27 Lis 2019, Śro 8:57, PID: 811527
(25 Lis 2019, Pon 19:23)aureliaglitter napisał(a): Mi natomiast wydaje się, że ja jednak w tej kwestii przede wszystkim mam bardzo duże wymagania wobec samej siebie. Albo raczej pragnienie posiadania, a przede wszystkim kontroli. Nikt niby nie stawia przede mną jakichś szczególnych wymagań, ale ja i tak boję się, że nie spełnię czyichś oczekiwań, które często chyba sama sobie wymyślam.Mam dokładnie to samo na myśli, tylko wyraziłem to w inny sposób. Ja też myślałem podobnymi kategoriami, a to była zwykła potrzeba zrozumienia itd. Im wcześniej zrozumiesz, że nigdy nie uzyskasz całkowitej kontroli i nigdy nie będziesz z siebie w 100% zadowolona z siebie tym lepiej. U mnie praprzyczyną wszystkich kłopotów był alkoholizm w domu rodzinnym. Jest coś takiego jak syndrom DDA i to daje szereg różnych emocjonalnych, wewnętrznych konfliktów. Poczucie niedowartościowania, wstydu, nadmiernej kontroli emocji, problemów z zaufaniem w stosunku do innych ludzi, niedocenianie samego siebie, nawet ukrywanie swoich najlepszych cech/umiejętności i koncentrowanie się na swoich słabościach.
Ja piszę o tym zawyżonym poczuciu własnej wartości, bo jak już wspomniałam, nie mogę znieść, kiedy coś nie idzie po mojej myśli. A tak dzieje się bardzo często, a więc odczuwam ciągłą złość i lęk. Poza tym ciągle wydaje mi się, że tylko ja mam rację, że ja już wszystko wiem (no cóż, przynajmniej w pewnych kwestiach), że to co ja mam do powiedzenia/pokazania jest najbardziej wartościowe... I ogólnie czuję się taka niedoceniona, niezrozumiana itp.
Ja też zawsze chciałem mieć wszystko pod kontrolą wiedzieć co się dzieje, mieć zaplanowane jak najwięcej rzeczy. To pokłosie mojego wypaczonego dzieciństwa, awantur, braku spokoju, oczekiwanie tego co się wydarzy. Czy będzie spokój, czy może ojciec pojedzie na izbę, czy znowu nie wróci po kilkunastu godzinach z rozbitą głową itd. itp. Już w wieku 10, 12 czy 15 lat byłem znacznie "dojrzalszy" niż inni. Szybciej musiałem dorosnąć i lata mojej beztroski, znacznie krócej niż powinny. Płacę za to do dzisiaj. Nie korzystam ze wsparcia terapeutów i nie wiem, czy będę to robił, bo moim zdaniem to pierwotnej przyczyny swoich problemów, lęków, kompleksów każdy może dotrzeć sam, o ile będzie uczciwy względem siebie.
W książce "Przebudzenie" którą przeczytałem i którą uznaje za za absolutnie fantastyczną natrafiłem na ogromną ilość mądrości, bardzo wiele stron z niej zapisałem choć i tak kupię ją w możliwi niedalekiej perspektywie. Nie będę cytował długich fragmentów, ale ten może tutaj pasować: "Możesz zmienić swe zachowanie, ale nie siebie."
Identyfikuję się z tym 100%.
Kluczem do wszystkiego co jest też w niej wielokrotnie powtarzane jest świadomość. Tak się złożyło, że ja ze świadomością nigdy nie miałem problemów. Ona nie istniała rzecz jasna, kiedy piłem. Kiedy myślałem tymi chorymi kategoriami, że koniecznie muszę się zbliżyć do innych, być do nich podobnymi, orientować się w bieżących trendach itd. To nie ma żadnego znaczenia. Trzeba być świadomym, najbardziej samego siebie. To jest klucz. Nie można być do końca świadomym będąc pod wpływem alkoholu, narkotyków czy leków. Najbardziej znam się na tej pierwszej substancji, ale inne działają chyba podobnie. Nie twierdzę, iż są całkowicie negatywne, ale wszystkie one są drogą na skróty. Jak już się wyjdzie z tej ścieżki odurzenia, to okazuje się, że zabłądziliśmy w kompletnie nieznane rejony. Wiem to z autopsji.
Postaraj się dotrzeć do istoty swoich problemów, od czego to się wszystko zaczęło. Bez tego moim zdaniem nie uwolnisz się z własnego więzienia.