05 Sty 2009, Pon 1:43, PID: 107627
Twoje stwierdzenie wydaje mi się bez serca
05 Sty 2009, Pon 1:43, PID: 107627
Twoje stwierdzenie wydaje mi się bez serca
05 Sty 2009, Pon 13:01, PID: 107681
razviedka napisał(a):Nie cierpię pisać w takich tematach, ale napisze.Dla mnie jest zachęcająca. Nie mam nic przeciwko psychiatrykom, chętnie bym się nawet wybrała. Ale dopierwo w czerwcu. lochfyne napisał(a):Tym lepiej Mniej ludzi, to wydaje mi się że mniej stresu. A na spacer można iść bez konkretnego powodu. Względnie można wymyślić sobie powód - pójście do sklepu. Takiego oddalonego od Twojego domu o 2-3 kilometry, najlepiej okrężną drogą Ja tak robiłem, kupowałem batonik i wracałem Najlepszy pomysł na spacer - powinien Cię zmobilizowaćA na dwu kilometrowy to juz całkiem mi sie nie chce... nie mogilizuje mnie to w ogóle. Po za tym u mnie z domu by mnie nie wypuścili... Wiesz nade mną to by trzeba tak stać non stop - Idź na spacer. no idź na ten spacer - to może w końcu bym poszła. Sosen ma racje, że na spacer to można sobie jeszcze iść jak się ma umiarkowaną depresje. puremind napisał(a):Zacznij doceniać w życiu to co juz masz, osiągnełąś - tylko nie pisze ze nic nie masznie twierdze, że nic nie mam. I udaje mi się dostrzegać to co już osiągnełam. Ale jak widać to nie pomaga. Tak dla wiadomości udało mi się przynajmniej uwolnić od pewnych czarnych myśli typu, ze nic mi się już nie uda, że jestem beznadziejna uważam, że moje zycie ma jakąś wartość. Takich myśli już nie mam od dłużeszgo czasu, ale problem jest taki dziwny, ze mnie to wszystko przestało obchodzić, nie jest ważne dla mnie, czy ja tam coś osiągnę, po prostu nie ważne jakie to życie miałoby być nie mam na nie ochoty. soulja napisał(a):Zaczęło mi się poprawiać gdy zacząłem rozmyślać nad sensem istnienia i ogólnie o życiu.Potem dostrzegłem ,że są ludzie którzy mają naprawdę fatalnie.Trzeba jednak to zobaczyć i sobie uświadomić.Zacząłem doceniać swoje życie.Przechodziłam już przez to. troche pomogło, ale się nawróciło jak widać. MK napisał(a):Tyle bigosu narobiłaś, że masz depresje od roku. Ja mam nieleczoną od 10 lat i żyję. Nic dziwnego, że Hitler mordował słabych ludziWidocznie w Twoim przypadku nie jest tak źle. Potrafisz się może jeszcze czymś zająć... W każdym razie dziękuję za każdą chęc pomocy.
05 Sty 2009, Pon 13:06, PID: 107682
Funia napisał(a):razviedka napisał(a):Nie cierpię pisać w takich tematach, ale napisze.Dla mnie jest zachęcająca. Nie mam nic przeciwko psychiatrykom, chętnie bym się nawet wybrała. Ale dopierwo w czerwcu. Jeżeli tak, to idz juz teraz. Lekarz da Ci skierowanie od razu jeżeli powiesz to, co tutaj napisałas. Zwjeszak napisał(a):o, ja byłem. emocjonujace przeżycie, Wyobraz sobie, ze ja tez bylem. Cale 4 doby i mieli mnie dosc.
05 Sty 2009, Pon 18:31, PID: 107768
MK napisał(a):Tyle bigosu narobiłaś, że masz depresje od roku. Ja mam nieleczoną od 10 lat i żyję. Nic dziwnego, że Hitler mordował słabych ludzibigosu? nie biega po ulicy i nie wrzeszczy 'mam depresję'. założyła tylko temat na forum..
05 Sty 2009, Pon 18:56, PID: 107783
Ja też powiem że niespecjalnie jestem zadowolony z życia ogólnie, ciągłe lęki i bezsilnośc ale mnie trzyma jeszcze ta nauka, bardzo chce dostac sie na studia i do tego zmierzam, choc w głowie pełno negatywnych myśli.
05 Sty 2009, Pon 19:14, PID: 107787
shade napisał(a):MK napisał(a):Tyle bigosu narobiłaś, że masz depresje od roku. Ja mam nieleczoną od 10 lat i żyję. Nic dziwnego, że Hitler mordował słabych ludzibigosu? nie biega po ulicy i nie wrzeszczy 'mam depresję'. założyła tylko temat na forum.. Nieważne już i tak nie zrozumiesz
05 Sty 2009, Pon 22:55, PID: 107909
Funia
Polecam: -leki -terapia behawioralna(Richardsa) -codzienny spacer -dużo ruchu -lampka wina ... hmmm Może o czymś zapomnialem
06 Sty 2009, Wto 1:37, PID: 107961
Funia napisał(a):soulja napisał(a):Zaczęło mi się poprawiać gdy zacząłem rozmyślać nad sensem istnienia i ogólnie o życiu.Potem dostrzegłem ,że są ludzie którzy mają naprawdę fatalnie.Trzeba jednak to zobaczyć i sobie uświadomić.Zacząłem doceniać swoje życie.Przechodziłam już przez to. troche pomogło, ale się nawróciło jak widać. Widzisz być może nie do końca sobie uświadomiłaś to. Musisz bezpośredni jakoś skonfrontować to. Ja często spotykam w autobusach ludzi niewidomych. Cholera ogromny szacunek dla nich . Na świecie jest mnóstwo ludzi cierpiących . My naprawdę jesteśmy farciarzami.
06 Sty 2009, Wto 2:51, PID: 107982
Funia, a może masz kogoś bliskiego, kto w miarę normalnie sobie żyje i z kim mogłabyś pospędzać trochę czasu, żeby nie być tak cały czas pozostawioną samą sobie?
Wydaje mi się, że taki kontakt z drugą osobą jest o wiele bardziej pożyteczny, niż izolowanie się, choćby nawet z własnym Ferrari. Zawsze to do mnie dociera, kiedy spotykam się z moim przyjacielem ze szkoły; normalnie zawsze się izoluję od ludzi, zamulam, popadam w skrajne lenistwo i marnuję czas, przez co coraz bardziej czuję bezsens życia, ale kiedy spotykam się z nim od czasu do czasu, przestaję się tak skupiać na sobie i czuję jakiś naładowujący mnie dotyk normalności. Wiadomo, nie do pełna, ale zawsze coś. To naprawdę pomaga. Nie wiem, może to już nie ten etap na takie rady... Sam chyba nigdy nie miałem depresji, co najwyżej dystymię, więc tak naprawdę mogę sobie tylko wyobrazić, co czujesz. Z drugiej strony wiem, co to znaczy nie mieć ochoty żyć, funkcjonować w tym wszystkim, tyle że w mniejszym stopniu, niż Ty. Człowiek jest niestety skazany na swoje życie, bo wartość, jaką ono niesie, jest taka wielka przede wszystkim dla otaczających go, chcianych czy niechcianych, "bliższych czy dalszych" bliskich. Dopóki jest więc w nas to dobre uczucie troski o te osoby, trzeba się cieszyć, że nie jest jeszcze z nami tak źle i po prostu żyć. Nawet na tym minimalnym poziomie, bo następne szczeble to już niestety wyższa szkoła jazdy. Nienawidzę tej prawdy, bo to znaczy, że człowiek jest kowalem własnego losu, a ja nie mam najmniejszej ochoty niczego kuć. Z drugiej jednak strony coś tam kuję, bo zmusza mnie do tego wspólny nam wszystkim wewnętrzny imperatyw. W duchu mam nieśmiałą nadzieję, że Ty, ja i wszyscy podobni kiedyś się rozkręcimy, stawką jest w końcu nasze szczęście.
06 Sty 2009, Wto 15:14, PID: 108029
Funiu kochana, to smutne, że aż tak Ci ciężko Najlepiej skorzystaj z pomocy psychologa/psychoterapeuty/psychiatry, czy kogo tam masz najbliżej. Fachowa pomoc na pewno Ci się przyda.
Cytat:Funia, a może masz kogoś bliskiego, kto w miarę normalnie sobie żyje i z kim mogłabyś pospędzać trochę czasu, żeby nie być tak cały czas pozostawioną samą sobie?Na pewno dobry pomysł, ale taką bliską osobę trzeba faktycznie mieć Oprócz spacerów/sportu mi w kiepskich chwilach pomaga czytanie ciekawej książki, dobry film czy ulubiony serial. Tylko na poważną depresję to pewnie jest mało skuteczne. Trzymam kciuki Funia; wracaj do formy
06 Sty 2009, Wto 15:49, PID: 108038
Funiu, na pewno jest Tobie potrzebny kontakt z kimkolwiek, kto może Cię wysłuchać. Bo druga osoba jest od tego, żeby nam powiedzieć, kiedy nasze myślenie jest złe i szkodliwe, bo czasem to sami sobie nie wierzymy i o własnych siłach niekiedy ciężko jest się wziąć w garść.
06 Sty 2009, Wto 22:24, PID: 108153
stardust silver napisał(a):Funia, a może masz kogoś bliskiego, kto w miarę normalnie sobie żyje i z kim mogłabyś pospędzać trochę czasu, żeby nie być tak cały czas pozostawioną samą sobie? Nie ma, niestety. Żadnego przyjaciela. Jestem jedynaczką. Są znajomi ze szkoły - co widzę ich 2 razy w miesiącu na krzyż, ale co to tam... A jak matce powiedziałam, że nie mam ochoty żyć to sie zaczęła śmiać, i powiedziała, że głupoty gadam. Na co wychodzi, że kompletnie nie ma pojęcia z czym tak naprawdę mam do czynienia. Nie mogę liczyć za bardzo na nią, a na Ojca to już w ogóle. Nie wiem, skąd bym miała znaleźć jakąś bliską osobę. soulja napisał(a):Widzisz być może nie do końca sobie uświadomiłaś to. Chyba coś się nie zgadaliśmy. To, że są ludzie, którzy mają 100 razy gorzej jest dla mnie oczywiste. Ale jakoś nie pomaga mi to za przy chęci do życia. Dla informacji powiem, że czuję się odrobinę lepiej. A w czwartek idę do psychologa.
07 Sty 2009, Śro 10:10, PID: 108205
Ja codziennie wieczorem/w nocy przeżywam swoją śmierć. Marzę o tym, żeby się rano nie obudzić. Rano wstaje i przez pierwsze pół godziny zwracam się do życia. Wieczorem myślę, że już tego nie wytrzymam, że albo ze sobą skończę, albo po prostu się położę i będę leżał, nie pójdę do pracy. Rano trzeba wyrzucić te myśli. Pewnie można tak dosyć długo wytrzymać. Ja już tak ciągnę pół roku. Z przerwami co jakiś czas. Pół na pół.
Rano trzeba sobie wmówić, że przecież nie jest tak źle, że przecież dasz sobie radę, myśl o pieniądzach, przecież nie zabiją Cię w tej pracy, nic Ci nie grozi. Dasz radę, dasz radę, dasz radę. Po półgodzinnym odwlekaniu zerwania się z łóżka wreszcie wstaję, jem tą kanapkę, chociaż staje mi w gardle. Piję to herbatę. Myję się i do pracy. 8 godzin... Sorki, 7 godzin, przecież godzinę się spóźniłem.
07 Sty 2009, Śro 12:16, PID: 108221
Ludzie,wielu z was pisze, jakby depresja była czyimś wymysłem, jakby dało się po prostu "wziąć w garść". Dziwne, ze na takim forum wciąż tak dużo średniowiecznych stereotypów. Z takimi chorobami człowiek nie radzi sobie sam. To tak, jakby mi ktoś powiedział : "weź się w garść" kiedy trzęsą mi się ręce. Jeszcze bardziej zaczęłyby się trząść.
No i jeszcze mieć depresję i mieszkać w niewielkiej miejscowości, gdzie nie ma perspektyw na oderwanie się... Funiu! Ktoś musi Ci pomóc. Sama nie dasz rady. Depresja to zaburzenia wydzielania serotoniny w mózgu. Trzeba go uregulować, dobrać odpowiednie leki. Wiem o tym, u mnie w rodzinie jest wiele przypadków depresji - bo przecież ma ona uwarunkowanie biologiczne, a nie że ktoś sobie coś wmawia. Leki, psychoterapia... ale lekarz musi być dobry. A nie taki, że jeszcze bardziej Cię zniszczy, tacy niestety bywają. No i koniecznie coś robić. Jeśli nie znasz dobrych ludzi "w realu" może znajdziesz przyjaciół w sieci. Ale nie bądź sama. Uwierz w to, nigdy nie będziesz sama, zawsze znajdą się ludzie, którzy będą gotowi Cię wspierać. Trzeba tylko poszukać, bo samemu się nie da...
07 Sty 2009, Śro 21:49, PID: 108355
Chyba trochę przesadzasz. Tym bardziej, że na koniec sama nie jesteś lepsza od tych, których krytykujesz ("rób coś", "nie bądź sama" itp. (parafrazując)).
Poza tym chyba nic dziwnego, że skoro Funia napisała na publicznym forum smutny, proszący o pomoc post, to ludzie starają się jej pomóc, jak umieją. A przecież z reguły nie są lekarzami, którzy na dodatek mieli z nią kontakt, żeby doradzić na 100% właściwie. Ot, ludzka życzliwość. A "tak w ogóle poza tym", to piłeczka w takich sytuacjach jest zawsze po stronie tego, co ma problem, bo musi on chcieć się z nim uporać, czyli właśnie wziąć się w garść, chociaż trochę. Funia na szczęście chce, więc wszystko jest na dobrej drodze.
08 Sty 2009, Czw 4:55, PID: 108427
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Sty 2009, Czw 4:57 przez MaryLou.)
Funia, mi pomaga myśl, że nie jestem z tym sama, że nie tylko ja się tak czuję, że to mija, jak wszystko w życiu, a potem znów wraca. Wiem, że w takich chwilach człowiek nie wierzy już w nic, myśli, że jest już na samym dnie dna i gorzej być nie może. Może być gorzej A skoro może być gorzej to może być i lepiej. Ale pomóc możesz sobie tylko Ty sama przede wszystkim. Musisz chcieć zmienić swoją sytuację i może to przykre ale pogodzić się z tym, że na swojej drodze spotkasz niezrozumienie i wiele przeszkód. Ale warto, każde zmarnowane lata przez depresję da sie nadrobić, każdy problem można rozwiązać a o złych rzeczach zapomnieć.
A szpital? Nie wiem czy to dobry pomysł. Po próbie samobójczej trafiłam na oddział ogólno-psychiatryczny dla dorosłych. Poranne śpiewanie "Kiedy ranne wstają zorze" przez "królową" Wandę, rzucanie klątw przez nawiedzonego neonazistę i oglądanie próbującego się przenieść w czasie dziadka to zdecydowanie nie dla mnie Nafaszerowali lekami, wypuścili i tyle. Jednak polecam jak najbardziej ośrodki leczenia nerwic (np. Klinika Nerwic na Sobieskiego w Warszawie), oddział otwarty, terapia grupowa, indywidualna, psychorysunek, choreoterapia, praca z ciałem, techniki relaksacyjne, terapia zajęciowa i inne. Leczenie nerwic, depresji, zaburzeń osobowości, zaburzeń odżywiania. Takie oddziały naprawdę pomagają, krótkoterminowa intensywna terapia, bez leków. Wiem, że jest jeszcze taki oddział w Krakowie, Komorowie i pewnie jeszcze kilku miastach.
11 Sty 2009, Nie 19:28, PID: 109400
Motyw z konsolą mnie rozwalił .
Niestety nie wiem co doradzić. Jeśli masz znajomych to spotykaj się z nimi, pójdź na jakąś komedię do kina, zrób coś dla Siebie .
11 Sty 2009, Nie 19:38, PID: 109406
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11 Sty 2009, Nie 19:40 przez Wafel.)
Obserwuje ten temat i nigdy nie wiem co powiedziec... teraz tez nie wiem Musisz przetrwac te ciezkie dni Funia... teraz jest zle, ale kiedys to sie odmieni! Musisz w to wierzyc, jeszcze kupa zycia przed Toba, wiec nigdy nie wiesz co sie wydarzy! Kto wie, moze za niedlugo wszystko sie odmieni... Nie probuj popelniac samobojstwa, bo w taki sposob prawdopodobnie zmarnujesz swoja jedyna szanse na dlugie, szczesliwe zycie! Nie wolno sie poddawac, na pewno Ci sie polepszy tylko musisz wytrwale czekac. Dasz rade, wierzymy w Ciebie
12 Sty 2009, Pon 23:00, PID: 109745
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Sty 2009, Pon 23:03 przez Ktoś.)
Nie wiem czemu piszę, bo w sumie nie znam lekarstwa na to, ale może powiem coś o sobie...
Od 11 do ponad 13 roku życia płakałem każdej nocy. Nie widziałem sensu życia aż do gimnazjum, gdzie powoli zaczynałem normalnieć.. ale tylko z takimi jazdami, gdyż byłem bardzo... ekscentryczny? tak to chyba dobre słowo... baaardzo ekscentryczny no i fobia dalej miała na mnie silny wpływ. Teraz jest znacznie lepiej, ale też róznie bywało, szczególnie na początku ogólniaka. Czasami nocą łzy same mi się cisnęły do oczu. Jeszcze częściej wystawiałem spod kołdry rękę i wyobrażałem sobie że ktoś mi wbija zastrzyk trucizny i tą formą egzekucji kończy mój nic nie warty żywot. Samookaleczałem się. Zwykle ciąłem skórę, ostatno jednak uszkodziłem chyba żyłę... do tętnicy nigdy jeszcze nie doszedłem i mam nadzieje że nie dojdę. Wyobrażałem sobie własną śmierc, najczęsciej przez przecięcie tętnicy, powieszenie, albo egzekucję. Czemu teraz jestem szczęśliwy? a) Pogodziłem się z samym sobą, z tym kim jestem pod każdym względem. b) Mam kolegów i przyjaciółkę, czy mam przyjaciół nie wiem, ale tej przyjaciółki jestem pewny, ona mi bardzo dużo dała i ma na mnie świetny wpływ. c) Zająłem się ćwiczeniami... sportem tego nie mogę nazwać, bo póki co tylko ostro ćwiczę ale nie uprawiam żadnej dyscypliny, jedynie co tydzień jeździłem na basen (znowu czas przeszły... ale od tego weekendu teraźniejszy ) a od wiosny wracam do tenisa i rowera Nawet nie wiesz jak mnie wczoraj bolały plecy... marzyłem żeby mi ktoś zrobił masaż bo nie mogłem się ruszać, dzisiaj jest już lepiej ale też się czuje ostro zmęczony. A teraz siedze sobie na forum, poesemesowałem z przyjaciółką i zjadłem świetną kolację 8) mój organizm dostał nagrodę za cały ból, pot i trud. Może wyciągniesz jakieś wnioski z mojego życia, które pomogą Ci Powodzenia Funiu
12 Sty 2009, Pon 23:50, PID: 109797
Szczerze mówiąc, gdyby nie sport tobym dawno skądś skoczył. Tak w skrócie podsumuję posta powyżej.
13 Sty 2009, Wto 4:06, PID: 109867
Mnie sport nie bawi. W sumie nic mnie nie bawi.
Żyję z dnia na dzień i nic mi się nie chce. Mam dośc rodziny, budy, braku kasy, mojej beznadziejności, momentami fobii, stanu zdrowia fizycznego i psychicznego. Jedynie co mnie jeszcze cieszy to fotografia i wszelkie imprezy okołogrowe. Niestety ostatnie spotkanie z Maćkiem Zakościelnym musiałem Sobie darować (rodzina ech). Ale na wiosnę z reguły humor mi się poprawia. To ta pogoda i fajne powietrze, częściejsze spotkania towarzyskie i takie tam . Na wiosnę odstawiam leki, będzie stresująco Nie wiem jak wy, ale ja czekam na wiosnę i lato PSo autorki tematu: trzymaj się, jesteśmy z tobą
13 Sty 2009, Wto 8:03, PID: 109872
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13 Sty 2009, Wto 8:04 przez Ktoś.)
ja na razie żadnego sportu nie uprawiam... mnie też nie bawią, jedynie ćwicze... nie jest zabawne kiedy dzisiaj obudziłem się z CHOLERNYMI zakwasami że się ruszać nie mogę i muszę jeszcze iść na wf... ale cóż mam zrobić? nie mogę mieć dla siebie litości poza tym jak ból minie będę szczęsliwy, a jakby go nigdy nie było to nie czuł bym różnicy i nie był bym szczęśliwy, proste
od weekendu znowu zaczynam jezdzić na basen... to bede mógł powiedzieć że pływam a od wiosny rower i tenis ale póki co tak jak mówiłem, żadnego sportu nie uprawiam |
|