08 Maj 2018, Wto 19:29, PID: 745632
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Maj 2018, Wto 19:33 przez Alexander Guard.)
Mimo że sam jestem zdania, że nie ma czegoś takiego, jak "smutna prawda" o kobietach w relacji damsko-męskiej, uznałem niemniej, że tytuł taki będzie otwarty na dyskusję, sama zaś część Męski szowinizm sugerowałaby (w kontekście ostatnich postów na forum) negatywną ocenę tych z panów, jacy może i nie wypowiadają się o paniach najcieplej, ale i uważają mieć ku temu wystarczające powody. Dlatego też choć sam nie myślę o podejściu kobiet negatywnie, miejscami mogę zabrzmieć mniej jednoznacznie, miewając wszak w życiu i swe własne chwile zwątpienia.
Wielu nas mężczyzn nie bez kozery zastanawia kwestia, czemuż w sytuacji, w jakiej gotowi byliśmy zrobić dla danej kobiety wszystko, ona mimo to nie okazała zainteresowania nami, a co gorsza (dla naszego samopoczucia) okazała go jakiemuś łobuzowi, jaki nawet się nie postarał. Rzeczywiście potrafi to być niesamowicie bolesne, tylko ...czy to od razu powód, by nabrać od takich okoliczności w głowie złego przekonania o wszystkich przedstawicielkach płci pięknej? Napisze może ktoś, że podobny scenariusz zdarzał się u niego wielokrotnie i temat dla niego nie pozostawia już wątpliwości... Spójrzmy na to jednak uczciwiej szanowni Panowie: jak tak narzekamy w rodzaju - tyle dla niej już robię, to, tamto, a ona zero zainteresowania., to czy aby nie traktujemy mimo wszystko tematu nieco egoistycznie? Mnie osobiście nie podoba się w tejże ofiarności dla kogoś to, że kojarzy mi się takie zachowanie z takim składaniem darów królewnie, w zamian za co oczekuję, że mam zostać królewiczem u jej boku, bo jeżeli nie, jeżeli towarzystwa odmawia mi większość, to wszystkie kobiety są niedobre. Infantylne to trochę... Miłości - tak myślę - nie da się ani kupić, ani odpracować. Ale nasuwa się i tak pytanie, co z tymi łobuzami, cieszącymi się większym powodzeniem? Oczywiście wszystko też zależy, czego dana kobieta szuka - ekscytacji i przygody czy też stabilizacji. Niemniej zjawisko nurtuje wielu mężczyzn.
Otóż, gdzieś usłyszałem takie trafne moim zdaniem porównanie. Mężczyzna, który jest milusi, słodziusi, troszczy się, jest jak taki tatuś, który zabiera kobietę na karuzelę z kucyków. A tymczasem inny mężczyzna, typ łobuza, wyrywa dziewczyny na kolejkę górską; ponieważ nie zawsze zadba o każdy detal spotkania, to spotkanie jest przygodą. Naturalnie, przez określenie "typ łobuza" rozumiem pewne uproszczenie - bo nie każda lubi łobuzów, ale stanowi on dobre odniesienie dla fobika, jakiemu takich cech w umiarze nawet brakuje. Wydały mi się te kolejki trafnym porównaniem, dzięki któremu trochę otworzyłem się na kobiecy punkt widzenia, a nie w kółko że myślę, ile ja robię i jak nie jest to doceniane. To nie transakcja handlowa. Ale żeby nie było tak idealnie o kobietach, dodam, że i one bywają w relacjach damsko-męskich nie bez winy... Niemało bowiem wykorzystuje starania facetów, mając tych wiecznie mało tudzież zachowując się trochę, jak takie rozpuszczone dziecko, krzyczące o kolejną zabawkę. W takiej sytuacji z pewnością warto wymagać jakiejś równowagi zaangażowania.
Niejeden pisze tu z pozycji, jak sam określa - przegrywa. Fobia społeczna owszem nie służy w relacji romantycznej mężczyźnie. Ale w obliczu sytuacji, gdy fobia nie jest klątwą daną nam na całe życie, tylko kwestią to zredukowania, wytykanie, że mamy gorzej, na forum kobietom jest bezcelowe i trochę żenujące. Jeśli mi zależy na kobiecym towarzystwie w życiu, a wiem, jak fobia w tym przeszkadza, to robię ile mogę, żeby wyjść z tej fobii. Jeśli twierdzę, że mam w tym celu przejawiać cechy macho, to dzisiaj zabieram się do siłowego treningu. Bo przechodzę może obok napakowanych koksiarzy i wielka frustracja, że tacy to mają powodzenie (pominę u jakich plastikowych dziewczyn...), ale nawet oni nie uzyskali tego samym żarciem sterydów czy tam odżywek. Każdy sobie wypracowuje silne strony. Oczywiście narzekanie jest prostsze.
Nie liczmy, że coś nam spadnie z nieba, zwłaszcza w tej kwestii; tylko zacznijmy coś robić, żeby z kimś być.
Wielu nas mężczyzn nie bez kozery zastanawia kwestia, czemuż w sytuacji, w jakiej gotowi byliśmy zrobić dla danej kobiety wszystko, ona mimo to nie okazała zainteresowania nami, a co gorsza (dla naszego samopoczucia) okazała go jakiemuś łobuzowi, jaki nawet się nie postarał. Rzeczywiście potrafi to być niesamowicie bolesne, tylko ...czy to od razu powód, by nabrać od takich okoliczności w głowie złego przekonania o wszystkich przedstawicielkach płci pięknej? Napisze może ktoś, że podobny scenariusz zdarzał się u niego wielokrotnie i temat dla niego nie pozostawia już wątpliwości... Spójrzmy na to jednak uczciwiej szanowni Panowie: jak tak narzekamy w rodzaju - tyle dla niej już robię, to, tamto, a ona zero zainteresowania., to czy aby nie traktujemy mimo wszystko tematu nieco egoistycznie? Mnie osobiście nie podoba się w tejże ofiarności dla kogoś to, że kojarzy mi się takie zachowanie z takim składaniem darów królewnie, w zamian za co oczekuję, że mam zostać królewiczem u jej boku, bo jeżeli nie, jeżeli towarzystwa odmawia mi większość, to wszystkie kobiety są niedobre. Infantylne to trochę... Miłości - tak myślę - nie da się ani kupić, ani odpracować. Ale nasuwa się i tak pytanie, co z tymi łobuzami, cieszącymi się większym powodzeniem? Oczywiście wszystko też zależy, czego dana kobieta szuka - ekscytacji i przygody czy też stabilizacji. Niemniej zjawisko nurtuje wielu mężczyzn.
Otóż, gdzieś usłyszałem takie trafne moim zdaniem porównanie. Mężczyzna, który jest milusi, słodziusi, troszczy się, jest jak taki tatuś, który zabiera kobietę na karuzelę z kucyków. A tymczasem inny mężczyzna, typ łobuza, wyrywa dziewczyny na kolejkę górską; ponieważ nie zawsze zadba o każdy detal spotkania, to spotkanie jest przygodą. Naturalnie, przez określenie "typ łobuza" rozumiem pewne uproszczenie - bo nie każda lubi łobuzów, ale stanowi on dobre odniesienie dla fobika, jakiemu takich cech w umiarze nawet brakuje. Wydały mi się te kolejki trafnym porównaniem, dzięki któremu trochę otworzyłem się na kobiecy punkt widzenia, a nie w kółko że myślę, ile ja robię i jak nie jest to doceniane. To nie transakcja handlowa. Ale żeby nie było tak idealnie o kobietach, dodam, że i one bywają w relacjach damsko-męskich nie bez winy... Niemało bowiem wykorzystuje starania facetów, mając tych wiecznie mało tudzież zachowując się trochę, jak takie rozpuszczone dziecko, krzyczące o kolejną zabawkę. W takiej sytuacji z pewnością warto wymagać jakiejś równowagi zaangażowania.
Niejeden pisze tu z pozycji, jak sam określa - przegrywa. Fobia społeczna owszem nie służy w relacji romantycznej mężczyźnie. Ale w obliczu sytuacji, gdy fobia nie jest klątwą daną nam na całe życie, tylko kwestią to zredukowania, wytykanie, że mamy gorzej, na forum kobietom jest bezcelowe i trochę żenujące. Jeśli mi zależy na kobiecym towarzystwie w życiu, a wiem, jak fobia w tym przeszkadza, to robię ile mogę, żeby wyjść z tej fobii. Jeśli twierdzę, że mam w tym celu przejawiać cechy macho, to dzisiaj zabieram się do siłowego treningu. Bo przechodzę może obok napakowanych koksiarzy i wielka frustracja, że tacy to mają powodzenie (pominę u jakich plastikowych dziewczyn...), ale nawet oni nie uzyskali tego samym żarciem sterydów czy tam odżywek. Każdy sobie wypracowuje silne strony. Oczywiście narzekanie jest prostsze.
Nie liczmy, że coś nam spadnie z nieba, zwłaszcza w tej kwestii; tylko zacznijmy coś robić, żeby z kimś być.