11 Wrz 2009, Pią 19:08, PID: 174952
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11 Wrz 2009, Pią 20:01 przez tr3bor91.)
U mnie niestety jedną z miar bycia kimś, kogo można zaakceptować, jest ilość posiadanych znajomych...a ja niestety nie mam żadnych, bo straciłem wszystkie znajomości z dawnych lat. Trochę żałuję tego, że tak to się wszystko potoczyło, ale z tego co zdążyłem zauważyć przez te wszystkie lata - otaczają mnie ludzie fałszywi i tacy, którzy liczą wyłącznie na własną korzyść...nie liczą się dla nich wyższe wartości jak przyjaźń czy miłość...i to mnie boli najbardziej, nie chcę żyć w takim otoczeniu a narazie nie mam szans by cokolwiek zmienić. Poza tym wiadomo - nie jesteś taki jak oni, nie chodzisz na imprezki, nie robisz tego, co oni - jesteś nikim, jesteś skreślony na amen. I ja tak niestety mam, siedzę w domu od kilku lat, bo nawet nie mam do kogo wyjść...dla mnie wszyscy ludzie tutaj są tacy sami, źli i fałszywi...chociaż wiem, że tak nie jest...są i ludzie tzw. dobrej woli, z którymi być może byłbym w stanie nawiązać dobry kontakt. Ale komu chce się szukać takich ludzi? Jak nawet nikt nie ma odwagi mówić o swoich problemach...
A jeśli chodzi o mój początek z fobią - prawie 10 lat temu straciłem najlepszego kumpla, z którym znałem się od najmłodszych lat. Poszło o błahą sprawę, a i tak nie odzywamy się do siebie do tej pory...zresztą on jest teraz oczywiście zupełnie inny niż ja...radzi sobie w życiu - w przeciwieństwie do mnie. Od utraty tej znajomości wszystko się zaczęło, zacząłem coraz częściej przesiadywać w domu, olewać znajomych(chociaż nie przypominam sobie, aby oni mnie chcieli gdziekolwiek wyciągać)...no i tak właśnie zdziwaczałem. Z każdym rokiem było coraz gorzej, a apogeum moich problemów nastąpiło w gimnazjum...na samym początku zostałem skreślony...może byłoby inaczej, gdyby nie kilku kolegów z podstawówki Ale teraz czasu nie cofnę, nie ma zresztą o czym mówić, mam rozwalone życie, po części na właśne życzenie, po części z winy innych...
...masz rację, nie oceniaj ludzi po pozorach (akurat w moim przypadku po paru postach)...można się później bowiem bardzo rozczarować daną osobą, na mnie juz wielu ludzi się zawiodło. Nie chciałem zawieść, ale to zrobiłem, mam nadzieję, że te osoby mi wybaczą, choć pewnie tego nie czytają.
A co do mojego życia i sensu istnienia - sam nie wiem czy zasługuję na życie...może lepiej byłoby, abym się nie urodził. Wiem - to chore myśli, ale często mam wrażenie, że beze mnie świat byłby lepszy...szczególnie ten świat mnie otaczający, blisko mnie. Przynajmniej byłoby lżej tym ludziom, dla których jestem ciężarem, a moja obecność jest dla nich złem koniecznym.
A jeśli chodzi o mój początek z fobią - prawie 10 lat temu straciłem najlepszego kumpla, z którym znałem się od najmłodszych lat. Poszło o błahą sprawę, a i tak nie odzywamy się do siebie do tej pory...zresztą on jest teraz oczywiście zupełnie inny niż ja...radzi sobie w życiu - w przeciwieństwie do mnie. Od utraty tej znajomości wszystko się zaczęło, zacząłem coraz częściej przesiadywać w domu, olewać znajomych(chociaż nie przypominam sobie, aby oni mnie chcieli gdziekolwiek wyciągać)...no i tak właśnie zdziwaczałem. Z każdym rokiem było coraz gorzej, a apogeum moich problemów nastąpiło w gimnazjum...na samym początku zostałem skreślony...może byłoby inaczej, gdyby nie kilku kolegów z podstawówki Ale teraz czasu nie cofnę, nie ma zresztą o czym mówić, mam rozwalone życie, po części na właśne życzenie, po części z winy innych...
...masz rację, nie oceniaj ludzi po pozorach (akurat w moim przypadku po paru postach)...można się później bowiem bardzo rozczarować daną osobą, na mnie juz wielu ludzi się zawiodło. Nie chciałem zawieść, ale to zrobiłem, mam nadzieję, że te osoby mi wybaczą, choć pewnie tego nie czytają.
A co do mojego życia i sensu istnienia - sam nie wiem czy zasługuję na życie...może lepiej byłoby, abym się nie urodził. Wiem - to chore myśli, ale często mam wrażenie, że beze mnie świat byłby lepszy...szczególnie ten świat mnie otaczający, blisko mnie. Przynajmniej byłoby lżej tym ludziom, dla których jestem ciężarem, a moja obecność jest dla nich złem koniecznym.