PhobiaSocialis.pl
Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html)
+--- Dział: Inne życiowe problemy i sytuacje (https://www.phobiasocialis.pl/forum-22.html)
+--- Wątek: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? (/thread-9494.html)



Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - verti - 28 Wrz 2013

Chciałem wam opowiedzieć o moim problemie, który trwa od wielu lat i znacznie komplikuje mi życie. Przez to notorycznie miewam zły nastrój i boję się o moją przyszłość. Niech ktoś przeczyta i oceni, co ja mam dalej począć...

Dla ludzi którym się nie chcę czytać całej historii przewidziałem skrót, znajduje się na końcu tekstu.


To wszystko zaczęło się jeszcze w pod koniec lat 90-tych. Choć od zawsze byłem nieśmiały i miałem problemy z kontaktach w ludźmi, to sytuacja znacznie pogorszyła się gdzieś w 1999 roku. W pewnym momencie miałem już tak dosyć niektórych ludzi, że po prostu przestałem wychodzić z domu. Było do dosyć dziwne jak na mój wiek (11 lat), ale wtedy nie myślałem o późniejszych konsekwencjach i nie byłem tego świadom ile krzywd przyniesie takie moje zachowanie. Po powrocie ze szkoły (w której miałem problemy z rówieśnikami) po prostu siadałem przy TV i oglądałem Dragon Balla i inne popularne programy. Tak spędzałem popołudnie. Podejrzewam również, że przez tamte nawyki popsuł mi się wzrok i skrzywił kręgosłup - skutki tego odczuwam dzisiaj.

Nie wychodziłem z domu do końca 2001 roku, wtedy zakolegowałem się z bratem ciotecznym i zaczęliśmy spędzać więcej czasu na dworze, jednak wszystko skończyło się jesienią 2002 roku. Wtedy wyprowadziłem się stamtąd i zamieszkałem na wsi - 5 km dalej. Dzisiaj uważam, że był to klucz do mojej trumny.

Wyprowadziłem się w bardzo trudnym okresie, miałem wtedy 14 lat i chodziłem do 2 klasy gimnazjum. Nowi "koledzy" nie przyjęli mnie najlepiej. Chociaż tak naprawdę trudno w jakikolwiek opisać co się działo przez te dwa lata. Niemal codziennie byłem wyzywany, poniżany, wyśmiewany. Na początku 2004 pierwszy raz w życiu miałem myśli samobójcze. Nie chcę dłużej tego opisywać, bo był to dla mnie straszny okres. Dodam jeszcze to, że w nowym miejscu również nie wychodziłem z domu. Tam było to już naprawdę dziwne, bo przecież jest to wieś. Wiadomo jak ludzie reagują na takie zachowanie. Ta świadomość i ostatnie dwa lata doprowadziły do tego, że gdy poszedłem do szkoły średniej do innego miasta (wrzesień 2004), to po prostu zacząłem palić za sobą mosty. Nie poznawałem ludzi na ulicach, udawałem, że ich nie widzę. Niestety także ludzi, którzy nic złego mi nie zrobili. Do dzisiaj nie rozumiem swojego zachowania. Gdybym mógł, to w każdej chwili powiedziałbym każdej z tych osób "Przepraszam", niestety na pewne sprawy jest już za późno, a ja nie chce tego roztrząsać.

Z roku na rok było coraz gorzej, traciłem coraz więcej kontaktów, coraz więcej ludzi uważało, że jestem "dupkiem" (albo nie wiem jak to określić). Pocztą pantoflową przekazywali sobie zdanie o mnie, które coraz bardziej mnie pogrążało. Tragicznie się z tym czułem, ale nic wielkiego nie udało mi się zrobić. Można powiedzieć, że jakieś 90% moich znajomych z lat 0-16 ma o mnie negatywne zdanie (w szkole średniej było już ok). Ominę dalszy okres i powiem jak teraz wygląda moja sytuacja.

W miejscu w którym mieszkają moi rodzice (ja teraz mieszkam 50 km dalej) nie wychodzę w ogóle poza teren posesji. Kiedyś wychodziłem, ale teraz odczuwam taki strach przed spotkaniem kogoś niewłaściwego, że staram się stamtąd nie ruszać. Niestety nie zawsze jest to możliwe, zwłaszcza przez to, iż niekiedy trzeba coś zrobić koło domu (koszenie, drewno itd.). Nie odzywam się do nikogo na wsi, poza kilkoma sąsiadami. Generalnie cała wieś (choć rzadko mnie widuje) ma o mnie negatywne zdanie. Najbardziej dobija mnie fakt, że moi rodzice nie chcą tego pojąc, ale mniejsza o to...

Przez ostatnie lata wypracowałem pewien schemat działania. Kilka sposobów, dzięki którym nie muszę napotykać na "dawnych" znajomych i doprowadzać do tych nieprzyjemnych sytuacji. Jednym z nich jest moja droga na przystanek autobusowy. Przedstawię to w formie grafiki. Jeśli jest za duża, to niech admini ją usuną i zostawią tylko linka.
[Obrazek: 1e8b.png]

Wyjaśnię po kolei:
yellow- żółty to jest to nieszczęsne miejsce. Dom rodzinny w którym mieszkałem w sumie około 10 lat (przeprowadziłem się tam w 2002 roku). Nie wiadomo czy znowu tam nie wrócę za jakiś czas...
red - czerwonym kolorem oznaczyłem obszar w którym ludzie mają o mnie negatywne zdanie i w którym zawsze czuję się niepewnie. Jadąc jego ulicami czuje strach, iż spotkam kogoś, kogo nie trzeba.
Blue - jest to droga jaką musiałem przebyć przez parę lat, by dostać się do autobusu, do większego miasta. Wielokrotnie miałem tam okazje spotykać "tych" ludzi.
violet - to miejsce w którym niekiedy zdarza mi się wysiadać z autobusu, niestety tam również mam styczność z tymi ludźmi.
black - kolorem czarnym oznaczyłem drogę, której używam od dwóch lat. Dzięki niej spotkanie kogoś jest raczej minimalne.
zielony - jest to miasto w którym teraz mieszkam (wynajmuje pokój). Znajduję się to 50 km od żółtego punktu.

W miejscu w którym teraz mieszkam, szansa na spotkanie kogoś w drodze do sklepu, pracy czy szkoły jest niewielka, jednak nie niemożliwa. Przekonałem się o tym w ostatnich latach. Na odwrócenie mojej sytuacji nie ma szans, to zaszło za daleko. Z poza tym, nie mam nawet siły do tego wracać. W związku z tym zasadnicze pytanie - Co byście zrobili na moim miejscu?
Zostali w mieście i próbowali jakoś sobie układać to życie mimo tego, iż ma się świadomość, że można spotkać kogoś z "tamtych" i czasem trzeba wrócić w to miejsce (dom rodzinny) i narazić się na przykre chwile? Tak będzie za każdym razem kilkanaście razy w roku (choć czasem zdarza się, że nikogo nie spotykam). Czuję się tam jak w klatce, wręcz osaczony. Najgorszy jest ich wzrok, dlatego unikam tych destrukcyjnych dla mnie spojrzeń.
Czy może wyjechalibyście za granice na stałe? Ja mam taką możliwość, jednak przez moje problemy zdrowotne nie jest pewne, czy tam się sprawdzę (już byłem 3 razy i różnie z tym wyszło). Zostawić wszystko, odjechać w siną dal.
Dodałem ankietę, dzięki której łatwiej spojrzę na sprawę. Wypowiedzi również mile widziane.

Streszczenie - od kilku miesięcy mieszkam w dużym mieście (ponad 200 tyś mieszkańców), jednak problem dotyczy mojej miejscowości rodzinnej. Przez różne zdarzenia w moim życiu spaliłem większość dawnych mostów. Jakieś 80-90% ludzi z którymi kiedyś się znałem ma teraz o mnie negatywne zdanie. Odczuwam to za każdym razem, gdy tam wracam, ich wzrok jest dla mnie wystarczająca karą (muszę się ukrywać, żeby na to nie narazić). Niestety powroty są konieczne, bo rodzice mają mi za złe jak często nie przyjeżdżam (a nie mam wymówki bo to 50 km dalej). Nawet mieszkając w tym dużym mieście nie ma pewności, czy zawsze nie będę nikogo "dawnego" spotykał. Choć jest to mniej prawdopodobne, niż w mojej rodzinnej miejscowości. Czy waszym zdaniem jest sens żeby tutaj zostać? Żyjąc w niepewności przed tym, że kiedyś na mieście spotkam tego, kogo nie trzeba. Albo jak będę szukał pracy i w nowej firmie będzie pracowała jedna z "tych" osób. Moi rodzice są po 50-tce, więc narażam się na wiele przykrych lat przyjeżdżania tam i przeżywania tego wszystkiego. A może wyjechać za granicę? Uciec od wszystkich problemów i już nigdy tu nie wrócić? Poza odwiedzinami. Wyjazd nie jest jednak taki pewny, bo już miałem okazję wyjechać i tam również nie było cudownie...


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - OtoJa - 28 Wrz 2013

Wyjazd za granicę to takie uciekanie od problemu. A co jeśli po jakimś czasie okaże się, że tam też powtórzy się obecna sytuacja? Nie mogę powiedzieć co zrobił bym na Twoim miejscu, bo Cię nie znam, ale sądzę, że sam wolał bym naprawić swoją sytuację tutaj i dopiero jak się sam ze sobą uporał to spróbował bym jak jest za granicą.


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - Zasió - 28 Wrz 2013

Wyjechać z takiego powodu? Ja wiem, ze czasem każdy jest dobry, ale tylko dlatego?
Fakt, może nei potrafię się wczuć, mieszkam w o wiele większej wsi, tam raczej trudno doswiadczyć tego, ze wszyscy cię znają i w dodatku mają o tobie złe zdanie... ale mimo wszystko... To nie wydaje mi się dobry powód do ucieczki. Tym bardziej, że... czego się boisz? Że kogoś spotkasz? Na ulicy? Toz to raczej typowe fobiczne objawy, niezbyt racjonalne.


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - verti - 28 Wrz 2013

OtoJa napisał(a):Wyjazd za granicę to takie uciekanie od problemu. A co jeśli po jakimś czasie okaże się, że tam też powtórzy się obecna sytuacja?
Wiesz co, nie obawiam się tego, bo życie mnie już pewnych rzeczy nauczyło i teraz wiem jak postępować. W szkole średniej rozpocząłem nowy okres w życiu i było naprawdę świetnie. Do dzisiaj mam kontakt z ludźmi z mojej klasy. Za granicą nie miałem takich problemów w relacjach z ludźmi i generalnie wśród tych których poznawałem czułem się lubiany.


Zas napisał(a):Wyjechać z takiego powodu? Ja wiem, ze czasem każdy jest dobry, ale tylko dlatego?
To jest poważny powód. Ja za każdym razem wracając do domu rodzinnego czuję się fatalnie i mam świadomość, że jadę do nieprzyjaznego otoczenia.
Zas napisał(a):Tym bardziej, że... czego się boisz? Że kogoś spotkasz? Na ulicy? Toz to raczej typowe fobiczne objawy, niezbyt racjonalne.
Boję się tego, że spotkam np. dawnego kolegę z którym zerwałem kontakt, on mnie pozna i spojrzy "tym wzrokiem". A potem ja będę się tym zadręczał przez parę dni. Boję się, że będę szukał pracy, dostanę ją, a po jakimś czasie okaże się, że w firmie pracuję ktoś z tamtych, kto wie o mnie te rzeczy. Rozpowie w firmie (to przecież oczywiste) i skończy się to nie najlepiej. Niby można "podejść, pogadać", ale to nie jest takie proste, gdyż ludzie teraz sami mnie specjalnie unikają. A przecież nie będę ich brał na litość.


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - MarszałekFoch - 28 Wrz 2013

Niezależnie od tego czy zmienilibyśmy miejsce zamieszkania na jakieś inne w kraju (spod Płocka do Wrocławia czy Szczecina) czy za granicę to i tak by to nas nie zmieniło bo problem leży w nas. Opowiem z własnego doświadczenia:

Nie mam żadnych kontaktów z kolegami z mojej wioski i nie zamierzam ich utrzymywać. Dla mnie to rozdrapywanie ran, poza tym moja wioska to straszne zadupie. Aby dojechać do swojego drugiego domu w niedzielę muszę być podwożony do pobliskiego miasteczka bo w niedzielę nie jeżdżą tu autobusy. Większość czasu spędzam w mieście średniej wielkości, jestem tzw. słoikiem. Tam kontakt z ludźmi z mojej wioski jest minimalny i jakoś żyję i funkcjonuję w miarę dobrze bez spiny i lęków. Tylko zaraz za mną doczłapały się dwie osoby a ostatnio drugie dwie. Kontakty mamy ze sobą chłodne a o dziwo jeszcze 2 lata temu byliśmy doskonałymi kumplami. Czuję żal i nienawiść do swojej wiochy za to że mnie ukształtowała lub spaczyła. Jak zajeżdżam w piątki najpierw do pobliskiego miasteczka a później przesiadką w pekaes do swojej miejscowości czuję się jakbym mi ktoś przywalił obuchem w mordę. Piszę z tej miejscowości właśnie i wiem już jedno że tutaj nie wrócę i nie wiem czy moim miejscem docelowym będzie Warszawa czy też jakaś miejscowość w Skandynawii. Na pewno na początek stolica. Co do ucieczki stąd mam takie alibi, że jestem zdolnym uczniem i bym się tutaj zmarnował, poza tym dla takich ludzi jak ja (taka jest opinia) otwarte są uczelnie w kraju i zagranicą. A co da moja miejscowość? Wszelkie życie zamiera tutaj po 15, pracy i rozrywek brak. I ludzie - może i rówieśnicy się zmienili ale mam już zakodowane że to są szuje i że nie mogę zadawać się z nikim z mojej gminy. viller rozważ wyjazd ale pamiętaj że większość zależy od twojego nastawienia. Mi zmiana środowiska pomogła ale jednocześnie uświadomiła mi jaki mam problem.


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - iLLusory - 29 Wrz 2013

viller, chciałbyś się ukrywać jak przestępca. A przecież nim nie jesteś.


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - Karolina14 - 29 Wrz 2013

A ja o swojej wiosce tak negatywnie to nie mówię.


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - verti - 29 Wrz 2013

MarszałekFoch napisał(a):Niezależnie od tego czy zmienilibyśmy miejsce zamieszkania na jakieś inne w kraju (spod Płocka do Wrocławia czy Szczecina) czy za granicę to i tak by to nas nie zmieniło bo problem leży w nas.
Oczywiście, że problem leży w nas i wyjazdem nie wyleczę się z fobii, a przynajmniej nie tak jak oczekuje. Chodzi jedynie o to, że kiedy wyjeżdżam i trafiam do nowej społeczności, to mam wśród ludzi czystą kartę. Nikt nic do mnie nie ma, nie czuję takiego stresu i złości w kontaktach z nimi. Jeśli ja tutaj będę dalej mieszkał, to podejrzewam, że po prostu kiedyś padnę na serce. Stres mnie zabije.
MarszałekFoch napisał(a):Opowiem z własnego doświadczenia[...]
Czyli sam rozumiesz jak to jest i o co chodzi. Ja również się czuję, jakbym dostał obuchem w łeb. Za każdym razem gdy mój autobus dojeżdża na miejsce. Jeśli chodzi o mój wyjazd, to będę się musiał jeszcze na tym zastanowić, jednak jak ktoś by mi dzisiaj z miejsca zagwarantował, że zapewnia jakąś normalną pracę w innym mieście, albo państwie, to chyba wyjechałbym jeszcze w tym roku. Niestety nikt takiej pewności nie może mi dać.

iLLusory napisał(a):viller, chciałbyś się ukrywać jak przestępca. A przecież nim nie jesteś.
Nie jestem przestępcą, ale czuje się winny. Kiedy widzę tych ludzi, to czuje na sobie ich wzrok i myśl "O to ten co się zachowuje jak dupek". Bo co innego mogą myśleć? Mnie to po prostu zabija od środka.


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - ucieczka - 29 Wrz 2013

viller,
żeby tak zupełnie się odciąć, musiałbyś zerwać kontakt z rodzicami lub skłonić ich do przeprowadzenia się do innej miejscowości, bo gdziekolwiek wyjedziesz i tak będziesz ich czasem odwiedzał, a tym samym spotykał starych znajomych.

Rozumiem chęć ucieczki (hah), ale też myślę, że to przede wszystkim kwestia tego, co się dzieje w Twojej głowie. Bo przejmowanie się tym, czy osoba którą mijasz może sobie pomyśleć "o, to ten viller, któremu odwaliło i przestał się do mnie odzywać 9 lat temu" jest niemal tak samo bez sensu jak omijanie konkretnej ulicy, bo 15 lat temu malowniczo się tam wywaliłeś na rowerze i o rety, może ktoś jeszcze o tym pamięta.

Inna sprawa, że samo się nie zrobi. Twoja broszka, żeby to poukładać (nie myślę tu o próbach wyjaśnienia ze wszystkimi sytuacji sprzed lat, tylko Twoich własnych odczuciach co do tego). Zwłaszcza że już teraz poświęcasz tematowi sporo uwagi, tylko ukierunkowanej w przeciwną stronę (jak skutecznie unikać). I tak, wiem- łatwo się to pisze, trudniej się zabrać. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - verti - 05 Cze 2014

Nie wiem czy jest sens by rozpoczynać coś większego. Jeśli pójdę na te studia, to przez najbliższe lata będę musiał znosić moją sytuację. Nikt nie zdaję sobie sprawy, co czuję. Nikt nie ma pojęcia jak reaguje kiedy wracam w "rodzinne" strony. Muszę się ukrywać przed ludźmi. Kiedy widzę ich wzrok, to robi mi się niedobrze i decydując się na studia skazuje się na znoszenie tego co 2-3 tygodnie przez co najmniej kilka lat. Dobrym wyjściem byłoby np. zaliczenie dwóch semestrów, a potem szukanie sobie pracy w innym mieście i przejście na inną uczelnie, jednak mój brak jakichkolwiek znajomości może w tym znacznie przeszkodzić. Boję się takiego ryzyka, bo mogłoby to się zakończyć katastrofą. Nie mam pojęcia co dalej robić. Pod koniec roku kończy mi się umowa w obecnej pracy. Jeśli mi jej nie przedłużą i nie zaliczę pierwszego semestru na studiach, to chyba sytuacja rozwiąże się sama - wyjazd za granice i pozostanie tam ile się tylko da.

Najbardziej boję się "zdemaskowania". Czyli po prostu ktoś z mojej pracy dowiaduje się prawdy o mnie i opowiada to wszystkim współpracownikom. Wtedy jedynym wyjściem byłoby zwolnienie. Nie zniósłbym tego ciężaru na swoich plecach. Najgorsze jest to, że taka sytuacja może się zdarzyć zupełnym przypadkiem z dnia na dzień, kiedy nie będę się tego spodziewał. To mnie dobija i dlatego żyję w ciągłym stresie.

Jakieś dwa miesiące temu przypadkiem dowiedziałem się, że kolega z mojej klasy (szkoła zaoczna) mieszka kilka kilometrów od mojego "domu". Najlepsze jest to, że gość nie zdaję sobie sprawy kim jestem. W momencie w którym powiedziałbym mu gdzie mieszkam mógłbym już nie wracać do szkoły. Gość wypytałby o mnie kolegów (których kiedyś i ja znałem) i opowiedziałby o moim sekrecie naszej obecnej klasie. W pewnym sensie byłoby już po mnie.
Wchodziłem też na profil mojego nauczyciela z tej szkoły. Facet ma w znajomych gościa z "mojej" wsi i również przypadkiem mógłby się dowiedzieć o mnie tego, czego nie trzeba. W tym przypadku miałem szczęście, ale ile ono jeszcze będzie trwało?


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - ajanie - 06 Cze 2014

Nie do końca rozumiem co takiego się stało, że unikasz tych ludzi ze swojej wsi. Rozumiem, że czułeś się źle, byłeś poniżany itd i przestałeś się odzywać do innych. Ale czy nie wpadasz w jakąś paranoję...

Uważam, że powinieneś przestać się zadręczać. Ja też czasami wpadam w taki stan, że "kulę się w sobie". Ale trzeba jak najszybciej przestać i powiedzieć sobie "mam prawo żyć, mam prawo tu być, mam prawo być sobą i być szczęśliwym". Jest ci teraz głupio, ale pomyśl że byłeś wtedy chory (fobia przecież jest chorobą) i teraz zdrowiejesz. To że masz kontakt z najbliższymi sąsiadami jest już naprawdę OK. Czy rzeczywiście musisz kumplować się z całą wsią?


Re: Co byś zrobił(a) na moim miejscu? - Fobiczny777 - 06 Cze 2014

popieram przedmówczynię ajanie :Stan - Uśmiecha się:

Nie wiem co tak złego mógłbyś zrobić (w streszczeniu tego nie było :Stan - Niezadowolony - Smuci się: ). Zabiłeś kogoś? Okradłeś? Zgwałciłeś? Jeśli nie, to strzelam w ciemno że mocno wyolbrzymiasz swoje poczucie winy i wrogość innych. Trzymaj się i pozdrawiam.


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.