10 Wrz 2009, Czw 20:40, PID: 174745
Cóż, u mnie od czasu do czasu ktoś pojawia się w życiu, ale w porównaniu z ludźmi, z którymi czasem rozmawiam na gadulcu i zazwyczaj są zajęci no to... jest prawie nic. Rok temu nie byłem na żadnej osiemnastce - nikt mnie nie zaprosił. Może nie bolało mnie to AŻ tak bardzo, gdyż myślałem, że tylko Ci imprezowi robią jakieś wielkie party, a reszta w jakimś kameralnym gronie... ale tydzień temu zobaczyłem na naszej klasie zdjęcie z imprezy osoby z tej drugiej grupy, gdzie był koleś z grupy, do której w liceum czułem tak wielką niechęć, że hej (w końcu się na nich zawiodłem...). I strasznie przykro mi się zrobiło...
Chyba największym problemem nie jest to, że nie mam zupełnie do nikogo się odezwać, ale brakuje mi takich ludzi, których nie musiałbym naciągać na spotkanie. To swoją drogą ciekawy paradoks: niby to ja jestem taki nieśmiały i lękliwy, a staram się nawiązać kontakt, spotkać się - na siłę. Żeby innym bardzo zależało, tak jak mi, to świat byłby piękny...
No i, niestety, doświadczenia z przeszłości ciążą i są cholernym balastem.
Jeszcze co do pewnych kompleksów, o których pisaliście: ja nie jestem zbytnio zadowolony z formy, w jakiej coś mówię. Wydaje mi się to mocno spłycone, a wewnątrz czuję znacznie wyraziściej niż mówię. Może to dlatego, że przez lata m.in. tłumiono u mnie moją złość i powtarzano, że "pokorne cielę dwie matki ssie"?
Wybaczcie za trochę chaotyczny post, ale po prostu - tak czuję.
Chyba największym problemem nie jest to, że nie mam zupełnie do nikogo się odezwać, ale brakuje mi takich ludzi, których nie musiałbym naciągać na spotkanie. To swoją drogą ciekawy paradoks: niby to ja jestem taki nieśmiały i lękliwy, a staram się nawiązać kontakt, spotkać się - na siłę. Żeby innym bardzo zależało, tak jak mi, to świat byłby piękny...
No i, niestety, doświadczenia z przeszłości ciążą i są cholernym balastem.
Jeszcze co do pewnych kompleksów, o których pisaliście: ja nie jestem zbytnio zadowolony z formy, w jakiej coś mówię. Wydaje mi się to mocno spłycone, a wewnątrz czuję znacznie wyraziściej niż mówię. Może to dlatego, że przez lata m.in. tłumiono u mnie moją złość i powtarzano, że "pokorne cielę dwie matki ssie"?
Lightbulb napisał(a):W każdym razie tworzymy trzyosobową kompanię ludzi niezbyt przystosowanych RazzKurczę, no szczęściarz!
LEON napisał(a):A i to czego bałem się zrobić: pojechać na stypendium gdzieś zagranicę, koniecznie!!Rany, ja już bym chciał!
Sugar napisał(a):Obecnośc drugiej osoby zawsze dopinguje nie wiem dlaczego.O tak, ja też tak mam! Może to na zasadzie "już nie jestem jedynym, który będzie dziwakiem/oryginalny/inny/whatever". No i też nie zajmujemy się tak swoimi problemami, no bo jesteśmy z kimś. A jak się świetnie czujemy z tą drugą osobą to już w ogóle, lęki baj baj.
gemsa napisał(a):Ja przełamałam się dopiero na studiach. Przewija się tam tyle ludzi, że nie sposób było nikogo nie poznaćRazz pamiętam jaka byłam wtedy z siebie dumna naprawdę sama się dziwiłam, że z taką łatwością mi to przychodzi.Oby tak było ze mną Ale jednak jestem ostrożnym pesymistą. Tak się mówi, że na studiach już są inni, mądrzejsi ludzie, ale chyba nie wierzę do końca w takie cuda...
ranveig napisał(a):Chyba największym moim problemem jest to, że mam 15 lat (wiem, ze mnie) i coraz bardziej zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że tracę najfajniejsze lata swojego życia. Teraz, kiedy powinnam spotykać się ze znajomymi, chodzić na imprezy - przesiaduję w domu przed komputerem/książką słuchając muzyki.Ja w tym momencie mam taką ochotę, by w końcu korzystać z życia, ciągnie mnie do dalekiego świata, pomimo lęków, chodzę na koncerty, jadę do różnych miast i w ogóle...
Wybaczcie za trochę chaotyczny post, ale po prostu - tak czuję.