apatią a zdobywaniem kolejnych/ tych samych, jak twierdzisz, korzyści. to wynika z nudy? w takim razie poziom akceptacji to pozostawanie biernym- bo skoro te same zabawki, to po co sięgać po więcej?
hm, nie czytam żadnych książek, które "mówią" o rozwoju duchowym, więc całkiem możliwe, że myślę nielogicznie....
22 Gru 2011, Czw 2:57, PID: 284774
julka napisał(a):jak ktoś nie analizuje tylko "idzie do przodu", to pustki nie będzie.Hmm.. ok, analizowanie może skupiać uwagę na uczuciu pustki (jeśli ono występuje), ale mz. nie ma w tym nic złego dopóki nie czujemy się z tym bezradni (np. z powodu tendencyjnego stylu wyjaśniania). Nieanalizowanie nie sprawia, że ta pustka przestaje istnieć. Przypadki, o których czytałem albo znam jakoś z życia wskazują na to, że sam brak analizowania nie tyle chroni przed uczuciem pustki co zwyczajnie odwraca od niego uwagę i 'odracza' moment świadomej konfrontacji na dalszy termin. Analizowanie dopuszcza to uczucie do świadomości, ale chyba równie dobrze może pozostawać nieuświadomione przez długi czas (jednocześnie dając się we znaki). Analizowanie mz. nawet jeśli nie przynosi spodziewanego rozwiązania, wiąże się z pewną uważnością i świadomością, co mz. chroni przed zupełnie totalną pustką ('uczucie pustki' kojarzy mi się z ignorancją i nieświadomością).
22 Gru 2011, Czw 8:12, PID: 284781
Cytat:Analizowanie mz. nawet jeśli nie przynosi spodziewanego rozwiązania, wiąże się z pewną uważnością i świadomością, co mz. chroni przed zupełnie totalną pustką ('uczucie pustki' kojarzy mi się z ignorancją i nieświadomością). Uwierz mi że ja mam dosyć ignoranckie podejście do pewnych spraw i nie czuje pustki, a analizując wszystko dojdziemy do wyjaśnienia że przecież i tak umrzemy, a skoro umrzemy to po co się starać i wpadniemy w depresje i wtedy sami wpadamy w bagno. Ale świadome analizowanie realne to pewnie ma dobre strony jednak trzeba uważać żeby nie robić tego tendencyjnie.
03 Lut 2012, Pią 2:07, PID: 291072
coz, widze ze slabo czytales te ksiazki
03 Lut 2012, Pią 10:01, PID: 291073
Skoro wiesz już, że "wszystko Twoja wina" to masz punkt wyjścia do pracy nad sobą. Skoro "problem tkwi w Tobie samym" - tylko Ty możesz go rozwiązać. Teraz potrzebujesz sposobu i wzmocnienia, żeby tego dokonać. W tym celu ludzie idą na terapię. To faktycznie pomaga. I nie taka straszna, jak ją malują, ale dziwnie ciężko się wybrać. Tonący brzytwy się chwyta, tym bardziej terapii. Widocznie nie toniesz. Jak zaczniesz, zbierz całą energię, jaką poświęcasz na marudzenie lub próby samounicestwienia - i rusz dupę. Powodzenia.
|
|