14 Wrz 2013, Sob 18:54, PID: 363393
Piszę tutaj ponieważ naszły mnie nowe myśli związane z moją sytuacją, a ponieważ na tym forum wszyscy mamy podobne problemy, większość z Was pewnie będzie wiedzieć o co chodzi.
Otóż chodzi o introwersję. Fobia społeczna, nieśmiałość, osobowość unikająca, introwersja, jak dla mnie są to bardzo podobne przypadłości. Niby definicje są inne, ale tak naprawdę z każdą z tych rzeczy żyje się podobnie (tak mi się wydaje).
Otóż wróciłem z wycieczki szkolnej (5-dniowej), i mogę powiedzieć że moja energia do życia wynosi 0. Męczą mnie ludzie. Oni wszyscy potrafią bez problemu gadać o pierdołach w nieskończoność. Nie lubię przebywać w dużym towarzystwie (tym bardziej 40-osobowym), bo najczęściej gada się o bzdetach, a żebym nie został określony jako dziwny gość, który się nie odzywa, jestem zmuszony coś wymyślać, co jest dla mnie wyjątkowo męczące. Zdecydowanie wolę pogadać z kimś bliskim sam na sam, wtedy jest to dla mnie naturalne i przyjemne. Jak to wygląda w szkole ? Szkoła jest codziennie, widzę się tymi ludźmi codziennie przez 8 godzin, po lekcjach siedzę w domu i się uczę, jak każdy. Nic się specjalnego nie dzieje, więc gada się na płytkie tematy. Ludzie widzą jak u mnie z tym jest, więc generalnie w klasie uważa się że "nie ogarniam" i takie tam. Uważają że nie chcę się z nimi integrować, więc traktują mnie jak powietrze, jestem niewidzialny, jednakże na ich miejscu postąpiłbym tak samo. Po co mają usiłować się ze mną dogadać, skoro mogą bez problemu dogadać się z innymi ? Miałem tak prędzej czy później w każdej szkole. Teraz jestem w 3kl. liceum i chcę ją jak najszybciej skończyć.
Sprawę ratuje mój ziomek, z którym dogaduję się bez problemu. Tak po prostu. Widzimy się nie rzadziej niż raz w tygodniu (w wakacje mniej więcej co 2 dni), uważam że jest to idealna ilość. Znajduję u niego zrozumienie i jest spoko.
Jestem introwertykiem na 100%, bo przejawiam wszystkie cechy. To nie jest tak, że nie potrzebuję kontaktów społecznych, bo właśnie ich potrzebuję, ale w małych ilościach. Nie zależy mi na płytkich znajomościach bo uważam że to bez sensu, liczą się dla mnie tylko prawdziwi przyjaciele.
Kiedy są wakacje i mogę robić co chcę, spotykam się z kilkoma znajomymi raz na dwa dni i to mi wystarcza. W ten sposób odpoczywam, a później idę do szkoły i odechciewa mi się już po dwóch dniach.
W teście liebowitza wychodzi mi 77 punktów.
Co o tym sądzicie ?
Czy też męczy Was siedzenie w szkole ?
Czy mając fobię społeczną, jesteście też introwertykami ?
Jak według Was ma się fobia społeczna do introwersji ?
Otóż chodzi o introwersję. Fobia społeczna, nieśmiałość, osobowość unikająca, introwersja, jak dla mnie są to bardzo podobne przypadłości. Niby definicje są inne, ale tak naprawdę z każdą z tych rzeczy żyje się podobnie (tak mi się wydaje).
Otóż wróciłem z wycieczki szkolnej (5-dniowej), i mogę powiedzieć że moja energia do życia wynosi 0. Męczą mnie ludzie. Oni wszyscy potrafią bez problemu gadać o pierdołach w nieskończoność. Nie lubię przebywać w dużym towarzystwie (tym bardziej 40-osobowym), bo najczęściej gada się o bzdetach, a żebym nie został określony jako dziwny gość, który się nie odzywa, jestem zmuszony coś wymyślać, co jest dla mnie wyjątkowo męczące. Zdecydowanie wolę pogadać z kimś bliskim sam na sam, wtedy jest to dla mnie naturalne i przyjemne. Jak to wygląda w szkole ? Szkoła jest codziennie, widzę się tymi ludźmi codziennie przez 8 godzin, po lekcjach siedzę w domu i się uczę, jak każdy. Nic się specjalnego nie dzieje, więc gada się na płytkie tematy. Ludzie widzą jak u mnie z tym jest, więc generalnie w klasie uważa się że "nie ogarniam" i takie tam. Uważają że nie chcę się z nimi integrować, więc traktują mnie jak powietrze, jestem niewidzialny, jednakże na ich miejscu postąpiłbym tak samo. Po co mają usiłować się ze mną dogadać, skoro mogą bez problemu dogadać się z innymi ? Miałem tak prędzej czy później w każdej szkole. Teraz jestem w 3kl. liceum i chcę ją jak najszybciej skończyć.
Sprawę ratuje mój ziomek, z którym dogaduję się bez problemu. Tak po prostu. Widzimy się nie rzadziej niż raz w tygodniu (w wakacje mniej więcej co 2 dni), uważam że jest to idealna ilość. Znajduję u niego zrozumienie i jest spoko.
Jestem introwertykiem na 100%, bo przejawiam wszystkie cechy. To nie jest tak, że nie potrzebuję kontaktów społecznych, bo właśnie ich potrzebuję, ale w małych ilościach. Nie zależy mi na płytkich znajomościach bo uważam że to bez sensu, liczą się dla mnie tylko prawdziwi przyjaciele.
Kiedy są wakacje i mogę robić co chcę, spotykam się z kilkoma znajomymi raz na dwa dni i to mi wystarcza. W ten sposób odpoczywam, a później idę do szkoły i odechciewa mi się już po dwóch dniach.
W teście liebowitza wychodzi mi 77 punktów.
Co o tym sądzicie ?
Czy też męczy Was siedzenie w szkole ?
Czy mając fobię społeczną, jesteście też introwertykami ?
Jak według Was ma się fobia społeczna do introwersji ?