05 Lis 2014, Śro 22:11, PID: 419304
Flopy, masz rację z założonym tematem. Ciężko mi to ubrać w słowa, ale mam już 20 lat, to nie moja wina ani zasługa, ale mam poczucie zmarnowanego życia. Moje przewinienia to oszustwa, kłamstwa, lenistwo, tchórzostwo, naiwność. Jestem przerażona życiem, lubię awanturować się z krewnymi nawet bez żadnego powodu, ale siebie też uważam za żałosną postać. Może właśnie dlatego, że uważam, że moje osiągnięcia są zerowe, pozwalam sobie na słowną agresję, bo już mi na niczym ani na nikim nie zależy.
Tyle rzeczy sobie wyobrażałam, mam też pewne osiągnięcia, ale generalnie moje marzenia się nie spełniły. Jeszcze raz zadam to pytanie, czy dorosły, 20-, 30-, 40-letni i nawet starszy człowiek może mieć jakieś marzenia, plany, cele, nawet "szalone", czy to jednak tylko domena dzieciństwa i nastoletniości? Jestem wnerwiona, że w ogóle nie korzystałam w liceum ze swobody, wolności, nie "szalałam", chociaż wtedy mogłoby mnie to do zguby zaprowadzić. "Radość życia"-czy coś takiego jest w ogóle możliwe u dorosłego? Czy mam zrezygnować ze swoich planów, ambicji na zawsze, tylko dożywotnio rachunki i sprzątanie, powolne umieranie i śmierć? Chciałam być archeologiem, ale mogę schować do kieszeni te plany. Lubię czytać książki, gazety, mam taką naturę marzyciela, ale czy to coś złego? Czy dorośli ludzie też mogą być trochę "marzycielscy"? Czy to moja naiwność? Czy muszę raz na zawsze zrezygnować ze wszystkich marzeń, żeby osiągnąć dorosłość w sensie mentalnym, nie-formalnym? Czy dorosłość polega na tym, że wszystkie nasze marzenia, wyobrażenia, fantazje odsuwamy na zawsze w przeszłość i uświadamiamy sobie, że nigdy ich nie zrealizujemy i żyjemy tylko i wyłącznie dniem codziennym? Może to moja naiwność, przepraszam...
Tyle rzeczy sobie wyobrażałam, mam też pewne osiągnięcia, ale generalnie moje marzenia się nie spełniły. Jeszcze raz zadam to pytanie, czy dorosły, 20-, 30-, 40-letni i nawet starszy człowiek może mieć jakieś marzenia, plany, cele, nawet "szalone", czy to jednak tylko domena dzieciństwa i nastoletniości? Jestem wnerwiona, że w ogóle nie korzystałam w liceum ze swobody, wolności, nie "szalałam", chociaż wtedy mogłoby mnie to do zguby zaprowadzić. "Radość życia"-czy coś takiego jest w ogóle możliwe u dorosłego? Czy mam zrezygnować ze swoich planów, ambicji na zawsze, tylko dożywotnio rachunki i sprzątanie, powolne umieranie i śmierć? Chciałam być archeologiem, ale mogę schować do kieszeni te plany. Lubię czytać książki, gazety, mam taką naturę marzyciela, ale czy to coś złego? Czy dorośli ludzie też mogą być trochę "marzycielscy"? Czy to moja naiwność? Czy muszę raz na zawsze zrezygnować ze wszystkich marzeń, żeby osiągnąć dorosłość w sensie mentalnym, nie-formalnym? Czy dorosłość polega na tym, że wszystkie nasze marzenia, wyobrażenia, fantazje odsuwamy na zawsze w przeszłość i uświadamiamy sobie, że nigdy ich nie zrealizujemy i żyjemy tylko i wyłącznie dniem codziennym? Może to moja naiwność, przepraszam...