07 Gru 2014, Nie 19:13, PID: 424254
Witam
Nazywam sie Sebastian, mam 17 lat. Aktualnie uczeszczam do liceum.
Od dluzszego czasu, okolo poltora roku pojawily sie u mnie dosyc widoczne leki przed szkola. Pierwotnie ujawnialy sie za pomoca poteznego stresu przed wyjsciem do szkoly, calkowicie bez powodu, zadne mysli mi przy tym nie towarzyszyly, o tak sobie... Potem przeistoczylo sie to cos na wzor nawyku, czy to weekend, czy inny dzien wolny od szkoly - budze sie, wita mnie stres. Doszlo do tego, ze przez takie zachowania nie zdalem roku (pierwotnie bylem w technikum). Teraz trafilem na naprawde bardzo dobra klase, nie mam ku niej jakichkolwiek zarzutow, kadra pedagogiczna na medal, lecz stresory sie utrzymuja. Chce sie zaczac uczyc, a w ten przybywa moj najblizszy przyjaciel - stres i cala nauka na marne, nie moge sie na niczym skupic, wszystko od razu zapominam. Taka kolej rzeczy napedza kolejne stresory - "jutro szkola, a ja dalej niczego nie umiem", stres napedza stres i kolo destrukcji zamyka sie. Co do rowiesnikow, nie mam problemu rozmawiania z nimi, nie obawiam sie kontaktow miedzyludzkich, leki sporo poprawily (pierw setralina, ale po okolo 8 miesiacach przestala dzialac, aktualnie biore tianeptyne). Ale jak zaczne myslec o nauce, o szkole, mimo, ze widze, iz mam sporo czasu (dajmy na to, sprawdzian we wtorek, jest sobota), mowie sobie "dam rade, materialu nie ma duzo, a czasu sporo", biore ksiazke i wszystko sie powtarza. To jakbym juz "wyuczyl" sie, ze nauka musi objawic sie stresem. Nie obawiam sie tego, co pomysla o mnie rowiesnicy, prawde powiedziawszy - nie przepadam za towarzystwem, natomiast ku mojemu zdziwieniu czasami przeraza mnie mysl, co pomysli sobie nauczyciel, chociaz to jest calkowicie absurdalne. Badzmy szczerzy, go bardziej obchodzi co bedzie mial na obiad, niz ma osoba, lecz mimo to stalo sie to kolejnym problemem w mojej dziurawej psychice. Nie wiem co mam juz z tym wszystkim poczac, najlepiej bym zostal gdzies w moim malym, przytulnym domku i nigdzie nie wychodzil, uczyl sie tak dla siebie, a nie dla sprawdzenia.
Myslalem takze o indywidualnym nauczaniu, ale tu wlaczyla sie lampka "co pomysli nauczyciel, przeciez bedzie musial poswiecic swoj wolny czas na mnie, a to tylko problem", przez co mysle, ze mimo, jakoby sie takie rozwiazanie udalo, to bym sobie cos w glowce, znowu, przestawil i to takze stalo sie stresorem.
Naprawde dziekuje kazdemu, kto dotrwal do konca moich wypocin. Z gory dziekuje za wszystkie odpowiedzi i milego wieczoru
Nazywam sie Sebastian, mam 17 lat. Aktualnie uczeszczam do liceum.
Od dluzszego czasu, okolo poltora roku pojawily sie u mnie dosyc widoczne leki przed szkola. Pierwotnie ujawnialy sie za pomoca poteznego stresu przed wyjsciem do szkoly, calkowicie bez powodu, zadne mysli mi przy tym nie towarzyszyly, o tak sobie... Potem przeistoczylo sie to cos na wzor nawyku, czy to weekend, czy inny dzien wolny od szkoly - budze sie, wita mnie stres. Doszlo do tego, ze przez takie zachowania nie zdalem roku (pierwotnie bylem w technikum). Teraz trafilem na naprawde bardzo dobra klase, nie mam ku niej jakichkolwiek zarzutow, kadra pedagogiczna na medal, lecz stresory sie utrzymuja. Chce sie zaczac uczyc, a w ten przybywa moj najblizszy przyjaciel - stres i cala nauka na marne, nie moge sie na niczym skupic, wszystko od razu zapominam. Taka kolej rzeczy napedza kolejne stresory - "jutro szkola, a ja dalej niczego nie umiem", stres napedza stres i kolo destrukcji zamyka sie. Co do rowiesnikow, nie mam problemu rozmawiania z nimi, nie obawiam sie kontaktow miedzyludzkich, leki sporo poprawily (pierw setralina, ale po okolo 8 miesiacach przestala dzialac, aktualnie biore tianeptyne). Ale jak zaczne myslec o nauce, o szkole, mimo, ze widze, iz mam sporo czasu (dajmy na to, sprawdzian we wtorek, jest sobota), mowie sobie "dam rade, materialu nie ma duzo, a czasu sporo", biore ksiazke i wszystko sie powtarza. To jakbym juz "wyuczyl" sie, ze nauka musi objawic sie stresem. Nie obawiam sie tego, co pomysla o mnie rowiesnicy, prawde powiedziawszy - nie przepadam za towarzystwem, natomiast ku mojemu zdziwieniu czasami przeraza mnie mysl, co pomysli sobie nauczyciel, chociaz to jest calkowicie absurdalne. Badzmy szczerzy, go bardziej obchodzi co bedzie mial na obiad, niz ma osoba, lecz mimo to stalo sie to kolejnym problemem w mojej dziurawej psychice. Nie wiem co mam juz z tym wszystkim poczac, najlepiej bym zostal gdzies w moim malym, przytulnym domku i nigdzie nie wychodzil, uczyl sie tak dla siebie, a nie dla sprawdzenia.
Myslalem takze o indywidualnym nauczaniu, ale tu wlaczyla sie lampka "co pomysli nauczyciel, przeciez bedzie musial poswiecic swoj wolny czas na mnie, a to tylko problem", przez co mysle, ze mimo, jakoby sie takie rozwiazanie udalo, to bym sobie cos w glowce, znowu, przestawil i to takze stalo sie stresorem.
Naprawde dziekuje kazdemu, kto dotrwal do konca moich wypocin. Z gory dziekuje za wszystkie odpowiedzi i milego wieczoru