11 Paź 2012, Czw 19:18, PID: 320067
Witam. Od kilku miesięcy walczyłem żeby zebrać siły i iść do psychologa. Czytałem wiele pozytywnych opinii na temat pierwszej wizyty, więc i ja postanowiłem spróbować. Każdy krok w kierunku gabinetu pani psycholog był dla mnie jak bitwa. W końcu usiadłem na fotelu i ... Starałem się jak najdokładniej opisać problem. Każde słowo musiałem wypychać z gardła,jakby ważyło kilka ton. Długo się przygotowywałem do tego co mam powiedzieć , dlatego w ogóle coś z siebie wydusiłem. Pani psycholog, po moim słowotoku ,stwierdziła że nic na razie nie zrobi, a na kolejnej wizycie (za 2 tygodnie,pozdrawiam nfz) skupi się na problemach doraźnych. Pożegnała mnie z uśmiechem i wyszedłem... przez 5 minut , w drodze do auta, myślałem co w ogóle się stało. Czułem się dosłownie zgwałcony psychicznie. Po takim czasie walki, pokładanej nadziei, wszystko to spadło i roztrzaskało się o beton. Kim jestem ,że nie można mi poświecić nawet 20 minut? (wizyta trwała nie dłużej niż kwadrans...) Nie mówiąc już ,że po raz pierwszy w życiu otworzyłem się przed obcą osobą... czuję się rozbity , załamany i bez szans na lepsze jutro...