13 Wrz 2012, Czw 18:43, PID: 316191
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16 Wrz 2012, Nie 12:42 przez dante.)
tak piszę, bo pozytywnych przypadków nigdy dość. nie będę się rozwlekał, mam 23 lata, zmieniło się sporo myślę, wyglądało to tak:
- kiedyś (jeszcze jakieś dwa, trzy, cztery lata temu): b. duża nieśmiałość, wycofanie, niechęć stres i unikanie sytuacji towarzyskich, zerowe życie towarzyskie, brak znajomych etc, duża samotność, ciągłe bycie nieszczęśliwym, myśli samobójcze ciągnące się tak z pięć lat (bez poważnych prób) i ogólnie taka łajzowatość i brak własnego ja, b. niska samoocena, czasem miewałem mocne zamuły, alkoholu też nadużywałem. ale jak trzeba było coś załatwić czy coś z ludźmi załatwić to to robiłem. myślę że fobii nie miałem, tylko tak jak wyżej opisałem.
- dzisiaj (jakoś tak od roku, ponad): jestem po prostu szczęśliwy, mam wspaniałą dziewczynę, cudowną i wyjątkową, znacznie lepiej radzę sobie z kontaktami z ludźmi, odnalazłem trochę siebie, mam swoje upodobania, zdanie, plany, szacunek do własnej osoby, wyższa samoocena, skończyłem studia 1. stopnia i zrobiłem prawo jazdy, znalazłem robotę, póki co na jakiś czas ale możliwe że zostanę na dłużej, potrafię się cieszyć, z sytuacjami i relacjami społecznymi/towarzyskimi jest lepiej, czyli wszystko ogólnie pozytywnie i do przodu.
- jak to się stało: myślę, że głównie dzięki mojej ukochanej, dała mi siłę, szczęście, miłość (i to taką totalnie, totalnie bezwarunkową). poza tym, że jest wspaniała to miała sporo problemów, nie była też za bardzo wytrzymała psychicznie więc chcąc nie chcąc ja się musiałem stać silniejszy żeby dbać o nią. (teraz jest znacznie lepiej, myślę, że mi też udało się ją w pewnym stopniu zmienić i umocnić) potrzebowała silnego, zdecydowanego faceta więc musiałem się zmienić dla niej. oczywiście są inne czynniki, to że zaczęło mi się układać w życiu na innych polach też jest ważne, to, że chciałem zmian, ale myślę, że to od niej się zaczęło i to właśnie jej bardzo, bardzo wiele zawdzięczam.
- po co to piszę: bo jeszcze całkiem niedawno, te dwa lata temu, w okresie mocnej tzw. "czarnej d*py" nie wierzyłem że coś się zmieni, byłem nastawiony totalnie pesymistycznie i naprawdę chciałem przestać żyć (bo po co się męczyć całe życie skoro tak się męczę). i dosyć nagle wszystko się zmieniło, totalnym przypadkiem i zupełnie niespodziewanie. ostatnią rzeczą jakiej bym się spodziewał to szczęście, chciałem zmiany, moje życie i sytuacja zupełnie mi się nie podobały i nie odpowiadały, nie wiedziałem jak przeprowadzić zmianę, nie wierzyłem w zmianę. a wszystko stało się samo, jakoś tak naturalnie i samoistnie potoczyło.
więc - nie mam cudownego przepisu na zmiany, każdy jest inny, mi bardzo pomogło znalezienie najbliższej osoby a komuś innemu może wcale by to nie pomogło. nie wiem, każdy musi znaleźć swoją drogę. chciałem tylko przekazać, że choćby było nie wiem jak źle to trzeba pamiętać że przyszłość może układać się naprawdę różnie, życie pisze różne scenariusze i może za rok, albo trzy albo i dziesięć ty też możesz być szczęśliwy/a chociaż dzisiaj totalnie w to nie wierzysz. oczywiście, cały czas staraj się zmieniać na lepsze, ale nawet jeśli nie masz zupełnie siły, to po prostu żyj, i czekaj, i zobacz co się wydarzy. bo może akurat wydarzy się sporo dobrego.
---
PS tak sobie przypomniałem o jednej rzeczy chyba ważnej. jeszcze zanim poznałem moją dziewczynę kategorycznie skończyłem z myślami samobójczymi. ponad dwa lata temu była moja ostatnia próba, nie była poważna ale ją odchorowałem - cały dzień leżałem w łóżku i dochodziłem do siebie. jak tak leżałem, pomyślałem sobie, że skoro jestem taka miękka buła, że nie potrafię się zabić chociaż już tyle myślę o tym i pragnę, to znaczy, że już się nie zabiję. i muszę skończyć z tymi myślami bo są bez sensu. i tak zrobiłem. no a jak już wiesz, że się nie zabijesz to musisz żyć, nie masz wyjścia, i musisz jakoś to życie poprawiać sobie. nie ma wyjścia.
---
a tu jeszcze pozytywny filmik - Sunscreen - Everybody's free to wear sunscreen - napisy PL
- kiedyś (jeszcze jakieś dwa, trzy, cztery lata temu): b. duża nieśmiałość, wycofanie, niechęć stres i unikanie sytuacji towarzyskich, zerowe życie towarzyskie, brak znajomych etc, duża samotność, ciągłe bycie nieszczęśliwym, myśli samobójcze ciągnące się tak z pięć lat (bez poważnych prób) i ogólnie taka łajzowatość i brak własnego ja, b. niska samoocena, czasem miewałem mocne zamuły, alkoholu też nadużywałem. ale jak trzeba było coś załatwić czy coś z ludźmi załatwić to to robiłem. myślę że fobii nie miałem, tylko tak jak wyżej opisałem.
- dzisiaj (jakoś tak od roku, ponad): jestem po prostu szczęśliwy, mam wspaniałą dziewczynę, cudowną i wyjątkową, znacznie lepiej radzę sobie z kontaktami z ludźmi, odnalazłem trochę siebie, mam swoje upodobania, zdanie, plany, szacunek do własnej osoby, wyższa samoocena, skończyłem studia 1. stopnia i zrobiłem prawo jazdy, znalazłem robotę, póki co na jakiś czas ale możliwe że zostanę na dłużej, potrafię się cieszyć, z sytuacjami i relacjami społecznymi/towarzyskimi jest lepiej, czyli wszystko ogólnie pozytywnie i do przodu.
- jak to się stało: myślę, że głównie dzięki mojej ukochanej, dała mi siłę, szczęście, miłość (i to taką totalnie, totalnie bezwarunkową). poza tym, że jest wspaniała to miała sporo problemów, nie była też za bardzo wytrzymała psychicznie więc chcąc nie chcąc ja się musiałem stać silniejszy żeby dbać o nią. (teraz jest znacznie lepiej, myślę, że mi też udało się ją w pewnym stopniu zmienić i umocnić) potrzebowała silnego, zdecydowanego faceta więc musiałem się zmienić dla niej. oczywiście są inne czynniki, to że zaczęło mi się układać w życiu na innych polach też jest ważne, to, że chciałem zmian, ale myślę, że to od niej się zaczęło i to właśnie jej bardzo, bardzo wiele zawdzięczam.
- po co to piszę: bo jeszcze całkiem niedawno, te dwa lata temu, w okresie mocnej tzw. "czarnej d*py" nie wierzyłem że coś się zmieni, byłem nastawiony totalnie pesymistycznie i naprawdę chciałem przestać żyć (bo po co się męczyć całe życie skoro tak się męczę). i dosyć nagle wszystko się zmieniło, totalnym przypadkiem i zupełnie niespodziewanie. ostatnią rzeczą jakiej bym się spodziewał to szczęście, chciałem zmiany, moje życie i sytuacja zupełnie mi się nie podobały i nie odpowiadały, nie wiedziałem jak przeprowadzić zmianę, nie wierzyłem w zmianę. a wszystko stało się samo, jakoś tak naturalnie i samoistnie potoczyło.
więc - nie mam cudownego przepisu na zmiany, każdy jest inny, mi bardzo pomogło znalezienie najbliższej osoby a komuś innemu może wcale by to nie pomogło. nie wiem, każdy musi znaleźć swoją drogę. chciałem tylko przekazać, że choćby było nie wiem jak źle to trzeba pamiętać że przyszłość może układać się naprawdę różnie, życie pisze różne scenariusze i może za rok, albo trzy albo i dziesięć ty też możesz być szczęśliwy/a chociaż dzisiaj totalnie w to nie wierzysz. oczywiście, cały czas staraj się zmieniać na lepsze, ale nawet jeśli nie masz zupełnie siły, to po prostu żyj, i czekaj, i zobacz co się wydarzy. bo może akurat wydarzy się sporo dobrego.
---
PS tak sobie przypomniałem o jednej rzeczy chyba ważnej. jeszcze zanim poznałem moją dziewczynę kategorycznie skończyłem z myślami samobójczymi. ponad dwa lata temu była moja ostatnia próba, nie była poważna ale ją odchorowałem - cały dzień leżałem w łóżku i dochodziłem do siebie. jak tak leżałem, pomyślałem sobie, że skoro jestem taka miękka buła, że nie potrafię się zabić chociaż już tyle myślę o tym i pragnę, to znaczy, że już się nie zabiję. i muszę skończyć z tymi myślami bo są bez sensu. i tak zrobiłem. no a jak już wiesz, że się nie zabijesz to musisz żyć, nie masz wyjścia, i musisz jakoś to życie poprawiać sobie. nie ma wyjścia.
---
a tu jeszcze pozytywny filmik - Sunscreen - Everybody's free to wear sunscreen - napisy PL