27 Lis 2012, Wto 21:34, PID: 327133
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Lis 2012, Wto 21:37 przez Zasió.)
Tośka - nie miałem na myśli oglądania sieą za lachonem, tylko spoglądanie lachonowi w oczy (dłuuugie, z uśmiechem ) o którym pisał Riverside.
"nie jest to pierwsza rzecz do zrobienia przy wychodzeniu z fobii, najpierw trzeba zrozumiec skad sie fobia bierze i co sprawia, ze nie chce odejsc; jednak jest to podstawa leczenia pozniej."
Pewnie tak, choc mam wrażenie, zę jakieś straszne parcie jest w tym wątku na zagadywanie, akurat obcych, akurat w wagoniku kolejki magnetycznej, i akurat o cokolwiek Trochę to zaczyna przypominać te metody 21 kroków itp w stylu "wybiegnij goły na Jerozolimskie, to będziesz miał już wy... na wszystko" Ale oczywiście, praktyka jest pomocna, (widzę to nawet w stosunku do siebie samego) choc na pewno sama nie likwiduje fobii ani skrzywiń poznawczych i nei leczy, i o tym chyba wie każdy z ans, bo przecież nikt nie ejst osobą kompletnie niemą i nieaktywną społecznie (albo nie był zawsze)
A propos uczelni - wypowiedź Toski zabrzmiała faktycznie ciut juz myląco i jakos tak podejrzanie. Nie wiem co prawda, mozę ejdyna podstawą zaliczneia była aktywność... ale w to wątpię O sobie mogę napisać tyle - kiedy dwa lata temu czułem sie lepiej i miałem ogromną wiarę w przyszłość, oraz całkiem niezłą, zwłaszcza "w porównaniu", w siebie i to, zę zaczynam cos zmieniać - to na ćwiczeniach z ulubionego przedmiotu często sie zgłaszałem, początkowo byłem naet jendym z najaktywniejszych studentów, zauważanym przez prowadzącą. W luźnych rozmowach, jakie czasem się zdarzały (świetna baka to była - a paru frajerów zwiało z grupy, bo rzekomo "cisła" ) nie byłem niestety wylewny, ale gębę otworzyłem... Faktycznie jednak - byłem aktywny, gdy było mi lepiej ze sobą. Gdy natomiast wielu innych prowadzących mówiło, zę ceni aktywność, stawiało dodatkowe plusy, ale ja miałem silne lęki - w zyciu mnie to nei potrafiło zmusić do aktywności. Choć wiedziałem, ze ostro można było tym czasem zapunktować. Po tym jak nastrój mi siadł, również na wspomnianych cwiczeeniach stałem sie mniej aktywny, choć odwagi dodawało mi tu dobre pierwsze wrażenei, jakie zrobiłem, i opinia.
Nie wiem jak jest u Tośki, ale ja chyba jednak fobię mam. Acha, sprawy urzędowe nei zmniejszały mojego leku w najmniejszym nawet stopniu. Ba, o mały włos raz, a właściwie dwa, zawaliłbym taką, bo bałem się dopytać w dziekanacie o pewna rzecz, a [ptem, by uniknąć dyskomfortu, nie zaniosłem w terminie podania (i była jeszcze większa siaa jak zjawilem się z nim na początku kolejnego semestru... )
"nie jest to pierwsza rzecz do zrobienia przy wychodzeniu z fobii, najpierw trzeba zrozumiec skad sie fobia bierze i co sprawia, ze nie chce odejsc; jednak jest to podstawa leczenia pozniej."
Pewnie tak, choc mam wrażenie, zę jakieś straszne parcie jest w tym wątku na zagadywanie, akurat obcych, akurat w wagoniku kolejki magnetycznej, i akurat o cokolwiek Trochę to zaczyna przypominać te metody 21 kroków itp w stylu "wybiegnij goły na Jerozolimskie, to będziesz miał już wy... na wszystko" Ale oczywiście, praktyka jest pomocna, (widzę to nawet w stosunku do siebie samego) choc na pewno sama nie likwiduje fobii ani skrzywiń poznawczych i nei leczy, i o tym chyba wie każdy z ans, bo przecież nikt nie ejst osobą kompletnie niemą i nieaktywną społecznie (albo nie był zawsze)
A propos uczelni - wypowiedź Toski zabrzmiała faktycznie ciut juz myląco i jakos tak podejrzanie. Nie wiem co prawda, mozę ejdyna podstawą zaliczneia była aktywność... ale w to wątpię O sobie mogę napisać tyle - kiedy dwa lata temu czułem sie lepiej i miałem ogromną wiarę w przyszłość, oraz całkiem niezłą, zwłaszcza "w porównaniu", w siebie i to, zę zaczynam cos zmieniać - to na ćwiczeniach z ulubionego przedmiotu często sie zgłaszałem, początkowo byłem naet jendym z najaktywniejszych studentów, zauważanym przez prowadzącą. W luźnych rozmowach, jakie czasem się zdarzały (świetna baka to była - a paru frajerów zwiało z grupy, bo rzekomo "cisła" ) nie byłem niestety wylewny, ale gębę otworzyłem... Faktycznie jednak - byłem aktywny, gdy było mi lepiej ze sobą. Gdy natomiast wielu innych prowadzących mówiło, zę ceni aktywność, stawiało dodatkowe plusy, ale ja miałem silne lęki - w zyciu mnie to nei potrafiło zmusić do aktywności. Choć wiedziałem, ze ostro można było tym czasem zapunktować. Po tym jak nastrój mi siadł, również na wspomnianych cwiczeeniach stałem sie mniej aktywny, choć odwagi dodawało mi tu dobre pierwsze wrażenei, jakie zrobiłem, i opinia.
Nie wiem jak jest u Tośki, ale ja chyba jednak fobię mam. Acha, sprawy urzędowe nei zmniejszały mojego leku w najmniejszym nawet stopniu. Ba, o mały włos raz, a właściwie dwa, zawaliłbym taką, bo bałem się dopytać w dziekanacie o pewna rzecz, a [ptem, by uniknąć dyskomfortu, nie zaniosłem w terminie podania (i była jeszcze większa siaa jak zjawilem się z nim na początku kolejnego semestru... )