16 Wrz 2007, Nie 23:38, PID: 2571
Biedny żółwik. Jak się zdobyłeś na wyjazd za granicę? Jeśli tam wyjechałeś.
16 Wrz 2007, Nie 23:38, PID: 2571
Biedny żółwik. Jak się zdobyłeś na wyjazd za granicę? Jeśli tam wyjechałeś.
17 Wrz 2007, Pon 0:34, PID: 2575
do Resustytacja
Michał napisał(a):Biedny żółwik. Jak się zdobyłeś na wyjazd za granicę? Jeśli tam wyjechałeś.No właśnie, jak?Ja sobie nie wyobrażam w najbliższym czasie wyprowadzac się z miasta w którym mieszkam, a gdzie dopiero za granice?Zupełnie nowe otoczenie, nowi ludzie, język, załatwianie spraw w urzędach, szukanie pracy(z tym mam problem nawet w kraju, a gdzie dopiero za granicą) no i noewyobrarzalny stres więc jak tobie z fobia udało się wyjechać(wypłynąc na szeroką wodę)?Opowiedz jak tego dokonałes? ...Ja bym nie dał rady
17 Wrz 2007, Pon 12:30, PID: 2595
[quote="maciejos85"]do Resustytacja
[quote="Michał"]Biedny żółwik. Jak się zdobyłeś na wyjazd za granicę? Historie swego zycia krotko opisuje tutaj: quote]http://phobiasocialis.pl/forapl_redirect...ight=#1410
17 Wrz 2007, Pon 14:40, PID: 2604
resuscytacja, masz dużo racji chciałam, żeby mnie polubili, zagadywałam ale nie było bierności z mojej strony, intersowało mnie wszystko i to nie z musu, że muszę o coś spytać, tylko naprawdę teraz z jednym z nich mam bliższy kontakt, w sensie przyjaźni i nie żałuję, że wtedy do nich poszłam i pogadałam przełamałam się i teraz jestem dużo silniejszai pewniejsza, widzę to w swoim zachowaniu
17 Wrz 2007, Pon 16:50, PID: 2620
I tak miałeś dużo odwagi Resuscytacja, ja na taką odwagę bym się nie zdobył.
18 Wrz 2007, Wto 16:31, PID: 2678
Michał napisał(a):I tak miałeś dużo odwagi Resuscytacja, ja na taką odwagę bym się nie zdobył. To nie kwestia odwagi, to byla raczej desperacja. Bylo mi tak zle w Polsce, ze w wyjazdzie za granice upatrywalem nadzieje na lepsze zycie, a przede wszystkim na znalezienie przyjaciol, ludzi, ktorzy mnie zrozumia. Gdyby nie pomoc kolegi, sam bym sie nigdy nie odwazyl. W Polsce sam nie wiedzialem, co mi jest, gdybym wiedzial, pewnie bym, zostal i sie leczyl specjalistycznie. Tu to odkrylem z Internetu. Co do Irlandii. Fajny kraj, zyczliwi, sympatyczni ludzie, i niestety...normalni. Wsrod nich czuje sie tak jak wsrod Polakow, tyle ze jeszcze gorzej bo dochodzi kwestia jezyka. Angielskiego ucze sie od wielu lat, ale tutaj jak mam do kogos zagadac czy nawet odpowiedziec to mnie zatyka i prostego zdania nie umiem skonstruowac. Mamrocze tylko pod nosem i popelniam bledy typu 'there's OK.' Ze zrozumieniem co do mnie mowia jest jeszcze gorzej. To ten stres socjofobiczny paralizuje mowienie i juz nie ucze sie angielskiego, bo wiem ze to nie ma sensu, najpierw musze usunac ten lek przed kontaktem. Nie chcialem tego pisac, bo to az nie do uwierzenienia, ale dobra, wiedzcie co robi z czlowiekiem ta choroba. Z matury z ang. (pisemnej oczywiscie) dostalem szostke, zrobilem licencjat z filologii angielskiej, potrafilem spedzac po kilkanascie godzin dziennie na nauce tego jezyka, a tu prosze jakie efekty, zalamac sie mozna. Ale coz, zyje sie dalej. Teraz cos o naszych rodakach. A wiec Polacy, ktorzy ze mna przyjechali to ludzie 10 razy pewniejsi siebie ode mnie i na pewno pewniejszi siebie od tych, ktorych znalem w Polsce. Przewaznie sa kilka lat starsi ode mnie, ale w rozwoju spolecznym wydaja sie dojrzalsi o kilkanascie lat. Aklimatyzacja w pracy natychmiastowa (ja oczywiscie do dzisiaj czuje, ze nie pasuje do nich), angielski na poczatku wiadomo mieli klopoty, ale z miesiaca na miesiac porozumiewali sie coraz swobodniej (oprocz Polakow tez sa tu glownie Slowacy, tez Litwini, Nigeryjczycy, Portugalczyk), wiekszosc jest po studiach wyzszych (nawet renomowane kierunki jak prawo, informatyka i elektronika, jeden tu nawet doktorat z biologii ma) a robia fizycznie na linii produkcyjnej, jesli nie na kuchni albo nawet sprzataja. Przyjechali tu parami albo juz jako malzenstwa, plan zazwyczaj maja taki: kilka lat, swoje zarobic i wrocic zyc w dostatku. Juz po kilku tygodniach kupowali laptopy, markowe ciuchy, po kilku miesiacach samochody klasy sredniej (uzywane oczywiscie), po mniej wiecej pol roku niektorzy brali kredyt na wlasne mieszkanie lub dom nawet 250 000 euro (po to zeby oczywiscie po jakims czasie sprzedac go z zyskiem, a nie zeby tam mieszkac na stale!) i wynajmuja pokoje lokatorom, kupuja akcje firmy, kupuja dzialki i nieruchomosci w Polsce, robia jakies inwestycje, pary jezdza do Polski, zeby sie ozenic i wracaja (mniejszy podatek dla malzenstw), niektore mlode malzenstwa zdecydowaly sie urodzic dzieci (niezly zasilek) i ogolnie wszyscy kombinuja jakby tu zarobic jak najwiecej na tej Irlandii. Przyswieca im haslo: 'nie oszukujmy sie, jestesmy tu dla pieniedzy.' Ale tez lubia pozwiedzac. Robia sobie wycieczki samochodem po calej Irlandii, zwiedzaja ciekawe miejsca. Na urlopy jezdza do cieplych krajow: Egipt, Cypr, Grecja, Hiszpania, nawet na Floryde. Ale najbardziej to lubia zabawe. Urzadzaja sobie imprezki w weekendy i pija wiele wlezie. I po halasie zaraz wiadomo kto w danym miejscu mieszka. A gdzie moje w tym wszyskim miejsce? No coz moje mozliwosci skonczyly sie na zakupie laptopu. Chodze sobie do pracy (na szczescie mam blisko), robie co trzeba, powiem czesc i do jutra (niekiedy), nawet wymienie kilka zdan z bardziej sympatycznymi ludzmi, potem znow drep drep do domu, cos tam sobie upichcic (jak dobrze, ze w pracy jest stolowka) i zamknac sie samemu w czterech scianach. Nudne? Eee, w koncu mam internet (chociaz teraz nie, bo ten gamon Grzesiek posluchal narzeczonej, wylaczyl modem i zamknal pokoj na klucz, gdy pojechal do Polski sie ozenic), zawsze na nim cos ciekawego sie znajdzie. Mam mnostwo filmow, jest co ogladac. Moge se tez puscic glosno muzyke (trance, techno, house, dance) i udawac, ze jestem na dyskotece (lubie sie wczuc w rytm). Mam tez duzo ksiazek, ale komu by sie chcialo je czytac, co ja w szkole jestem czy co? Czasami se moge z lokatorami pogadac, to postep, bo wczesniej mieszkalem w domu, do ktorego przychodzilem z pracy, gdy juz wspollokatorzy wyszli do pracy, bo pracowalismy na inne zmiany. Po tym wiec jak sie tak strasznie nagadalem w pracy mialem wreszcie cisze i spokoj oraz caly dom dla siebie. Super! A jakie ciekawe weekendy mam! Na zakupy se ide w sobote! Ha! Plecak na plecy + reklamowka i wloke towar pol godziny z miasta. I to jeszcze pod gorke. Co za ubaw! Ale prawdziwa zabawa zaczyna sie wieczorem, gdy sie organizuja ludziska i nakrecaja imprezke. Tylko jedna osoba jakos nie chce sie przylaczyc i woli siedziec sama w swoim pokoju. 'Ale przeciez my go pytalismy, nie chce to nie musi.' A w niedziele to se moge do kosciola isc, chociaz jakos ostatnio nie bylem, hmm, wiara oslabla czy co. W Polsce mam rodzicow i brata, jest do kogo przynajmniej zadzwonic, zeby potem oni mogli sie pochwalic, ze ich odwazny syn do Irlandii pojechal. 'Dobrze, zobaczy troche swiata, pozna ciekawych ludzi, moze spotka jakas Irlandke...' No i kase przywiezie, hehe. Pewnie znajomi w Polsce umieraja z zazdrosci 'ten tam musi zarabiac, a my tu za 1000 zl robimy, temu to tam dobrze.' No pewnie, ze tak, bo jak kiedys powiedzialem koledze 'tacy ludzie jak ja musza miec kase, bo inaczej zgina marnie.' Ludzie leczcie sie! Z tym mozna zyc, ale jak?! Zycie biegnie obok, a ja patrze jak ucieka. Sam.
18 Wrz 2007, Wto 19:17, PID: 2695
Caekamy z niecierpliwością.Opowiadaj jak tam jest....?
18 Wrz 2007, Wto 19:24, PID: 2697
Racja - koty są najwspanialsze e tam
ale kota mozna porownac...do fobika w PEWNYM SENSIE kto tez jest malo ufny chodzi wlasnymi sciezkami wyznaczonymi przez siebie trzyma sie glownie osob znanych i zaufanych unika ryzka i stroni od nieznajomych :0 moze nie napisalem tu prawdy ale mysle ze jest podobnie ja mialem kiedys zolwia bo jestem uczulony na siersc kota ale to nie znaczy ze ich nie lubie poprostu nie moge go miec
29 Wrz 2007, Sob 21:37, PID: 3370
Zastanawiam sie, czy ludzie sprawdzaja tylko nowe posty i przez to nikt nie zauwazyl opisu moich doswiadczen w Irlandii, czy naprawde nikt nie chce skomentowac tego...
29 Wrz 2007, Sob 21:40, PID: 3371
No ja to przeczytałem, ale już nie pamiętam, czemu nic nie napisałem. Może nie czułem, że coś muszę lub mam do powiedzenia.
30 Wrz 2007, Nie 13:07, PID: 3416
A ja dopiero teraz zauważyłem.
Do Irlandii moim zdaniem wyjeżdżają 2 rodzaje ludzi: ambitni (zwykle po studiach humanistycznych) i kombinatorzy. Ambitni muszą odreagować pracę przy taśmie i pija. A kombinatorzy i oblewają swoją robotę i to że ją mają bo w kraju nikt by ich nie zatrudnił. W Polsce też można siedzieć w domu i mi nie robiłoby to większej różnicy: tu czy tam. Nawet cieszyłbym się z tego że mogę mieszkać sam i nikogo to nie burzy że nie wychodzę, nie muszę się nikomu tłumaczyć.
25 Lut 2008, Pon 23:27, PID: 13670
To mój ojciec jest chyba niezłym kombinatorem .
O szóstej szedł do pracy, wracał między pierwszą a drugą, i hop na kanapę, przed telewizorek. Dopiero teraz, w wieku 44 lat, doszedł do wniosku, że w życiu nic nie osiągnął, bo sie obijał, a kasa była nam potrzebna. Z wykształcenia spawacz, języków zero, zdecydował, że pojedzie do Irlandi. Jakiś rok się zbierał do tej decyzji (na początku to były tylko żarty), ale się zdecydował. Teraz dobrze zarabia, uczy się angielskiego, i opowiadada (przez telefon) jak to tam fajnie. Oststnio na poważnie spytałam moją matkę jak to będzie dalej tzn. Jak długo on tam będzie itd. A ona nie umiała odpowiedzieć. Jak już ją tak godzinę wypytywałam, to powiedziała, ze może tam pojedziemy. Nie wyobrażam sobie tego. Nie i tyle. Ekhem... A wracając do tematu , to też jestem żółwikiem. Jestem bardzo wrażliwa, i jak tylko słyszę jakąś krytykę to mam ochotę płakać. Najczęściej jest tak, że wszystko duszę w sobie, a potem nie wiem co mam z tym nagromadzonym żalem zrobić. Moi nieliczni znajomi nieźle by się zdiwlili, gdyby ktoś im powiedział, że ja niby wrażliwa jestem. Na codzień staram się być jeżem, ale rzadko mi to wychodzi w stosunku do ludzi z zewnątrz. Tak się niszczęśliwie złożyło, że najzęściej "kłuję" moich bliskich, bo niby mnie kochają itd. Ale ile mogą to wytrzymać ?
26 Lut 2008, Wto 2:08, PID: 13694
Neira napisał(a):Ekhem... A wracając do tematu , to też jestem żółwikiem. Jestem bardzo wrażliwa, i jak tylko słyszę jakąś krytykę to mam ochotę płakać. Najczęściej jest tak, że wszystko duszę w sobie, a potem nie wiem co mam z tym nagromadzonym żalem zrobić. Moi nieliczni znajomi nieźle by się zdiwlili, gdyby ktoś im powiedział, że ja niby wrażliwa jestem. Na codzień staram się być jeżem, ale rzadko mi to wychodzi w stosunku do ludzi z zewnątrz. Tak się niszczęśliwie złożyło, że najzęściej "kłuję" moich bliskich, bo niby mnie kochają itd. Ale ile mogą to wytrzymać ?Jakbym czytala o sobie. A najglupsze jest to uczucie ze ''nie zaslugujesz'' na milosc, mimo ze jestem calkiem ladna nie pojmuje,ze moglabym sie komus podobac i wynajduje tysiac powodow, zeby tak nie bylo. Ech.
11 Mar 2008, Wto 20:09, PID: 15470
(...)
11 Mar 2008, Wto 20:45, PID: 15473
Maren. napisał(a):Natomiast w przeciwieństwie do Ciebie nie lubię się wyżywać na innych, ale niestety zdarza się, że kłócę się i jestem nerwowa w stosunku do bliskich. Wiem, że to pewnie czasem nie zależy od Ciebie... ehh.. Rany... To zabrzmiało jakbym tylko czekała, aż ktoś się nawinie, żeby się na niego rzucić z nożem ... A nie o to mi chodziło. W tej chwili mieszkam tylko z mamą, i to nie jest tak, że tylko na nią warczę i ją atakuję. Nienawidzę i boję się kłócić, a konfrontacji unikam za wszelką cenę (zazwyczaj upokorzenia...). To przeważnie jest tak, że ona do mnie mówi, ja odpowiadam półsłówkami, lub kiwam głową, a to ją drażni. Ona zaczyna krzyczeć, a wtedy ja: 1) Albo siedzę cicho, i czekam, aż skończy, a potem idę do siebie. 2) Odpowiadam na atak, ale tylko parę zdań, żeby to nie zaszło za daleko, a następnie znowu ląduję w pokoju. Ja się nie wyżywam na niczym, i to jeden z moich problemów, bo wszystko "trzymam w środku".
11 Mar 2008, Wto 20:54, PID: 15475
My się raczej nie wyżywamy na innym , tłumimy to w sobie.
Każdy z Nas jest takim żółwikiem .
16 Sty 2012, Pon 21:24, PID: 289284
Idealne porównanie.
|
|