24 Paź 2013, Czw 18:55, PID: 368362
Niby mam licencjat. Orłem na studiach nie byłam, ale znajomi z tym samym papierem chwytają ładne posadki w zawodzie. Wiem, że znalazłoby się coś zgodnego z moim "wykształceniem" (filologia obca). Byłaby to idealna praca dla fobika/ aspołeczniaka (ja to chyba raczej to drugie). W biurze, bez ludzi, tylko ja i słownik, albo jeszcze lepiej: w domu! tylko ja, słownik i kot
- praca zdalna.
No ale najpierw tę pracę trzeba zdobyć. A ja w siebie nie wierzę, nie czuję się godna, nie polecam siebie... Po części wynika to z pewnych urazów; np. chciałam dostać się na IV rok tego kierunku na uczelnię znacznie lepszą niż tę, na której robiłam licencjat i nie tylko nie dostałam się, ale wynik rozmowy kwalifikacyjnej był jak strzał w mordę. Dostałam 20%.
Stąd nietrudno się domyślić, że rozmowa kwalifikacyjna poszłaby mi pewnie podobnie. To było jedno z najbardziej upokarzających wydarzeń w moim życiu, a zaznaczam, że na licencjacie nie miałam żadnych problemów, wszystko zaliczałam w pierwszych terminach etc.
I tak chcę podjąć pracę, więc jeśli nie znajdę pracy zgodnej z "wykształceniem", to podejmę "zwykłą" czyli w sklepie, w kuchni, w restauracji, będę roznosić ulotki. Ale to mnie wk.uwia,bo przecież nie po to poszłam na studia! Chyba boję się kolejnego strzału w mordę po którym już naprawdę mogę zacząć wątpić w swoje umiejętności i jak to zwykle bywa po traumach, zacząć hodować demony w stylu "Ty zawsze..." / "Ty nigdy..." (wszak do tworzenia patologicznych myśli typu zawsze/nigdy, wystarczają 2 traumatyczne sytuacje i już mamy regułę, do której dorabiamy sobie 3, 4, 5, ... etc. sytuację wywartą już na zasadzie samospełniającej się przepowiedni- rozumiecie mechanizm?).
Z jednej strony czuję się niegodna dobrej pracy, z drugiej sama pcham się w pracę gorszą...
________________
To ja może odpiszę sobie sama, zanim ktoś inny to zrobi, tak jak odpisałabym drugiej osobie.
1.Należy doceniać to co się ma, być świadomym swoich umiejętności, nawet niewielkich i zawsze zaczynać drogę do celu tam, "gdzie małpy rzuciły piłkę". Tak więc 20% (chociaż jest upokorzeniem dla studenta który powinien otrzymać ich z 80) to jednak jak by nie było 1/5 celu. Coś już umiemy, a teraz trzeba się udoskonalać. Skoro studia nie wystarczyły do uzyskania świetnego poziomu, należy iść na kurs, albo w domu samemu zrobić sobie kurs (czytać, pisać na forach, uczyć się słówek, nawiązać na skypie kontakt z native speakerem).
2. Racjonalizacja. W celu ochrony przed demonami "Ty-Zawsze/Ty-Nigdy/Ty-Wszystko/Ty-Nic" należy podejmować małe wyzwania i spełniać je, by to one utworzyły regułę do której przyzwyczai się nasz mózg. Np. zaplanować cotygodniowe testy z 50 nowych słówek, zaznaczać sobie poprawne odpowiedzi i przyzwyczajać swój umysł: "Zrobiłam sobie już 10 testów. Każdy z nich zaliczyłam na 95-100%. Jestem więc dobrze zorganizowana, pojętna, rozwijam się, cokolwiek postanowię- osiągam." (i taką mantrę powtarzamy po każdym zaliczonym teściku).
3. Racjonalizacja II. Od czasu ukończenia licencjatu do czasu egzaminu wstępnego minął rok- trochę zdążyłam zapomnieć, trochę nerwy, trochę fakt, że jednak podrzędna szkółka to nie ten sam poziom co dobra szkoła.
Nie piszę tego wszystkiego, by się usprawiedliwiać, lecz żeby nabrać odpowiedniego i optymistycznego podejścia do rozgrzebywania wspomnianego wyżej strzału w mordę i ew. następny strzał potraktować równie racjonalnie. Uczyć się, choćby mi odmówili na 10 kolejnych rozmowach kwalif. zamiast dać się zahukać i zagrzebać problem, jak to się zwykle robi z traumami...
4. Stawianie sobie celów: nie otrzymam od razu 90%, ale w ciągu najbliższych kilku miesięcy mogę poprawić mój poziom języka o trochę. Obrazowo powiedzmy, że dobić do 30%. Potem będą następne etapy.
5. TRZEBA STALE PODTRZYMYWAĆ ODPOWIEDNI SPOSÓB MYŚLENIA.
Tu: 20% jako 1/5 pokonanej drogi do celu (wiem, naciągane, nieważne),
zamiast: 20% jako dowód nieodwracalnego kretynizmu
Ciekawe co by na to powiedzieli specjaliści od pozytywnego myślenia czy też rozwoju osobistego. Oni niby często posługują się takimi historyjkami "from zero to hero".

No ale najpierw tę pracę trzeba zdobyć. A ja w siebie nie wierzę, nie czuję się godna, nie polecam siebie... Po części wynika to z pewnych urazów; np. chciałam dostać się na IV rok tego kierunku na uczelnię znacznie lepszą niż tę, na której robiłam licencjat i nie tylko nie dostałam się, ale wynik rozmowy kwalifikacyjnej był jak strzał w mordę. Dostałam 20%.
Stąd nietrudno się domyślić, że rozmowa kwalifikacyjna poszłaby mi pewnie podobnie. To było jedno z najbardziej upokarzających wydarzeń w moim życiu, a zaznaczam, że na licencjacie nie miałam żadnych problemów, wszystko zaliczałam w pierwszych terminach etc.
I tak chcę podjąć pracę, więc jeśli nie znajdę pracy zgodnej z "wykształceniem", to podejmę "zwykłą" czyli w sklepie, w kuchni, w restauracji, będę roznosić ulotki. Ale to mnie wk.uwia,bo przecież nie po to poszłam na studia! Chyba boję się kolejnego strzału w mordę po którym już naprawdę mogę zacząć wątpić w swoje umiejętności i jak to zwykle bywa po traumach, zacząć hodować demony w stylu "Ty zawsze..." / "Ty nigdy..." (wszak do tworzenia patologicznych myśli typu zawsze/nigdy, wystarczają 2 traumatyczne sytuacje i już mamy regułę, do której dorabiamy sobie 3, 4, 5, ... etc. sytuację wywartą już na zasadzie samospełniającej się przepowiedni- rozumiecie mechanizm?).
Z jednej strony czuję się niegodna dobrej pracy, z drugiej sama pcham się w pracę gorszą...
________________
To ja może odpiszę sobie sama, zanim ktoś inny to zrobi, tak jak odpisałabym drugiej osobie.
1.Należy doceniać to co się ma, być świadomym swoich umiejętności, nawet niewielkich i zawsze zaczynać drogę do celu tam, "gdzie małpy rzuciły piłkę". Tak więc 20% (chociaż jest upokorzeniem dla studenta który powinien otrzymać ich z 80) to jednak jak by nie było 1/5 celu. Coś już umiemy, a teraz trzeba się udoskonalać. Skoro studia nie wystarczyły do uzyskania świetnego poziomu, należy iść na kurs, albo w domu samemu zrobić sobie kurs (czytać, pisać na forach, uczyć się słówek, nawiązać na skypie kontakt z native speakerem).
2. Racjonalizacja. W celu ochrony przed demonami "Ty-Zawsze/Ty-Nigdy/Ty-Wszystko/Ty-Nic" należy podejmować małe wyzwania i spełniać je, by to one utworzyły regułę do której przyzwyczai się nasz mózg. Np. zaplanować cotygodniowe testy z 50 nowych słówek, zaznaczać sobie poprawne odpowiedzi i przyzwyczajać swój umysł: "Zrobiłam sobie już 10 testów. Każdy z nich zaliczyłam na 95-100%. Jestem więc dobrze zorganizowana, pojętna, rozwijam się, cokolwiek postanowię- osiągam." (i taką mantrę powtarzamy po każdym zaliczonym teściku).
3. Racjonalizacja II. Od czasu ukończenia licencjatu do czasu egzaminu wstępnego minął rok- trochę zdążyłam zapomnieć, trochę nerwy, trochę fakt, że jednak podrzędna szkółka to nie ten sam poziom co dobra szkoła.
Nie piszę tego wszystkiego, by się usprawiedliwiać, lecz żeby nabrać odpowiedniego i optymistycznego podejścia do rozgrzebywania wspomnianego wyżej strzału w mordę i ew. następny strzał potraktować równie racjonalnie. Uczyć się, choćby mi odmówili na 10 kolejnych rozmowach kwalif. zamiast dać się zahukać i zagrzebać problem, jak to się zwykle robi z traumami...
4. Stawianie sobie celów: nie otrzymam od razu 90%, ale w ciągu najbliższych kilku miesięcy mogę poprawić mój poziom języka o trochę. Obrazowo powiedzmy, że dobić do 30%. Potem będą następne etapy.
5. TRZEBA STALE PODTRZYMYWAĆ ODPOWIEDNI SPOSÓB MYŚLENIA.
Tu: 20% jako 1/5 pokonanej drogi do celu (wiem, naciągane, nieważne),
zamiast: 20% jako dowód nieodwracalnego kretynizmu
Ciekawe co by na to powiedzieli specjaliści od pozytywnego myślenia czy też rozwoju osobistego. Oni niby często posługują się takimi historyjkami "from zero to hero".