20 Mar 2012, Wto 23:03, PID: 295462
Nie wiem, czy taki temat tu pasuje...dobra, nieważne:
Więc od kiedy zaczęłam mieć swoje przeróżne problemy przechodzę jakby od jednego stanu do drugiego. Najpierw, kiedy uświadomiłam sobie to wszystko, to oczywiście totalne załamanie itd. Ale mimo to miałam coś w głowie, że chcę z tym walczyć. Jako, że nic mi się nie udawało wszystko przerodziło się w depresję, obłęd i epizodyczne samookaleczanie się. A teraz jestem całkowicie obojętna na wszystko. Nic mnie nie cieszy ani nie smuci jakoś szczególnie( nawet jeśli to te silne emocje szybko się wypalają), nie mam motywacji absolutnie do niczego i pewnie gdybym mogła, to odcięłabym się całkiem i przyjęła rolę biernego obserwatora otaczającej mnie rzeczywistości. Bardziej pałętam się niż prawdziwie żyję.
Nie obchodzi mnie czy będzie ze mną lepiej czy gorzej.
Może ktoś ma/miał podobnie? I wie jak z tego wyjść, a przynajmniej zdobyć choć trochę chęci do działania czy chociażby życia...
Więc od kiedy zaczęłam mieć swoje przeróżne problemy przechodzę jakby od jednego stanu do drugiego. Najpierw, kiedy uświadomiłam sobie to wszystko, to oczywiście totalne załamanie itd. Ale mimo to miałam coś w głowie, że chcę z tym walczyć. Jako, że nic mi się nie udawało wszystko przerodziło się w depresję, obłęd i epizodyczne samookaleczanie się. A teraz jestem całkowicie obojętna na wszystko. Nic mnie nie cieszy ani nie smuci jakoś szczególnie( nawet jeśli to te silne emocje szybko się wypalają), nie mam motywacji absolutnie do niczego i pewnie gdybym mogła, to odcięłabym się całkiem i przyjęła rolę biernego obserwatora otaczającej mnie rzeczywistości. Bardziej pałętam się niż prawdziwie żyję.
Nie obchodzi mnie czy będzie ze mną lepiej czy gorzej.
Może ktoś ma/miał podobnie? I wie jak z tego wyjść, a przynajmniej zdobyć choć trochę chęci do działania czy chociażby życia...