09 Lis 2016, Śro 0:23, PID: 593497
No ja chyba chciałbym wszystko co się da kontrolować: psychikę, ciało, emocje....do tego jestem 0-1-kowy. Czyli jak dostrzegam jakiś defekt to jakby uznaję że powinienem się go pozbyć, zlikwidować i do czasu jak tego nie zrobię to powinienem się wycofać, żeby ludzie go nie dostrzegli...
Pamiętam, że jak doszło do mnie, że mogę mieć jakąś nerwicę czy coś w tym stylu to się ucieszyłem...bo to się łączyło z szansą na wycofanie w bezpieczny świat i zajęcie się "defektem". Pierwotnie to tym defektem była reakcja fobiczna, że mam zawstydzoną twarz. Coś jak w erytrofobii.
Tylko że z czasem ja zbudowałem sobie świat wewnętrzny...i generalnie świat fantazji. Jak np: pomyślę o biznesie X czy pracy Y to mam motywację do szukania informacji...w jakimś sensie życia tym pomysłem....Jednak na jakimś etapie zaczynają się fantazje, że już zarabiam, że udzielam wywiadu w gazecie, że opowiadam o tym znajomym itd....i potem pojawi się zniechęcenie i ja nie ruszę. Nie wyjdę poza świat fantazji...i pojawia się frustracja. Często te pomysły są po prostu nie realne....i jak przyjdzie moment że zdam sobie z tego sprawę to znowu pojawia się frustracja. Ale z każdą taką "porażką" moja frustracja i lęk narastają.
Taką samą fantazją, tylko na swój własny temat żyłem podczas terapii. Ja sobie wyobrażałem, że jak już zlikwiduję swój problem, rozwinę się, zostanę mądrzejszy od innych, będę potrafił prowadzić życie mądrzej niż inni, lepsze, szczęśliwsze itd...itp....to wrócę niejako z tego wycofania do życia i będą już funkcjonował w nim super i bez żadnych emocjonalnych, psychicznych ograniczeń
Ale okazało się że ten lęk nie tylko pozostał, ale jakby się zwiększył. Pojawiły się inne dodatkowe rzeczy, ja wykształciłem w sobie ten 0-1 kowy perfekcjonizm itd...Jakbym po prostu wypadł ze swojej włąsnej fantazji i dopadło mnie życie....Wcześniej ulegałem iluzji, że w bezpiecznym gabinecie, w bezpiecznej relacji ja stanę się...sam nie wiem jaki...ale na pewno że zniknie lęk i lęk przed lękiem. Jednak lęk przed lękiem na pewno nie zniknął.
Ja się zaczynam bać że to jakieś procesy schizo, że to coś poważniejszego....Nie potrafię puścić swojego życia do przodu. Cały czas jak takie oko saurona przeczesuję całą okolicę żeby prewencyjnie przeciwdziałać lękowi...Kiedyś jednak czułem lęk w kontakcie z ludzmi, a bez tego kontaktu czułem się swobodnie i dobrze. Jakoś to moje życie się toczyło. Jednak czas szkolny się skończył, czas terapii się skończył. Znajomości się lekką rozluźniają a nie zaczęło się nic nowego...i ja na siłę chciałem coś zacząć, ale nie potrafiłem i nadal nie potrafię....i teraz lęk i napięcie po prostu mi towarzyszy. Unikając lęku jakbym go wzmocnił. Jakbym dodatkowo pobudował świat fantazji, racjonalizacji, czy intelektualnej iluzji kontroli. Zamiast z lękiem walczyć to ja w dużej mierze go wzmocniłem.
Pamiętam, że jak doszło do mnie, że mogę mieć jakąś nerwicę czy coś w tym stylu to się ucieszyłem...bo to się łączyło z szansą na wycofanie w bezpieczny świat i zajęcie się "defektem". Pierwotnie to tym defektem była reakcja fobiczna, że mam zawstydzoną twarz. Coś jak w erytrofobii.
Tylko że z czasem ja zbudowałem sobie świat wewnętrzny...i generalnie świat fantazji. Jak np: pomyślę o biznesie X czy pracy Y to mam motywację do szukania informacji...w jakimś sensie życia tym pomysłem....Jednak na jakimś etapie zaczynają się fantazje, że już zarabiam, że udzielam wywiadu w gazecie, że opowiadam o tym znajomym itd....i potem pojawi się zniechęcenie i ja nie ruszę. Nie wyjdę poza świat fantazji...i pojawia się frustracja. Często te pomysły są po prostu nie realne....i jak przyjdzie moment że zdam sobie z tego sprawę to znowu pojawia się frustracja. Ale z każdą taką "porażką" moja frustracja i lęk narastają.
Taką samą fantazją, tylko na swój własny temat żyłem podczas terapii. Ja sobie wyobrażałem, że jak już zlikwiduję swój problem, rozwinę się, zostanę mądrzejszy od innych, będę potrafił prowadzić życie mądrzej niż inni, lepsze, szczęśliwsze itd...itp....to wrócę niejako z tego wycofania do życia i będą już funkcjonował w nim super i bez żadnych emocjonalnych, psychicznych ograniczeń
Ale okazało się że ten lęk nie tylko pozostał, ale jakby się zwiększył. Pojawiły się inne dodatkowe rzeczy, ja wykształciłem w sobie ten 0-1 kowy perfekcjonizm itd...Jakbym po prostu wypadł ze swojej włąsnej fantazji i dopadło mnie życie....Wcześniej ulegałem iluzji, że w bezpiecznym gabinecie, w bezpiecznej relacji ja stanę się...sam nie wiem jaki...ale na pewno że zniknie lęk i lęk przed lękiem. Jednak lęk przed lękiem na pewno nie zniknął.
Ja się zaczynam bać że to jakieś procesy schizo, że to coś poważniejszego....Nie potrafię puścić swojego życia do przodu. Cały czas jak takie oko saurona przeczesuję całą okolicę żeby prewencyjnie przeciwdziałać lękowi...Kiedyś jednak czułem lęk w kontakcie z ludzmi, a bez tego kontaktu czułem się swobodnie i dobrze. Jakoś to moje życie się toczyło. Jednak czas szkolny się skończył, czas terapii się skończył. Znajomości się lekką rozluźniają a nie zaczęło się nic nowego...i ja na siłę chciałem coś zacząć, ale nie potrafiłem i nadal nie potrafię....i teraz lęk i napięcie po prostu mi towarzyszy. Unikając lęku jakbym go wzmocnił. Jakbym dodatkowo pobudował świat fantazji, racjonalizacji, czy intelektualnej iluzji kontroli. Zamiast z lękiem walczyć to ja w dużej mierze go wzmocniłem.