13 Lis 2019, Śro 22:51, PID: 810684
Cześć wszystkim,
Postanowiłem założyć ten pamiętnik, aby trochę wylać żale, które bardzo często w sobie duszę.
Wiem, kolejny temat na tym forum, który będzie negatywny, ale na razie nie mam pozytywnych.
W zeszłym roku, po wielu latach od osiągnięcia pełnoletności, postanowiłem zapisać się na wizytę do neurologa.
Bardzo dawno temu moja mama wspomniała o nazwie choroby, jednak musiałem sporo papierów przetrząsnąć, żeby sobie przypomnieć.
Jednym z powodów była chęć wzięcia kredytu hipotecznego, sporo o Tym myślałem, ale jak na odpowiedzialną osobę, musiałem mieć pewność, że nie odziedziczyłem tego po ojcu. Mam problem też z takim ciągłym myśleniem o czymś, które często mnie nie opuszcza. Jak znalazłem nazwę, to wtedy bardzo często czytałem o niej w pracy, zamiast zająć się praca - mijały nawet całe godziny. Najgorsze było oczekiwanie na wizytę, prawie 2 miesiące niepewności.
Ciężko mi się to wszystko pisze, jest nieskładnie - ciągle zmieniam szyki zdania.
Na początku wizyty, lekarka zapytała czy były podobne przypadki w rodzinie. Zgodnie z prawdą powiedziałem, że mój ojciec zmarł mając tylko 43 lata, a dziadek 47 lat. Trochę musiałem wykonać zadań fizycznych, chodzenie po inni prostej, wodzenie wzrokiem za palcem, pamięciowych, logicznych. Jak dziecko, łączyłem kreską na kartce liczby od 1 do 30, wymieniałem wszystkie słowa czy zwierzęta na jakąś literę. Na koniec pobranie krwi i znowu czas oczekiwania - 2 całe miesiące...
Odbiór wyników też był bardzo ciężki. Poszedłem na niego z bardzo dobrą znajomą. Jak lekarka oznajmiła, że odziedziczyłem, to prawie się rozpłakałem. Chyba najsmutniejszy dzień w życiu. Ponad 1,5 godziny trwała cała wizyta, neurolog opowiadała o dostępnych kliniczne metody spowolnienia choroby (obecnie nie ma żadnego lekarstwa), były te same badania co przy pierwszej wizycie.
Cały świat przewrócił się o 180 stopni
Postanowiłem założyć ten pamiętnik, aby trochę wylać żale, które bardzo często w sobie duszę.
Wiem, kolejny temat na tym forum, który będzie negatywny, ale na razie nie mam pozytywnych.
W zeszłym roku, po wielu latach od osiągnięcia pełnoletności, postanowiłem zapisać się na wizytę do neurologa.
Bardzo dawno temu moja mama wspomniała o nazwie choroby, jednak musiałem sporo papierów przetrząsnąć, żeby sobie przypomnieć.
Jednym z powodów była chęć wzięcia kredytu hipotecznego, sporo o Tym myślałem, ale jak na odpowiedzialną osobę, musiałem mieć pewność, że nie odziedziczyłem tego po ojcu. Mam problem też z takim ciągłym myśleniem o czymś, które często mnie nie opuszcza. Jak znalazłem nazwę, to wtedy bardzo często czytałem o niej w pracy, zamiast zająć się praca - mijały nawet całe godziny. Najgorsze było oczekiwanie na wizytę, prawie 2 miesiące niepewności.
Ciężko mi się to wszystko pisze, jest nieskładnie - ciągle zmieniam szyki zdania.
Na początku wizyty, lekarka zapytała czy były podobne przypadki w rodzinie. Zgodnie z prawdą powiedziałem, że mój ojciec zmarł mając tylko 43 lata, a dziadek 47 lat. Trochę musiałem wykonać zadań fizycznych, chodzenie po inni prostej, wodzenie wzrokiem za palcem, pamięciowych, logicznych. Jak dziecko, łączyłem kreską na kartce liczby od 1 do 30, wymieniałem wszystkie słowa czy zwierzęta na jakąś literę. Na koniec pobranie krwi i znowu czas oczekiwania - 2 całe miesiące...
Odbiór wyników też był bardzo ciężki. Poszedłem na niego z bardzo dobrą znajomą. Jak lekarka oznajmiła, że odziedziczyłem, to prawie się rozpłakałem. Chyba najsmutniejszy dzień w życiu. Ponad 1,5 godziny trwała cała wizyta, neurolog opowiadała o dostępnych kliniczne metody spowolnienia choroby (obecnie nie ma żadnego lekarstwa), były te same badania co przy pierwszej wizycie.
Cały świat przewrócił się o 180 stopni